Forum ŚWIATOWID Strona Główna ŚWIATOWID
czyli ... obserwator różnych stron życia
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Morda w ... kubeł
Idź do strony Poprzedni  1, 2
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚWIATOWID Strona Główna -> A co tam Panie ... w polityce???
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Pią 21:08, 15 Lip 2011    Temat postu:

Tajemnicze spotkanie

Według informacji "Gazety Wyborczej" komisja MSWiA, która przygotowywała raport na temat katastrofy smoleńskiej zebrała się w środę, a jej spotkanie trwało ponad sześć godzin.
Co uzgadniano? - Do momentu opublikowania raportu komisja się nie wypowiada na temat swoich prac - mówi Małgorzata Woźniak, rzeczniczka MSWiA.

Pewnikiem nasz cudotwórca .... ma jednak potężnego zgryza z tym raportem Think Think


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Baltazar



Dołączył: 01 Sty 2011
Posty: 260
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pomorze

PostWysłany: Sob 19:22, 16 Lip 2011    Temat postu:

Skoro już mowa o RAPORCIE Millera oraz pytaniach, dlaczego pomimo tylu "bardzo poważnych kupa smiechu obietnic", nie znamy jeszcze jego treści:
- Otóż uważam, że sprawa tłumaczenia RAPORTU na języki obce to zwykła, prostacka ściema, sypanie piaskiem w oczy, po to tylko, by odwlec termin jego publikacji.
Przecież problem że ma być jeszcze w wersji rosyjskiej i angielskiej nie pojawił się wczoraj i można było tłumaczyć kolejne rozdziały w miarę jak powstawały.
Więc nie problem w tym.
Zresztą 300 stronicowy tekst choćby nie wiem jak zawiły, można w dzisiejszych czasach przetłumaczyć w ciągu tygodnia, zwłaszcza jeśli się weźmie pod uwagę, że taka komisja ma do dyspozycji tyle kasy, by opłacić nawet najlepszych tłumaczy, jacy w Polsce są.
Opowiadanie o tym że tam jest bardzo dużo sformułowań oraz terminów specjalistycznych, jest moim zdaniem pokrętne bo gdyby to było prawdą, nie miałoby najmniejszego sensu pieprzenie głupot, że RAPORT będzie udostępniony szerokiej gawiedzi, ponieważ to by oznaczało że i Polacy go po prostu nie zrozumieją, a czy o to chodzi?
- A jeśli nie o to, to o co???


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Baltazar dnia Sob 19:34, 16 Lip 2011, w całości zmieniany 7 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Halina



Dołączył: 29 Maj 2011
Posty: 271
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdynia

PostWysłany: Sob 22:58, 16 Lip 2011    Temat postu:

Baltazar napisał:

- Otóż uważam, że sprawa tłumaczenia RAPORTU na języki obce to zwykła, prostacka ściema, sypanie piaskiem w oczy, po to tylko, by odwlec termin jego publikacji.

Tak, też tak uważam przecież nic więcej się nie do wiemy z tego raportu czego byśmy już nie wiedzieli .A może po prostu chodzi o to by publikacje odwlec by Pis jak najkrócej przed wyborami mógł grac i dyskutowac na ten temat bo prawdopodobnie na tym raporcie oprze kampanię wyborczą .
A przecież jakieś wnioski powinny byc sformułowane i może trzeba wskazac winnych zaniedbań ,i tu jest ten ból PO .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Nie 12:50, 17 Lip 2011    Temat postu:

Podejrzewam, że polski pilot F16 oraz doświadczony pilot lotnictwa cywilnego uporaliby się z tłumaczeniem raportu w przeciągu tygodnia.
Tyle, ze nie są ... przysięgłymi, aczkolwiek w sprawie która stanowi clou problemu, są jak widać ...dyletantami.
Baltazar napisał:
- A jeśli nie o to, to o co???

Chodzi o to jak w piosence ...aby królczka gonić a nie złapać.
Cokolwiek by w raporcie nie było ... PiS i tak go bedzie wściekle atakował a nadworni apologeci PełO bedą z niego robić ...idiotów.
A to, ze sie nie znają na lotnictwie a to, ze szkodzą dobrym stosunkom z Rosją.
Nawiasem mówiąc, w ramach dobrych stosunków Rosja dalej trzyma w areszcie naszą ... zieleninę w obawie przed zarazą d'oh!
Sprawy gospodarcze pójdą na bok, sprawa prezydencji nie wypali albowiem możni tego świata mają problem ... walacej się Unii i nie bedą sie zajmować naszymi ...priorytetami.
Pozostaną tylko POPiSowe ...igrzyska


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Sob 16:58, 23 Lip 2011    Temat postu:

Zwyczajowo, premier kończy robotę w czwartek a rozpoczyna w poniedziałek po południu lub we wtorek rano.
I dlatego nie bez znaczenia jest to, że ogłosił prezentację raportu Millera 29 lipca. Wypada to w .... piątek czyli w weekend.
Czyli jak już wcześniej pisałem niezależnie od tego co znajdzie się w raporcie, od piatku zacznie się awantura.
Tym .... prostackim, wielokrotnie już stosowanym przez pijarowców sposobem, zyska czas niezbędny do zorientowanie się co w trawie piszczy, a ponadto ... autorytety moralne wyczyszczą mu ewentualne ... pole minowe, narzucając ... publiczności okreslony sposób myślenia na temat raportu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Nie 10:59, 25 Wrz 2011    Temat postu:

w51 napisał:
Polscy dziennikarze - obudźcie się !

Jan Palach -- student filozofii praskiego Uniwersytetu Karola, który w proteście przeciwko agresji Układu Warszawskiego na Czechosłowacjęi powszechnej apatii czeskiego społeczeństwa 16 stycznia1969 o godz. 4 po południu dokonał aktu samospalenia przed Muzeum Narodowym na Placu Wacława w Pradze. Zmarł w szpitalu po kilku dniach. Władze kneblowały informacje.

Ryszard Siwiec - żołnierz AK, filozof, księgowy z Przemyśla. Protestując przeciwko inwazji na Czechosłowację dokonał 8 września 1968 samospalenia w czasie ogólnokrajowych dożynek na Stadionie Dziesięciolecia w Warszawie w obecności szefów partii, dyplomatów i 100 tysięcy widzów. Zmarł w szpitalu po kilku dniach. Władze kneblowały informacje. Sprawa nieznana była do 1989 r. Dopiero film i audycja radiowa Macieja Drygasa przedstawiła całą dramatyczną historię..

Andrzej Ż.- człowiek, którego nazwiska nawet nie wymienia się, tylko inicjały, jak w stosunku do podejrzanego, wykrył korupcję w Urzędzie Skarbowym , gdzie pracował i przekazał to Ministerstwu Finansów, za co został z pracy wyrzucony praktycznie z wilczym listem. Odtrącony przez władze Polski demokratycznej wszystkich szczebli , włącznie z niereagującymi na jego listy premierem, marszałkiem sejmu i prezesami partii opozycyjnych, w proteście dokonuje przed budynkiem Rady Ministrów w dniu 22 września 2011 r samospalenia. Trzeci dzień leży w szpitalu, ale już wszyscy:

Politycy i dziennikarze wyciszają jego dramatyczny protest, bo trwa kampania wyborcza. A tak naprawdę „wyciszenie całej sprawy w imię nie wykorzystywania tragedii ludzkiej w kampanii, to zadanie temu człowiekowi kolejnego ciosu.” – pisze crack i ma rację.

Nie rozumiem, co się dzieje w polskim dziennikarstwie. Cisza jakby pod dyktando polityków. Jedynie tropienie, która partia "wykorzysta" temat. Zawładnęli waszymi mózgami? Za moich czasów każdy by pędził , by dowiedzieć się wszystkiego o historii tego człowieka, sprawie korupcyjnej, którą wykrył , urzędnikach, którzy go z tego powodu niszczyli itd., wszystkie tytuły powinny opublikować treść jego listów do władz. Każdy pojawiający się w mediach polityk powinien być przepytywany na temat tej sprawy.

To zachowanie prasy i mediów ( poza Internetem) przejdzie do historii. Hańba.

P.S. Tylko politycy PJN, a konkretnie z ust Pawła Kowala usłyszałam, że "obok tej sprawy nie wolno przejść obojętnie".


[link widoczny dla zalogowanych]

Ale oni się nie .... zbudzą . Bo ........... jak w tytule topiku
Sq.... o i tyle


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Śro 8:43, 28 Wrz 2011    Temat postu:

Minęło pięć dni od próby samospalenia się Andrzeja Ż.
Czy którykolwiek z tabloidów podał aktualną informację o stanie jego zdrowia?
Czy jakakolwiek stacja telewizyjna przepytała na tę okoliczność lekarzy?
Nieeeeeeeeeeeee, albowiem w odróznieniu od wypadku pieszczocha systemu Jarosława Wałęsy stanowi to .... głęboki wyrzut sumienia układu obecnie nam panującego i jak widać .... skrzętnie ukrywany

Obrzydliwość !!!!!!!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Pon 19:38, 09 Sty 2012    Temat postu:

Wśród tego całego szumu medialnego wokół samobójczej próby płk Przybyła jakoś dziwnie brak jest nagłosnienia przez pismaków oraz pożal się boże politykierów tego oto fragmentu jego oświadczenia :

Szanowni Państwo, jesteście dziennikarzami Rzeczpospolitej Polskiej. W mojej ocenie zostaliście zmanipulowani. Prokuratura Wojskowa ze szczególnym uwzględnieniem Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Poznaniu Wydział do Spraw Przestępczości Zorganizowanej w chwili obecnej prowadzi najpoważniejsze śledztwa dotyczące przestępstw gospodarczych o charakterze zorganizowanym na szkodę Sił Zbrojnych Rzeczpospolitej Polskiej. Zagrożone są nie tylko setki milionów złotych pochodzących z budżetu państwa, ale przede wszystkim życie i zdrowie żołnierza polskiego, który często otrzymuje sprzęt wadliwy lub niesprawny. W sytuacjach gdy wysyłamy żołnierze na misje jest to niedopuszczalne.

W dniu 31 grudnia 2011 r. udzieliłem pełnej informacji na temat rezultatów prowadzonych przez mój wydział śledztw. W sprawach dotyczących przestępczości gospodarczej oskarżaliśmy zawsze skutecznie, bez uniewinnień.
Nasze śledztwa w tej chwili obejmują coraz większy zakres. Prowadzą do ujawnienia nowych nieprawidłowości oraz systemu przestępczych powiązań na styku działania prywatnej przedsiębiorczości funkcjonariuszy państwowych decydujących o dystrybucji kolosalnych środków finansowych. Ujawnialiśmy przestępstwa korupcyjne, mechanizmy ustawiania przetargów i wyłudzania ogromnych kwot z budżetu Wojska Polskiego. Moim zdaniem, szanowni państwo, podkreślam moim zdaniem, to właśnie z tego powodu jesteśmy bezpodstawnie atakowani.

[link widoczny dla zalogowanych]

**********
Czyli co ... morda w kubeł ????


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Sob 19:00, 14 Sty 2012    Temat postu:

Życie z dziurą w potylicy
07 sty 2012

Subotnik Ziemkiewicza


O Zbrodni Katyńskiej − nie znając jeszcze jej szczegółów − elity państwa polskiego na wychodźstwie wiedziały znacznie wcześniej, zanim w wydawanych w okupowanej Polsce gazetach pojawiły się zdjęcia rozkopanych przez Niemców dołów, pełnych zetlałych zwłok w resztkach mundurów.

Już w pierwszych miesiącach po porozumieniu Sikorski − Majski stało się jasne, że wśród zgłaszających się do wojska oficerów brakuje tych, którzy trzymani byli w Ostaszkowie, Starobielsku i Miednoje. Potem pojawiły się relacje, wśród nich nie pozostawiająca już żadnej wątpliwości opowieść Stanisława Swianiewicza − tego, którego egzekucję, z racji jego wiedzy fachowej, sowieci w ostatniej chwili wstrzymali i który na stacji kolejowej obserwował, jak jego koledzy wywożeni są w las wracającym co kwadrans autobusem o zamalowanych szybach. A jednocześnie z kraju doszły do Londynu raporty wywiadu AK, który dotarł do świadectw okolicznej ludności.

Wszystkie te informacje polscy przywódcy wojskowi i cywilni próbowali utrzymać w ścisłej tajemnicy. Swianiewiczowi i innym, którzy otarli się o tragedię, surowo zakazano jakichkolwiek rozmów na ten temat, podobnie zrobiono z raportami wywiadu. Dowódcom nakazano z całą surowości karać podwładnych za jakiekolwiek publiczne dociekania losu zaginionych oficerów i w ogóle wszelkie dyskusje na ten temat.
Straszny, zupełnie pomijany moment w naszych dziejach.

Wtajemniczonym i tym, którzy chcą o tym wiedzieć, stopniowo odsłania się przed oczami obraz masowego mordu, obraz, którego nie sposób odrzucić, ale i nie sposób przyjąć go do wiadomości − trwa przecież wojna z Niemcami, z Hitlerem. A Hitler jest dla całego wolnego świata ucieleśnieniem zła, wrogiem numer jeden, wielkim szatanem, którego pokonaniu trzeba podporządkować wszystko. Stalin jest w tej walce ważnym sojusznikiem, to Sowiety wszak dźwigają największy ciężar tej wojny, jakim jest wielokilometrowy front wschodni, stopniowo pochłaniający siły i rezerwy Niemiec. Przywódcy Zachodu nie wybaczą Polsce jakichkolwiek antyrosyjskich fobii i uprzedzeń. Sowieci doskonale o tym wiedzą, i przejawiają jeszcze większą niż zwykle drażliwość na swoim punkcie. Jakiekolwiek, najbardziej nawet uniżone prośby o wyjaśnienie, gdzie podziali się zaginieni Polacy, wywołują natychmiast furię Moskwy i gromkie pogróżki, a wtedy Churchill z Rooseveltem naskakują brutalnie na polskich przywódców za brak odpowiedzialności i szkodnictwo. Polskie emigracyjne gazety, i tak cenzurowane przez samych Polaków, objęte zostają dodatkowo cenzurą brytyjską, wykreślającą bezlitośnie jakąkolwiek aluzję do tego, co działo się tak niedawno w okupowanej Polsce i „na nieludzkiej ziemi”, gdzie rzucono setki tysięcy zesłańców.

Realia polityki i geopolityki − oczywiste. Wymogi toczącej się wojny, interesy aliantów – jasne. A z drugiej strony − tysiące pomordowanych, wołających do rodaków z masowych grobów. Więc − wypieranie ze świadomości faktów, zagłuszanie wyrzutów sumienia, wmawianie sobie, że musi być jakieś inne wyjaśnienie, że przecież to niemożliwe, przecież bolszewicy, jacy są tacy są, ale do aż takiej zbrodni posunąć się nie mogli.

Szuka ktoś tematu do tragedii na miarę Ajschylosa? Bardzo proszę.

W tej sytuacji Polacy nie przedsięwzięli w końcu nic (Sikorski podobno coś zamierzał, ale trafunkiem miał wypadek). Milczeli, próbowali coś wyjaśniać w cztery oczy („taaak, bolszewicy potrafią być bezwzględni”, mruknął Churchill do polskiego premiera między jednym a drugim kieliszkiem i na tym się wątek urwał). W końcu sprawę załatwili Niemcy, rozkopując przed oczami świata groby, i Sowieci, wykorzystując ten fakt by z oburzeniem, przy pełnym poparciu Londynu i Waszyngtonu zerwać stosunki z polskim „faszystowskim” rządem i ostatecznie przesunąć nas z grona aliantów do grona przegranych tej wojny. Dopiero po latach, gdy nad światem zapadła „żelazna kurtyna” i w interesie USA zaczęło leżeć dekonstruowanie lukrowego wizerunku „wujka Joe”, Kongres USA powołał komisję, która uchyliła rąbka tabu i zalegalizowała podstawowe fakty o zbrodni.

Jak by się w tej naszej sytuacji zachowali Amerykanie, Anglicy, Francuzi, Niemcy − narody, którym nikt nie zarzuca „wariactwa” ani „fobii”, pouczające nas chętnie co to jest realpolitik, a co bzdurny mesjanizm i irracjonalne cierpiętnictwo? Nie można tego wiedzieć, bo oni nigdy się w porównywalnej sytuacji nie znaleźli. Łatwo im.

Rządowy tupolew z dwoma prezydentami RP − aktualnym i byłym prezydentem na wychodźstwie − bohaterską Anną Walentynowicz i kilkudziesięcioma innymi wybitnymi obywatelami spadł pono wypadkiem, bo we mgle podczas próby lądowania zahaczył skrzydłem o drzewo. Zahaczył, bo rosyjski kontroler upewniał pilotów, że są „na kursie i na ścieżce”, ale nauczyliśmy się już nie wypominać tego Rosjanom, w końcu wiadomo, jacy są drażliwi, i jak bardzo naszym zachodnim sojusznikom zależy na tym, żeby polskie fobie nie komplikowały im stosunków z tak ważnym graczem światowej polityki.

Kilka miesięcy po Tragedii Smoleńskiej inny tupolew, pod względem konstrukcji kadłuba identyczny jak ten nasz, podczas przymusowego lądowania zahaczył o lasek i skosił kilkadziesiąt drzewek, żłobiąc w nim sporą przecinkę − a skrzydła mu nie odpadły. Można zobaczyć zdjęcia z tego zdarzenia w Internecie.

Można też znaleźć w sieci zdjęcia wraków różnych porównywalnych z tupolewem samolotów, które ulegały rozmaitym katastrofom. Spadały z wielkiej wysokości, zahaczały o maszty i domy, rozbijały się o zbocza gór. Przeważnie są one poharatane, ale w całości. A tupolew, który − załóżmy − stracił skrzydło wskutek zahaczenia o brzózkę, został dosłownie rozpylony, jakby ktoś jego szczątkami psiknął na lasek z jakiegoś gargantuicznego dezodorantu. Te zdjęcia także można zobaczyć.

Może to wszystko ma swoje niezapalne wyjaśnienie. Może z jakiegoś powodu rzeczywiście skrzydło się urwało, może w tym akurat momencie uderzenie ciągu przestawianych przez pilota na maksymalną moc silników naprawdę mogło spowodować przewrócenie okaleczonego samolotu do góry nogami i anihilację kokpitu. A może, nawet jeśli oficjalna wersja jest tak monstrualnym kłamstwem, na jakie zakrawa, da się jednak znaleźć wyjaśnienie nie tak straszne, jak zbrodnia. Może Rosjanie coś sknocili podczas gwarancyjnego przeglądu tuż przed katastrofą, może wskutek tego coś pękło w chwili, gdy pilot chcąc ratować maszynę dał pełną moc…

Nie wiem, nie jestem fachowcem. Wiem, że takie rzeczy się bada. Kiedy kapitan Wrona wylądował na Okęciu bez podwozia − w końcu głupstwo w porównaniu z katastrofą w Smoleńsku − lotnisko było przez półtora dnia zablokowane, niczego było wolno tknąć, zanim wszystkie okoliczności wypadku nie zostaną zbadane, a ślady zabezpieczone. Taki jest światowy standard postępowania.

Gdyby polski rządowy tupolew rozbił się gdziekolwiek na obszarach cywilizowanych, każdy okruch zostałby najpierw starannie obfotografowany, sporządzono by szczegółową mapę, potem nakarmiono by tymi danymi wielkie komputery, które by odtworzyły proces rozpadania się maszyny co do ułamka sekundy i co do milimetra.

Ale jak wiemy, niszczenie śladów zaczęło się już w pierwszej godzinie po tragedii. Nie przekopywano ziemi na metr w głąb, jak kłamała z sejmowej trybuny pani Kopacz (jeszcze wiele dni potem szczątki walały się po lesie i może walają się tam nadal) ale starannie wszystko wymieszano, zaorano, i metodycznie zniszczono resztki wraku. Wszystko przy pełnym współudziale polskich władz, które gorliwie wyrzekały się chęci jakiegokolwiek partycypowania w śledztwie, badaniu śladów i zapisów czy sekcjach zwłok, jakiejkolwiek ciekawości co do zdarzenia. Tak gorliwie, że posunęły się nawet do kuriozalnego ogłoszenia post factum maszyny wojskowego specpułku w locie specjalnym rejsowym samolotem cywilnym.
Historia się nie powtarza, i proszę nie iść za daleko tropem dziejowych analogii. Generał Sikorski czy inni emigracyjni przywódcy nie spiskowali bezpośrednio przed zbrodnią ze Stalinem, żeby wyeliminować część kadry oficerskiej polskiego wojska, ani nic podobnego − nie byli więc żywotnie współzainteresowani, żeby zagadce zniknięcia kilkunastu tysięcy rodaków ukręcić jak najszybciej łeb. Nie mówiąc o tym, że bez wątpienia byli polskimi patriotami, oddanymi swej Ojczyźnie i jej interesy traktującymi jako nadrzędne, a nie drobnymi cwaniaczkami, którym udało się zrobić wielki skok na kasę państwa i rządowe stołki.

Profesorowie, którzy dokonali obliczeń przedstawionych przez Macierewicza są uznanymi fachowcami, ale oczywiście mogli się mylić. Tylko nikt nie przedstawia żadnych innych obliczeń, nikt z nimi nie polemizuje na argumenty i fachową wiedzę. Jedynym powodem, dla którego mamy im nie wierzyć, jest chóralny rechot jaśnie oświeconych i fakt, że wyliczenia te przedstawił Macierewicz. Jedynym powodem, dla którego mamy nie myśleć o tragicznej zagadce, jest fakt, że „z oficjalnych materiałów śledztwa nie wynika”.

Nie wiem, czy widzieli Państwo ten żenujący spektakl, jakim był wywiad Moniki Olejnik z prokuratorem Seremetem: Panie prokuratorze, a Macierewicz mówi, że tupolew się rozpadł? Z oficjalnych materiałów śledztwa to nie wynika, odpowiada prokurator. A Macierewicz mówi też… Z oficjalnych materiałów śledztwa to nie wynika… A co może, kurwa mać, wynikać z oficjalnych materiałów śledztwa, jak w nich gówno w ogóle jest?! Zero najważniejszych dowodów, zero danych, nic − co w tej samej rozmowie, kilka minut później, pan prokurator generalny sam przyznał oględnymi słowy, że „czekamy na udostępnienie przez stronę rosyjską…” Jak by niby mogło cokolwiek wynikać, skoro „oficjalne materiały” i całe „śledztwo” było tylko udowadnianiem z góry założonej tezy winy pilota, niszczeniem i ukrywaniem wszystkiego, co do niej nie pasowało, oraz fabrykowaniem różnych świństw mających sugerować „naciski”?!

Proszę wybaczyć, że się unoszę. Jak się nie unosić? Przecież wszystkie te „śledztwa”, o którym nam może opowiadać pan Seremet, to jak w tej anegdocie Suworowa: skąd pan bierze pieniądze? Z kasetki. A skąd się biorą pieniądze w kasetce? Żona wkłada. A żona skąd ma pieniądze? Ja jej daję. A pan skąd bierze pieniądze? Wyjmuję z kasetki. Kasetka nazywa się MAK, względnie generał Anodina. A wszystko, co z tej kasetki wychodzi, jest równie wiarygodne, jak tamto wyjaśnienie Stalina: „rozbiegli się. Może uciekli do Mandżurii”…

Nie, to przecież niemożliwe, żeby Putin i jego czekiści mogli robić takie rzeczy. No, otruć Litwinienkę, wysadzić parę domów w Moskwie, żeby był pretekst do zaorania Czeczenii, to jeszcze, ale nie TO. Nie można w to uwierzyć. Trzeba myśleć rozsądnie. Jasne, wszyscy chcemy myśleć rozsądnie, wszyscy chcemy wierzyć, że to niemożliwe. No, prawie wszyscy − poza smoleńskimi wdowami i poza tymi, których rozmiar tego kłamstwa tak poraził i przeszył, że, jak Ewę Stankiewicz czy Joasię Lichocką zamienił w mickiewiczowskie upiory, próbujące kąsać rodaków i zarażać ich tym, co wszak najnormalniejsze, najoczywistsze, najbardziej ludzkie, ale właśnie dlatego − nie do przyjęcia, bo burzy cały porządek świata. A przecież trzeba żyć normalnie.

Żeby nie zburzyć tego porządku, żeby żyć normalnie, staliśmy się − Polacy − świniami, gremialnie lejącymi od miesięcy na groby naszych wielkich rodaków, porozrywanych w rozbitym samolocie, i na zagadkę ich śmierci. Przecież oni już nie żyją − więc czego jeszcze chcą? Pochowaliśmy ich, pokazując, że państwo polskie jest dość sprawne, by rozdystrybuować po cmentarzach i kryptach 96 trumien, wykonaliśmy egzaltowane gesty żałoby, i już, wystarczy, i won z naszej pamięci! − wojny przecież ruskim nie wypowiemy…

Próbujemy żyć normalnie. Być realistami. Prowadzić politykę. Nie wierzyć w złe, a tym bardziej w najgorsze, zracjonalizować jakoś kłamstwa, niszczenie dowodów, zacieranie śladów i kolaborację w tym haniebnym dziele demokratycznie wybranego polskiego rządu. Przynajmniej do momentu, kiedy któraś ze światowych potęg nie uzna, że zauważenie tego, co się stało, jest w jej interesie. Że teraz się akurat Zachodowi opłaci odpalić Polskę jak podłożony pod ruskie siedzenie kapiszon, bez oczywiście cienia troski o to, jak się to skończy dla tego kapiszona − wtedy nagle trafią na stół zdjęcia satelitarne, ekspertyzy i stwierdzenia tego, co oczywiste.

Próbujemy jakoś nie zauważać, że mamy dziurę w potylicy. Żyć, jakbyśmy jej nie mieli. Jednym to wychodzi lepiej, innym gorzej, ale, generalnie, okazuje się, że można. Przynajmniej przez jakiś czas.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Nie 20:06, 22 Sty 2012    Temat postu:

Z Salonu24

Tusk może spać spokojnie. W Polsce rewolucji nie będzie

Spośród członków rządu Paweł Graś wydaje się być akurat dobrze zorientowany w kwestii internetu. Niewykluczone więc, że rano po prostu żartował mówiąc o "wielkim zainteresowaniu" stronami rządowymi jako przyczynie ich "padu". Jednakże usłużne media nie dostrzegły ironii i rozpropagowały słowa rzecznika, z przyzwyczajenie traktując je niczym prawdę objawioną.

Wypowiedź Grasia faktycznie zabrzmiała po urbanowsku i wywołała jeszcze większą wściekłość internautów – za co rzecznik niemal natychmiast zapłacił blokadą własnej strony. "Zaprzyjaźnione media" wyrządziły więc Platformie niedźwiedzią przysługę. Francis.de myli się pisząc o rzekomej pr-owskiej biegłości Grasia.Wystarczy poczytać komentarze na forach, Twitterze, Facebooku i w ogóle gdziekolwiek w polskim internecie, aby przekonać się, że swoimi słowami rzecznik zrujnował całą politykę informacyjną rządu.

Narastające oburzenie nie oznacza jednak, że Polska jest na skraju rewolucji. Jacek Jarecki słusznie zauważył:

Od razu widać, że internet nie ma żadnego, praktycznego znaczenia. Jakiś „ancymonus” zablokował strony rządowe, ale rządu już nie. Rząd może sobie hulać, ile wlezie.

Zablokowano też ponoć stronę grasia, ale graś ględzi w najlepsze i jakoś nie ma sposobu by zablokować potoków grasiowej mowy.

Nie znajdzie go ani zagraniczny „ancymonus”, ani żaden nasz rodzimy, szczery ancymon.

[b]Gdyby internet decydował o politycznych postawach i wyborach Polaków, to już od dawna polityka w naszym kraju wyglądałaby inaczej. Tymczasem kluczowe znaczenie mają "tradycyjne" media – a zwłaszcza telewizja. A polskie telewizje przykrywają naród ciepłą kołderką konformizmu i intelektualnego lenistwa.[/b]

Rzecz jasna, wydarzenia np. w państwach arabskich wykazały, że internet potrafi odgrywać gigantyczną rolę mobilizującą. Lecz problem w tym, że Polaków trudno zmobilizować do czegokolwiek, co ma jakiś związek z życiem publicznym. Nasi rodacy pogrążyli się w całkowitej politycznej apatii – i nic nie jest w stanie ich z niej wyrywać. W głośnych demonstracjach i zamieszkach bierze udział wąska grupa, zwykle tych samych osób.

Wystarczy proste porównanie – na Węgrzech Fidesz jest w stanie teraz (i był w stanie będąc w opozycji) zmobilizować do wyjścia na ulice kilkaset tysięcy ludzi. Może nawet milion. A w Polsce na "wielkie" manifestacje przychodzi po max. 15-20 tys ludzi. Największą demonstracją od lat był marsz przez Warszawę w 1. rocznicę tragedii smoleńskiej – wg organizatorów przybyło ok. 70 tys. ludzi.

Tak, w 38-milionowym kraju nie jest w stanie zebrać się nawet 100 tys. ludzi – i to w warunkach ostrego konfliktu politycznego po niemającej precedensu narodowej katastrofie. I te ciepłe kluchy mają robić rewolucję? Chyba kuchenną.

Będzie trochę typowo polskiej szarpaniny i medialnej nawalanki kompletnie oderwanej od realiów. Rząd, jak zwykle, weźmie oburzonych – w tym wypadku internautów – na przeczekanie. Za kilka dni nastoletnim "hakerom" znudzi się blokowanie rządowych stron i temat przycichnie. A za tydzień lub dwa będziemy emocjonować się kolejnym "kryzysem".

Oczywiście, temat ACTA jest niezwykle istotny i bez wątpienia w świecie będzie trwała bezpardonowa walka o historycznym znaczeniu. Ale nie w Polsce. Bo polska wieś spokojna.

Jednym słowem .... morda w kubeł .... Rodacy Think


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Sob 20:59, 17 Mar 2012    Temat postu:

Największa afera korupcyjna w administracji państwowejSalon24

III RP – system przyzwoleń

Platforma Obywatelska, partia ongiś głosząca potrzebę budowy IV RP (czyli państwa lepszej jakości), sprzedała się systemowi III RP. Za co? Za przyzwolenia. PO przyzwala na patologie, a grupy interesów z tych patologii korzystające przyzwalają jej na rządzenie. Ale nie jest to przyzwolenie bezwarunkowe. PO sprzedała się za władzę i korzyści wiążące się z jej sprawowaniem. Dla jednych są to pieniądze, dla innych sława albo poczucie osobistej ważności.

Pisałem już, że nasza III Rzeczpospolita to systemem dławiony przez kłamstwo, którego rozwój ograniczany jest przez „Bolkowatość”, czyli przyzwolenie na kłamstwo widoczne w zachowaniu części elit. Dzisiaj wskazuję na kolejną ważną cechę III RP – skalę przyzwoleń na patologie korupcyjne.

Głębsze warstwy korupcji

W ostatnim tygodniu zostały ukazane kolejne warstwy mechanizmów korupcyjnych występujących przy informatyzacji urzędów publicznych. Dowiedzieliśmy się m.in., że zawyżanie przez urzędników cen w kontraktach informatycznych miało charakter powszechny. „Rzeczpospolita” (z 7 marca br.) pisze: „Możemy już mówić o trwałym systemie korupcyjnym w administracji państwowej. W zamian za gwarancje pracy i korzyści materialne pracownicy największych instytucji publicznych z MSWiA, ZUS, policją i strażą pożarną włącznie podpisywali z firmami kontrakty na niebotyczne sumy, z aneksami uniemożliwiającymi w praktyce ich zerwanie”.

Szacuje się, że tylko za ostatnie lata straty sięgają kilku miliardów złotych. Kontrakty tak konstruowano, że niemożliwe było ich zerwanie – firmy sprzedawały oprogramowanie, nie przekazując praw autorskich i tzw. kodów źródłowych. „To generowało duże koszty ich obsługi. Firma mogła dowolnie żądać dodatkowych pieniędzy za aktualizację programu. (…) CBA i pion ds. przestępczości zorganizowanej warszawskiej Prokuratury Apelacyjnej ustaliły, że podobne reguły stosowano od lat. W procederze brały udział duże firmy działające na polskim rynku. Kontrakty były podpisywane na niewielką część całej kwoty zlecenia, a następnie „pompowane” (podpisywano aneksy, dorabiano dodatkowe aktualizacje itp.) przez skorumpowanych urzędników”.

I żeby nie było, że afera ta i twierdzenia o jej wielkiej skali to kolejny wymysł oszołomów, „Rzeczpospolita” dodaje: „Szef MSW Jacek Cichocki i Paweł Wojtunik, szef CBA, są zgodni: mamy do czynienia z największą aferą korupcyjną w administracji publicznej”.

Mariusz Kamiński, b. szef CBA, mówi: „Niektóre firmy informatyczne zatrudniały członków rodzin wysokich urzędników państwowych i polityków. (…) Gdyby przyjrzeć się członkom rodzin oraz niektórym posłom, którzy po odejściu z Sejmu byli zatrudniani w bardzo ważnych firmach informatycznych, to widać, że jest to całe spektrum sceny politycznej – od UW przez lewicę, prawicę i PSL. Skala tego zjawiska przeraża” („Super Express”, 8 marca br.).

Naszym zdaniem w materiale „Rzeczpospolitej” węzłowe znaczenie ma informacja następująca: „Mechanizm nadużyć został wypracowany w pierwszej połowie lat 90”.

Ani głupiec, ani cynik

Komentując sprawę dla „Super Expressu” (8 marca br.), wieloletni poseł PO, minister spraw wewnętrznych i administracji w rządzie Jerzego Buzka, Marek Biernacki, mówi: „Najważniejsze jest jednak dla mnie, że zadziałały mechanizmy państwa, które zajęły się w końcu tą sprawą”.

Nie chcę być złośliwy, ale przypominają mi się słowa platformowego kierownika państwa, który po katastrofie smoleńskiej, mając na myśli organizację pogrzebów ofiar, mówił: państwo zdało egzamin. I oto dla posła Biernackiego „zadziałały mechanizmy państwa”, gdyż ujawniona została (dodajmy: jak dotąd tylko ujawniona, bo jeszcze nie ukarana ani wyeliminowana) patologia występująca w rdzeniowych instytucjach państwa od prawie dwóch dekad.

Czy wypowiadając te słowa, poseł Biernacki pokazuje, że jest głupcem, który nie dostrzega absurdalności swoich słów, czy też cynikiem, który łże w żywe oczy? Wiem, że część czytelników „Gazety Polskiej” to zaskoczy, ale myślę, że ani jedno, ani drugie. Sądzę, że poseł Marek Biernacki nie tyle chce wprowadzić w błąd nas, ile przede wszystkim zwieść samego siebie. Dokładniej: chce samego siebie uspokoić.

Członka partii rządzącej już drugą kadencję, b. szefa resortu spraw wewnętrznych, członka Sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych można uznać za polityka, który w pewnym zakresie – nie największym, ale jednak istotnym – jest współtwórcą ładu instytucjonalnego III RP. Na przykład to min. Biernackiemu zawdzięczamy powołanie w policji tak ważnej dla zwalczania przestępczości zorganizowanej wyspecjalizowanej służby, jaką jest Centralne Biuro Śledcze.

Ślepota obowiązkowa

A jednak – mimo specjalnych pionów policji, mimo działań tajnych służb, prokuratury, aparatu kontroli skarbowej, Najwyższej Izby Kontroli, specjalnego programu przeciwdziałania korupcji Fundacji Stefana Batorego i pewno wielu jeszcze innych instytucji kontrolnych – rozgałęzione patologie trwały przez tak wiele lat. Rozgałęzione, czyli znane niemałej liczbie osób. Patologie usytuowane w samym, powtórzmy to, rdzeniu maszynerii państwa.

Dlaczego tak inteligentny obywatel jak Marek Biernacki prezentuje tak rażącą ślepotę na mechanizmy życia publicznego w Polsce? Jak to w ogóle jest możliwe? Upraszczając, ale tylko odrobinę, odpowiemy tak. Jedną z przyczyn jest to, że żyjemy w świecie takiej polityki i takich (dominujących) mediów, które powodują, iż ślepota jest tu obowiązkowa (por. mój tekst w ubiegłotygodniowej „Gazecie Polskiej”). I zarazem nie taka trudna. Odmowa wiedzy i przyzwolenie na zło działają bowiem na poziomie na-wpół-świadomie przebiegających procesów myślowych. Mało kto jest świadom swego zakłamania.

Czy III RP jest OK?

Polaków interesujących się swoim krajem możemy podzielić na dwie grupy. Na tych, którzy uważają, że III RP w zasadzie jest OK., oraz na tych, którzy podkreślają, iż błędy konstrukcyjne III RP strukturalnie, a zatem trwale, deformują demokrację i blokują potencjał rozwojowy Polski.

Zwolennicy, w tym współtwórcy III RP – niezależnie od tego, jakie informacje o patologiach by do nich spływały – nie chcą dopuścić do świadomości wiedzy o tym, że chore są nie tylko pewne fragmenty tkanki społecznej, ale i cały system. Że dla wyprostowania nie da się poprawić jakości naszego państwa bez głębokiej przebudowy reguł gry w politykę i gospodarkę. Mało kto ma bowiem odwagę, by przyznać, że wiele lat swojego życia poświęcił na umacnianie spróchniałej konstrukcji oraz bronienie jej jako (rzekomo) jedynej realnie możliwej. Normalny człowiek chce bowiem zachować dobrą ocenę samego siebie i nieswojo czuje się, gdy tylko pomyśli, że jego działania i przyzwolenia wspomagają różne społeczne niesprawiedliwości i nieszczęścia.

Dlatego odrzucanie tez o systemowym podłożu wielu problemów Polski jest obowiązkowe nie tylko dla polityków (i nie tylko tych aktualnie przy władzy). Owa ślepota jest psychologicznie potrzebna także wielu policjantom, pracownikom tajnych służb, prokuratorom, sędziom. I obowiązkowa przede wszystkim dla dziennikarzy – piewców III RP.

Platforma – partia sPeeSeLizowana

Platforma Obywatelska, partia ongiś głosząca potrzebę budowy IV RP (czyli państwa lepszej jakości), sprzedała się systemowi III RP. Za co się sprzedała? Za przyzwolenia. PO przyzwala na patologie, a grupy interesów z tych patologii korzystające przyzwalają jej na rządzenie. Ale nie jest to przyzwolenie bezwarunkowe. Mówiąc dokładniej, PO sprzedała się za władzę i korzyści wiążące się z jej sprawowaniem. Dla jednych są to pieniądze, dla innych sława albo poczucie osobistej ważności („iluż to ludziom pomogłem znaleźć pracę w administracji i spółkach Skarbu Państwa!”).
Można powiedzieć, że Platforma się sPeeSeLizowała. Wrosła w SLD-owską i PSL-owską tkankę klientelistycznych sieci korzyści. I być może właśnie te sieci stanowią istotę systemu III RP. Co tam wrosła! Platforma sama kreatywnie nawarstwia całe płachty powiązań przynoszących nowe korzyści. (Taka oto jest wartość dodana rządów PO).

Sprzedany jest uwikłany. Dlatego tak trudno jest zwalczać patologie tym z polityków i urzędników, którym stare odruchy przyzwoitości nie są jeszcze obce. Dlatego tak ślamazarne są liczne postępowania karne i wyjaśniające.

I zwróćmy uwagę: mimo wielkiej skali korupcji przy informatycznych przetargach, mimo ukazania głębokiego mechanizmu, media takie jak TVN, TVP i „Gazeta Wyborcza” sprawie tej nie poświęciły większej uwagi (przynajmniej do piątku 9 marca, gdy tekst niniejszy kończę).

Czy to może oznaczać, że dalsze losy Jacka Cichockiego i Pawła Wojtunika kiepsko wyglądają?

A… to zależy. Od dwóch spraw. Po pierwsze, od faktycznej skali powiązań i korzyści (sięgających przecież także firm międzynarodowych), od tego, jak daleko powiązania te sięgają. I po drugie – od tego, na ile panowie Cichocki i Wojtunik okażą się „elastyczni”.

Więcej o mechanizmach wskazanych w tym tekście mówi książka prof. Andrzeja Zybertowicza „Pociąg do Polski. Polska do pociągu” (Warszawa 2011), dostępna w księgarni multibook.pl).

Andrzej Zybertowicz

I znów ... morda w kubeł Think


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez w51 dnia Sob 21:00, 17 Mar 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Wto 18:01, 24 Kwi 2012    Temat postu:

Dzisiaj w tabloidach znów o Kaczorze i Macierewiczu a tymczasem cisza na temat sygnalizowany w poprzednim poście

Sztandarowa klapa rządu premiera Tuska

Komisja Europejska zamroziła wypłatę 3,7 mld złotych na informatyzacje administracji publicznej. Jest to kompromitacja cywilizacyjna Polski i rządu premiera Tuska, którego nieudolna ekipa zamieniła Polskę w informatyczną Grecję Europy. Decyzja – wstrzymania dotacji przez UE - związana jest bezpośrednio z aferą korupcyjną w Centrum Projektów Informatycznych, jednostce wchodzącej w skład MSWiA w latach 2008-2012. Aresztowanie 26 października 2011 roku dwóch byłych dyrektorów w MSWiA odpowiedzialnych za informatyzacje administracji publicznej było niewątpliwie związane z wprowadzeniem dowodów biometrycznych, które rząd D. Tuska zawalił kompletnie. Dowody biometryczne miały być prawdziwa rewolucja rządów PO a stały się kompromitacją i dowodem na jego nieudolność i brak kompetencji. Kontekst tej afery korupcyjnej sięga jednak daleko w przeszłość i aby zrozumieć doniosłość afery związanej z wprowadzeniem dowodów biometrycznych, musimy cofnąć się w czasie do 2000 r.


Wymiana dowodów - kryminał sowiecki

Historia wymiany dowodów w III Rzeczpospolitej przypomina do złudzenia scenariusz filmu szpiegowskiego z czasów upadku systemu sowieckiego w Europie Wschodniej. Zapoznając z tą historia dzisiaj trudno uwierzyć, że w wolnej Polsce podejmowano takie właśnie decyzje, ale niestety fakty są bezlitosne i dlatego warto je w ogromnym skrócie przypomnieć. Cofnijmy się do roku 2000, kiedy to MSWiA wybrało konsorcjum w skład którego wchodziły Drukarnia Skarbowa oraz węgierska firma Multipolaris, wspieraną przez przez HP Polska.

Konsorcjum – odpowiedzialne za wymianę starych dowodów (zielone książeczki) na nowe - utworzyło spółkę PoLDok 2000 na czele której stanął generał Ferenc Hevesi Toth as węgierskiego wywiadu z lat 80-tych XX wieku. Był on też szefem spółki Multipolaris - firmy byłych oficerów węgierskich służb specjalnych. Ze studiów we Wrocławiu generał Ferenc Hevesi Toth wyniósł umiejętność posługiwania się językiem polskim i znajomość z przedstawicielami polskiej klasy politycznej. To jednak nie wszystko generał Toth w ramach Układu Warszawskiego nadzorował pion techniczny w węgierskim KGB odpowiedzialnym za podrabianie – czyli fałszowanie – dokumentów tożsamości. Generał Toth był określany mianem geniusza fałszerzy i to właśnie on kierował od 2001 roku wymianą dowodów w III Rzeczpospolitej.

To jednak (niestety) nie wszystko, ponieważ umowa zawarta między MSWiA i konsorcjum na czele którego stał „geniusz fałszerzy” w Układzie Warszawskim, była skonstruowana w taki sposób, że jakiekolwiek zmiany – w systemie informatycznym zarządzającym wymianą dowodów – czy też jego naprawa mogła wykonać tylko firma Multipolaris. Jak ustaliła Najwyższa Izba Kontroli, nie zapewniono w umowie przejęcia przez MSWiA praw autorskich do oprogramowania wykorzystywanego do produkcji dowodów, stwierdzono także, że nie ma pełnej dokumentacji systemu ( a część skromnej dokumentacji była w języku węgierskim !) , że brakuje instrukcji użytkownika, kodów źródłowych i procedur bezpieczeństwa. Mało tego nigdy – co jest dla funkcjonowania każdego oprogramowania informatycznego błędem podstawowym - nie przeprowadzono procedury odtworzenia systemu po awarii. W tych warunkach – cokolwiek nienormalnych – przystąpiono w 2479 gminach w kraju do operacji „wymiana dowodów”.



W gminach stanęły komputery niestety nie miały one połaczenia z lokalną ewidencją ludności która dysponowała siecią Pesel-Net, a więc wnioski można było przesyłać do MSWiA wyłącznie na dyskietkach. Z czasem uruchomiono inny moduł transmisji danych, ale ten notorycznie się psuł. Przez kilka lat kilkaset gmin zmuszone było korzystać z dyskietek jako nośnika danych. Warto w tym miejscu podkreślić fakt – rzucający się w oczy dla każdego kto przebywał kilka lat na zachodzie – irracjonalnego funkcjonowania naszej administracji w dobie informatyzacji.

Zamiast użyć sieci Pesel-Net do przesyłania wniosków z gmin do MSWiA, buduje się drugą sieć w dodatku źle działającą. Zarabiają firmy. Traci państwo i jego administracja, ponieważ nadmiar systemów informatycznych, sieci, oprogramowań dezorganizuje jej działanie no i oczywiście podnosi niepomiernie koszty jej funkcjonowania. . Czy politycy w III Rzeczpospolitej wyciągnęli z tego trillera wnioski ? Tak, zaplecza eksperckie PiS-u w 2005 r. zgodne były do tego, że proces wymiany dowodów trzeba jak najszybciej dokończyć i udało się to osiągnąć do końca 2007 roku, co umożliwiło w końcu zrezygnowanie z usług „geniusza fałszerzy” z szczęśliwych czasów Sowieckiego Imperium i przystąpienie do przeprowadzenia w Polsce „rewolucji Tuska” (tytuł artykułów na portalach internetowych) czyli wprowadzenia w Polsce dowodów elektronicznych, zawierających dane biometryczne.



W internetowym podziemu

W tym miejscu warto podkreślić dwie sprawy : po pierwsze projekt dowody biometryczne został w całości przygotowany przez rząd premiera J. Kaczyńskiego, sukcesy naszego kraju w wprowadzeniu bezbłędnie i na czas – latem 2006 r. - paszportów biometrycznych były dowodem dla Komisji Europejskiej, że Polska jest w stanie wprowadzić także dowody biometryczne. To dlatego UE przyznała nam wiosna 2007 r.440 mln zł na projekt dowody biometryczne. Po drugie cała metodologia wprowadzenia dowodów biometrycznych została także opracowana przez specjalistów z rządu premiera J. Kaczyńskiego. W sferze organizacyjnej urzędnicy premiera Tuska nie powinni nic zmieniać i dowody biometryczne – zgodnym zdaniem specjalistów- mogły być wprowadzone już w 2009 r.


Niestety dla PO wszystko co robił poprzedni rząd było skażone bo PiS-owskie, zmieniono w sposób absurdalny – ale zgodny z interesami firm prywatnych – metodologie projektu (rezygnując z umieszczenia w urzędach czytników do odczytywania danych z dowodu) – co wprowadziło kompletny chaos, za którego konsekwencje Polska płaci dzisiaj wstrzymaniem dotacji. Co gorsza projekt ten próbowano wprowadzić metodami cokolwiek przypominającymi do złudzenia stare dobre czasy „przed Rywinem” tak jakby Polska nie przystąpiła do UE w 2003 r. Na stronicy internetowej MSWiA – o tym jednym z 3 największych projektów informatycznych w UE – przez dwa lata nawet nie wspomniano !

Przepraszam wspomniano : informacje o projekcie znajdowały się do 2011 r. na trzecim poziomie zakładek czyli w internetowym podziemiu, jednak gdy kliknięto na napis pl.id to z lektury stronicy poświęconej wprowadzeniu dowodu biometrycznego nie dowiadywaliśmy się niczego.. Po pierwsze każdy projekt unijny powinien być prowadzony przez t.z.w Komitet Sterujący których członków mianuje minister – w tym wypadku – MSWiA. Czy taki komitet został powołany ? Czy podjął jakieś decyzje, a jeśli tak to jakie ? A może nie został powołany i wszystkie decyzje były nieprawomocne w świetle unijnego prawa ? Po drugie każdy unijny projekt powinien być opisany w dokumencie nazywanym MasterPlan. Dokument ten stale aktualizowany odzwierciedla zmiany wprowadzane w trakcie realizacji projektu. Poprzedni rząd premiera Kaczyńskiego przyjął MasterPlan dla pl.id.

Czy rząd premiera Tuska wprowadził w nim zmiany, czy wogle MasterPlan istniał ? Zamiast informacje o projekcie pl.id upowszechniać, urzędnicy MSWiA je starannie ukrywali , a ich polityczni zwierzchnicy czyli ministrowie i wiceministrowie nie wypełniając swoich ustawowych obowiązków nadzorowania merytorycznego projektu nie mieli zielonego pojęcia co się z nim dzieje.

Doprowadziło to do gigantycznej korupcji i w efekcie do wstrzymania dotacji na informatyzację przez UE. W takiej sytuacji pierwszym obowiązkiem ministrów odpowiedzialnych za ten cywilizacyjny skandal spychający na do rzędu krajów V świata, jest podanie się do dymisji i to natychmiastowej. Rząd PO wprowadził do administracji obyczaje sprzeczne z wartościami cywilizacji europejskiej, jest zaprzeczeniem nowoczesności.

Z Salonu24
[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez w51 dnia Wto 18:02, 24 Kwi 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Wto 8:36, 18 Wrz 2012    Temat postu:

Premier nie chce już rządzić Salon24

Raptem od tygodnia mogę śledzić na bieżąco wydarzenia polityczne w Polsce i jedno mnie zastanawia: co robi premier rządu RP? Co w ogóle robi Prezes Rady Ministrów rządzący, było nie było, prawie czterdziestomilionowym narodem? Czym się zajmuje, w jakich to ważnych sprawach dla Polski zabiera głos? Czy zastanawiacie się czasem, co robi premier Tusk?

Zaglądam na stronę Centrum Prasowego KPRM i sprawdzam ostatnie dwa tygodnie pracy Donalda Tuska. Był na rozpoczęciu rok szkolnego, podziękował medalistom z Londynu, wziął udział w posiedzeniu RBN, skomentował prowokację dziennikarską wobec sędziego Milewskigo i wziął udział w IV Kongresie Kobiet. Do końca dnia kilka godzin, więc trudno się spodziewać jakichś wyjątkowych oświadczeń Donalda Tuska w jakiejkolwiek ważnej sprawie – wewnętrznej czy międzynarodowej.

Nie dowiedzieliśmy się dziś, co premier historyk myśli o 17 września 1939 roku, a przecież rocznica ta i dziś, i za pięćdziesiąt lat jak najbardziej wymaga choćby kilku słów, choćby jednego drobnego gestu od szefa polskiego rządu. Cisza.
Także dziś doszło do ekshumacji wybitnej działaczki „Solidarności” śp. Anny Walentynowicz, ekshumacji przeprowadzonej w atmosferze skandalu i bałaganu, za który odpowiada państwo. To kolejne traumatyczne przeżycie dla rodzin ofiar Katastrofy Smoleńskiej i dowód całkowitej bezradności i nieodpowiedzialności rządu Donalda Tuska, który nie zarządził zaraz po katastrofie badania ciał ofiar w Polsce. Premier, tak jak Anna Walentynowicz, pochodzi z Gdańska. Ma coś do powiedzenia dziś rodzinom ofiar? Czuje się odpowiedzialny za to, że dochodzi do kolejnych ekshumacji?



Na naszych oczach konstytuuje się nowa Europa, z dominacją Niemiec, z coraz bardziej realną jej federalizacją. Mówił o tym podczas swojego expose szef Komisji Europejskiej Jose M. Barroso. Co na to Prezydent RP, Premier?
Jak odnoszą się do sytuacji, w której szósty co do wielkości kraj Unii Europejskiej nie ma praktycznie nic do powiedzenia? Jeden redaktor z TVN- u niemal wykrzyczał kiedyś do mikrofonu, że Europa mówi Tuskiem, kiedy kończyła się Polska Prezydencja w UE. O przyszłości Unii dyskutują wszyscy. Nie wiem, co na ten temat sądzi premier Tusk. W szczegółach, a nie na zasadzie odpowiedzi na przelotne pytanie dziennikarza. To obowiązek premiera wobec Polaków, bo nasze losy zależą przecież od tego, jak Unia Europejska będzie wyglądała za dwa czy za pięć lat.



Donald Tusk mógłby też pochylić się nad ubożejącymi polskimi rodzinami, masowo ubiegającymi się o zasiłki na wyprawki szkolne dla dzieci i zasiłki dla rodzin. Biedniejemy i to jest Panie Premierze, problem, a nie to czy Pan utrzyma się na fotelu premiera czy nie. Cztery miliony umów śmieciowych to jest problem Donalda Tuska i jego rządu. Do tych spraw premier z Gdańska się jednak nie odnosi. Polska jest faktycznie jakąś niewielką, może nawet zieloną wysepką, bo już od dłuższego czasu nie prowadzimy w Europie samodzielnej polityki zagranicznej, nie odnosimy się też do najważniejszych konfliktów międzynarodowych.

Premier, który odpowiada za pracę kobiet do 67 roku życia, wpada na Kongres Kobiet i obiecuje im kolejne przywileje wyborcze. No może nie tyle wszystkim kobietom, co zgromadzonym w Sali Kongresowej feministkom, kobietom biznesu i celebrytkom, mającym polityczne aspiracje. To już nie jest nawet rozmijanie się ze społecznymi nastrojami, sprawami ważkimi dla życia codziennego Polaków i sprawami ważnymi dla naszego miejsca w Europie. To jest lekceważenie społeczeństwa, lekceważenie własnych wyborców, to jest lekceważenie swojej służby państwowej. Donald Tusk powinien jak najszybciej ustąpić z funkcji szefa rządu. Te dwa tygodnie, wybrane zupełnie przypadkowo bardzo dobrze pokazują, że Donaldowi Tuskowi nie chce już się rządzić Polską.

[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Pon 18:44, 01 Paź 2012    Temat postu:

Z Salonu 24

[link widoczny dla zalogowanych]

Rzeczpospolita Obywatelska prof. Glińskiego

Prof. dr hab. Piotr Gliński jest kandydatem Prawa i Sprawiedliwości na urząd Premiera rządu pozaparlamentarnego, jeden z najbardziej uznanych polskich socjologów, posiadający także wykształcenie ekonomiczne.

Zaskoczenia więc nie było, bo nazwisko prof. Glińskiego, jako kandydata na premiera, pojawiało się już wcześniej. Za moment pojawi się wiele komentarzy i ocen inicjatywy Jarosława Kaczyńskiego, dlatego teraz tylko o tak zwanym pierwszym wrażeniu. Na czoło wystąpienia kandydata wybija się Rzeczpospolita Obywatelska. Temu celowi mają służyć praktycznie wszystkie tezy i postulaty pierwszego wystąpienia prof. Piotra Glińskiego. Spokojny, opanowany, precyzyjny i konkretny – tak prezentuje się kandydat PiS- u na premiera.

Zaproponował powołanie rządu eksperckiego, który w pierwszej kolejności ma się zająć sprawnym administrowaniem państwa, przygotowaniem wizji jego rozwoju i zbudowaniem silnej polski marki (na wzór fińskiej Nokii). Profesor, krótko i w sposób druzgocący, zrecenzował politykę rządu Tuska, bez fajerwerków i bez epitetów. Postulował więc wycofanie się państwa z obszarów, gdzie jest niepotrzebne (inwigilacja obywateli), gdzie prowadzi , jak powiedział „kolonizację obszarów ludzkiej wolności”. „Musimy ruszyć Polskę do przodu” – przekonywał dziennikarzy prof. Gliński i te słowa brzmiały wiarygodnie.

Kandydat na premiera mówił też o wykluczeniu milionów Polaków z życia publicznego, ponieważ rząd Platformy zawłaszczył dla siebie i swoich zwolenników całe państwo.

Były konkrety: uwolnienie 3 miliardów złotych z Funduszu Pracy na walkę z bezrobociem, wprowadzenie ulg podatkowych dla rodzin wielodzietnych (podręczniki, żłobki, przedszkola). Nie było w tym wystąpieniu ani przez moment jakiejkolwiek agresji. Zresztą być nie mogło, skoro kandydat PiS- u ma stanąć na czele rządu ponad podziałami. Był jednak bezlitosny w ocenie obecnych rządów. „Jedna czwarta polskich dzieci, najwięcej w Europie, żyje w nędzy ekonomicznej i kulturowej” – mówił w swoim „kandydackim expose”. Apelował też o zakończenie wojny polsko- polskiej i o budowanie wspólnoty obywateli. „Moja misja ma służyć łączeniu Polaków” – podkreślał. Zdecydowanie przeciwstawił się upolitycznieniu administracji państwowej i opowiedział się za ratowaniem i rozwojem Krajowej Szkoły Administracji Publicznej. Prof. Piotr Gliński zaprezentował się jako osoba bardzo wyważona, kompetentna, samodzielna, której bardzo zależy na sprawach publicznych, obywatelskich.




Już się oczywiście budzą do życia medialne upiory, wyśmiewając wręcz, że inicjatywa Jarosława Kaczyńskiego jest niepoważna. Cezary Łazarewicz powiedział w TVP INFO, że za tydzień wszyscy zapomną już o prof. Glińskim. Dziennikarze na sali prześcigali się w pytaniach, albo niepoważnych, albo z zawartą już w nich tezą. Innymi słowy, w podejściu mediów i ich politycznych zwierzchników z Platformy, nic się nie zmieniło. Ta sama buta, arogancja i niechęć do jakichkolwiek rozwiązań, które pochodzą od opozycji. Platforma i PSL, oraz SLD i Ruch Palikota mogą oczywiście odrzucić propozycję PiS – u, mogą nie rozmawiać z prof. Glińskim, mogą to wszystko wyśmiać i zapomnieć o tym za tydzień, jak powiedział pan redaktor, ale nie uciekną od problemów, których będzie przybywać teraz z tygodnia na tydzień. To pewnie dla elektoratu PO też będzie śmieszne, ale w gruncie rzeczy to Jarosław Kaczyński dał dzisiaj szansę Tuskowi na uratowanie swojej głowy. Ale cóż tam! Już Pani poseł Kidawa – Błońska powiedziała, że żadnego premiera nie potrzebujemy. Zero refleksji, jak zawsze.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Sob 22:10, 20 Paź 2012    Temat postu:

Morda w kubeł czyli :

Proces doradcy premiera

[link widoczny dla zalogowanych]

Czy szef Rady Gospodarczej premiera Jan Krzysztof Bielecki, będąc prezesem Pekao SA, działał na szkodę jednego z największych banków na polskim rynku?



W XX Wydziale Gospodarczym Sądu Okręgowego w Warszawie toczy się proces o uchylenie mu absolutorium. Powód, akcjonariusz mniejszościowy, przed ostatnim posiedzeniem w tej sprawie zwrócił się do prezesa sądu okręgowego o objęcie postępowania osobistym nadzorem.

Prezes Stowarzyszenia "Przejrzysty Rynek" Jerzy Bielewicz zarzuca byłemu prezesowi Banku Pekao SA działanie na szkodę spółki. W świetle prawa jest akcjonariuszem mniejszościowym. Legitymację do wytoczenia procesu zdobył przez zakup czterech akcji banku.

W pozwie podnosi, że podpis Bieleckiego figuruje pod Umową Wspólników z 3 kwietnia 2006 r. podpisaną przez dwie strony - Pekao SA oraz włoską spółkę deweloperską Pirelli. Polski bank, wbrew własnym interesom, zgodził się oddać Pirelli na okres 25 lat prawo do własnych nieruchomości i hipotek swoich klientów.
Każdą działkę, mieszkanie, przedsiębiorstwo przejęte w razie niespłacenia kredytu hipotecznego Bank Pekao SA zobowiązany jest przekazać Pirelli po wyznaczonej przez Włochów cenie.

Umowa wspólników, zdaniem powoda, stanowiła ukoronowanie wcześniejszych zabiegów, bo już na dwa miesiące przed jej zawarciem Pekao SA podpisał inną, warunkową umowę sprzedaży na rzecz Pirelli 75 proc. akcji w swojej firmie deweloperskiej, Pekao Development. Warunkiem wejścia umowy w życie było właśnie zawarcie Porozumienia Wspólników.

Pirelli zapłacił za trzy czwarte akcji Pekao Development 60 mln zł, a następnie wykupił z przejętej spółki-córki 5 najlepszych projektów deweloperskich za 240 mln złotych. Czy Pekao SA nie sprzedał swojej spółki zbyt tanio, zwłaszcza że włoski deweloper ogłosił na mediolańskiej giełdzie, gdzie notowane są jego akcje, że owych 5 projektów przyniesie mu 420 mln euro przychodów, czyli 1,68 mld złotych?

Wykazanie, że Pekao Development zostało sprzedane grubo poniżej wartości, mogłoby stanowić dowód na wyprowadzenie kapitału z polskiego banku do włoskiej spółki. A to już zarzut bardzo poważny, i Pekao SA, obecnie pod nowym włoskim prezesem, zaciekle broni przed nim byłego szefa. Na każdej rozprawie obecny jest pełnomocnik banku oraz prokurent zarządu.

Kluczowym dowodem w sprawie jest wycena wartości Pekao Development tuż przed ostateczną sprzedażą tej spółki, tj. na dzień 3 kwietnia 2006 r., gdy zawarto Umowę Wspólników. Sąd powołał na biegłego Jolantę Opalińską, syndyka sądu rejonowego. Jej ekspertyza, zdaniem akcjonariusza mniejszościowego, mocno tę wycenę zaniża.

Na dowód tego powód przedstawił opinię Instytutu Spraw Podatkowych. Wynika z niej, że Opalińska przyjęła niewłaściwą metodę wyceny. A na dodatek źle ją zastosowała, popełniając jakoby szkolne błędy. W rezultacie doszło do pominięcia przy wycenie lwiej części majątku spółki, jaką stanowiły m.in. projekty deweloperskie, na których spółka miała zarobić.

Problem w tym, że nabywca wkrótce po transakcji zakupu Pekao Development projekty te z niej wyprowadził. Opalińska tymczasem oparła wycenę na bilansie na koniec 2006 r., gdy wspomnianych projektów dawno w spółce nie było.

Sąd nie dopuścił dotychczas ekspertyzy Instytutu Studiów Podatkowych jako dowodu w sprawie. Powód wytknął biegłemu podczas rozprawy, że jego wycena jest niezgodna ze zleceniem sądu, bo dotyczy okresu po 3 kwietnia 2006 roku. Do prawidłowej wyceny na tę datę należało posłużyć się, zdaniem powoda, bilansem za 2005 rok.

- Wyceniła pani komódkę, zamiast całego mieszkania - zarzucił biegłemu akcjonariusz mniejszościowy.

- Powód forsuje tu tezę, że projekty wyszły ze spółki, a spółka nie otrzymała ekwiwalentu. Tymczasem ten ekwiwalent jest w bilansie za 2006 r. - podkreślił pełnomocnik Banku Pekao SA.

Biegły miał odpowiadać podczas rozprawy na pytania powoda zmierzające do obalenia jego wyceny, ale tylko z rzadka dochodził do głosu, ponieważ sąd raz po raz uchylał pytania powoda i w rezultacie uchylił jakieś 80-90 procent.

- Najwyżej będziemy się tu spotykać przez najbliższe dwa lata - powiedziała prowadząca sprawę sędzia Agnieszka Baran, zniecierpliwiona kolejną prośbą powoda o odnotowanie wypowiedzi w protokole.


Kolejne posiedzenia w tej sprawie sąd wyznaczył na 4 stycznia i 19 lutego przyszłego roku.

Jerzy Bielewicz wystąpił z pismem do prezes sądu okręgowego sędzi Małgorzaty Kluziak o "objęcie osobistym nadzorem tej sprawy w trosce o dobre imię wymiaru sprawiedliwości". Jego zdaniem, "ekspertyza biegłego sądowego zawiera taką ilość błędów i przekłamań, iż w ogóle nie powinna być wykorzystywana w postępowaniu sądowym".

Praźródła niezrozumiałych decyzji biznesowych polskiego Banku Pekao SA w relacjach z Pirelli należy prawdopodobnie szukać w trójstronnym porozumieniu zawartym w czerwcu 2005 r. pomiędzy Pekao SA, jego spółką-matką UniCredit oraz włoskim Pirelli, które partnerzy nazwali "Porozumieniem Chopin".

Projekt zakłada, że polski bank zrzeknie się na rzecz włoskiego dewelopera prawa decydowania o swoich nieruchomościach oraz o likwidacji trudnych kredytów. Należy dodać, że w owym czasie Pirelli z UniCredit łączyły związki kapitałowe i personalne.

Bank Pekao SA na żądanie sądu przedstawił tekst "Porozumienia Chopin", jednak przed wymiarem sprawiedliwości od początku utrzymuje, że nie jest ono realizowane.

W sprawie tego zagadkowego "projektu" posłowie indagują obecnie Komisję Nadzoru Finansowego. Z odpowiedzi KNF na interpelację posła Kazimierza M. Ujazdowskiego (PiS) jednoznacznie wynika, że nie została ona poinformowana przez Pekao SA ani o "Porozumieniu Chopin", ani o Umowie Wspólników.

Bank podał tylko w raporcie bieżącym, że sprzedał Pekao Development, zatajając informacje o umowach, które bezpośrednio doprowadziły do tej kontrowersyjnej transakcji. I jeszcze przez najbliższe 19 lat mogą niekorzystnie wpływać na biznesowe decyzje banku. - Informacje tak istotne dla swojej długoterminowej sytuacji finansowej bank miał obowiązek przekazać organom nadzoru finansowego - twierdzi poseł.

"Do KNF nie wpłynęły raporty bieżące zawierające informację na temat projektu Chopin z 1 czerwca 2005" - napisał przewodniczący KNF Andrzej Jakubiak w odpowiedzi na interpelację.

Szef KNF zapewnia, że raporty banku podlegały standardowej analizie audytora zewnętrznego, który nie wykazał uchybień, a także informuje, że warszawska prokuratura okręgowa odmówiła w 2008 r. wszczęcia śledztwa w tej sprawie.

- KNF nie ma kompetencji do oceny umów cywilnoprawnych. Może to zrobić tylko sąd - twierdzi Jakubiak. - Art. 138 ust. 7 prawa bankowego wprowadza ustawowy zakaz władczej ingerencji KNF w ewentualny przedmiot sporu banku z klientem lub osobą trzecią - informuje, nie podając jednak wyraźnie, że wyjątek od tego zakazu stanowią właśnie takie umowy jak "Porozumienie Chopin", tj. zawarte pomiędzy zagranicznym bankiem a jego polską spółką-córką.

Ujazdowski przekazał Komisji Nadzoru Finansowego kopię "Porozumienia Chopin". I zapowiedział zapytanie poselskie w tej sprawie. Dokument został wyciągnięty z banku przez sąd gospodarczy w trakcie jednego z procesów.

Czy KNF, która zasłania się brakiem kompetencji władczych w takich sprawach, skieruje wniosek do sądu lub prokuratury? A może, wzorem amerykańskiego nadzorcy, przystąpi do toczącego się procesu cywilnego po stronie mniejszościowego akcjonariusza?

Były prezes Pekao SA Jan Krzysztof Bielecki utrzymuje, że nie miał obowiązku poinformować organów nadzoru o "Porozumieniu Chopin". Bielecki od dawna jest blisko związany z obecnym premierem. Szefa KNF mianuje premier.

Małgorzata Goss, Nasz dziennik


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Wto 22:32, 23 Paź 2012    Temat postu:

Kolejne tematy z dnia wczorajszego a w publikatorach .... morda w kubeł

Jesienna defensywa obywatelszczyzny

[link widoczny dla zalogowanych]

Niestety, wychowanie nowego, światłego człowieka idzie w Polsce jak po grudzie. A minęło już blisko siedemdziesiąt lat od wmurowania kamienia węgielnego postępu w Polsce przez armię czerwoną, prawie sto lat od rewolucji bolszewickiej, a ile po francuskiej to mi się nie chce nawet liczyć. Również Gazeta Wyborcza wpadła z tego powodu w silny dyskomfort moralny. Okazuje się bowiem, że Polacy uważają, iż marihuana bardziej szkodzi od wódki, a na domiar złego są przeciwko zabijaniu na życzenie rodziców dzieci nienarodzonych. To już przechodzi ludzkie pojęcie, jaki nieprzemakalny jest nasz naród na postęp światowy!

No i za nic w świecie nie chcemy uwierzyć braciom Moskalom, że to polska pijana generalicja zmusiła pilota do lądowania na smoleńskim klepisku. Nawet błyskawicznie zaaranżowane wówczas łzawe pojednanie z putinowską Rosją nie przekonało zwykle łatwowiernych Polaków. Tymczasem dzisiaj już drugi dzień trwa konferencja naukowa w sprawie katastrofy smoleńskiej, w sumie ma być dziewiętnaście referatów, ponad stu naukowców z kraju i zagranicy, kilkanaście uczelni. W żaden sposób nie da się wszystkiego przypisać złej woli i bujnej fantazji Antoniego Macierewicza – tylko sześć wystąpień będzie dziełem naukowców współpracujących z jego Zespołem Parlamentarnym.

Pocieszna historia – w trakcie trwania tej konferencji największym problemem rządowych mediów jest, czy poseł Macierewicz ma usprawiedliwienie na nieobecność w sądzie. To obrazuje poziom paniki w obozie Tuska. Gorzej nawet, bo w relacji do przedstawianych na wczorajszej konferencji referatów, faktów i dowodów , to gawędy MAK i komisji Millera wyglądają, jak nie przymierzając sprawozdanie z wykonania planu pisane przez przewodniczącego kołchozu, który jeszcze nie wytrzeźwiał po akademii pierwszomajowej.

Wyobrażam sobie, co musi przeżywać taka redaktor Janina Paradowska. Jeszcze w kwietniu ubiegłego roku melancholijnie się dziwiła, że nie ma oficjalnej odpowiedzi na narrację smoleńską płynącą z jednej strony. A co mamy dzisiaj z tej z drugiej strony, po której plasuje się postępowa redaktorka? Kto daje naukowy odpór wrażym teoriom ciemnogrodu? Niestety, nie da się ukryć tej nędzy – jak zwykle profesor Palikot, docent Czuchnowski i magister Protasiewicz. Wszyscy oczywiście mianowani in pectoris. Och, sorry, przeoczyłem tego gościa Moniki Olejnik, co to widział, jak na wsi rąbano brzozę i z tego wysnuł daleko idące wnioski naukowe. Paradowska może wpaść z melancholii w depresję.

Ciemnogród jest do tego stopnia odporny na argumenty, że nawet taki kreatywny księgowy jak Rostowski musi najprostsze prawdy owijać grubo w bawełnę i jeszcze na wierzch dawać warstwę celofanu. Sztukmistrz z Londynu powiedział w Sejmie, że „po trudnym roku 2013 polska gospodarka przyspieszy”, ale na wszelki wypadek nie sprecyzował, który to rok po tym feralnym będzie obfitował we wszelką pomyślność. Inną tradycyjną już wiadomością przekazaną przez Rostowskiego jest „usunięcie ryzyka chaotycznego rozpadu strefy euro”. Wszyscy więc po raz kolejny odetchnęliśmy z ulgą z tego powodu. Niech nam się rozpada nasza kochana strefa euro szczęśliwie i kontrolowanie w Nowym Roku!

Wczoraj odbyła się także debata ekspertów zaproszonych przez PiS na temat bezrobocia. Już nawet nie chcę wymieniać utytułowanych uczestników, żeby co mniej odporni zwolennicy PO się nie pochlastali.

Według obserwatorów ta debata była jeszcze bardziej udana od dwóch poprzednich na temat ekonomii i służby zdrowia. Zacytuję tylko osobę, która jest poza wszelkim podejrzeniem, jeśli chodzi o propisowskie sympatie. Więcej powiem, profesor Kik jest zakamieniałym przeciwnikiem PiS-u. Trudno więc o lepszą rekomendację.

Otóż eseldowski i jednocześnie protuskowski (tak!) do szpiku kości profesor wpadł po tej debacie w zachwyt graniczący z uniesieniem - „Mistrzostwo!”. Kik również uważa, że poprzednie debaty partii Jarosława Kaczyńskiego były na wysokim poziomie, ale ta była najlepsza i trafiła w samo sedno problemów dzisiejszej Polski. Politolog przyznał, że jako wyborca Platformy jest zażenowany i zawiedziony, że partia rządząca nie rozmawia o takich sprawach. Według niego ekipa Tuska wstydzi się po prostu, że taka debata mogłaby ujawnić nicość jej rządów i dlatego chowa się za piarowskimi bredniami o świetlanej przyszłości.

Nie da się ukryć – w chwili, gdy poważni ludzie szukają rozwiązania problemów nurtujących ludzi, rząd prowadzi dochodzenie, dlaczego nie zamknięto dachu na Stadionie Narodowym. Minister Boni pisze dzieło o optymalnym państwie, a mistrz infrastruktury Nowak zapowiada wybudowanie do 2016 roku autostrady, która miała być gotowa w roku ubiegłym. Sam premier po rutynowym sukcesie na szczycie rusza tuskobusem na tournée po kraju, żeby podeprzeć chwiejące się słupki poparcia. In vitro przez rozporządzenie, aborcja na życzenie, sukces na zamówienie. Prawdziwa parada tandeciarzy i blagierów.

Q.... mać


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Czw 21:41, 08 Lis 2012    Temat postu:

Hajdarowicz do Grasia czy odwrotnie ?

[link widoczny dla zalogowanych]

W noc przed publikacją tekstu "Rzeczpospolitej" na temat rzekomego odkrycia śladów trotylu na wraku tupolewa rzecznik rządu Paweł Graś spotkał się z właścicielem Rz" Grzegorzem Hajdarowiczem. Tomasz Wróblewski w rozmowie z dziennik.pl zaprzeczył, by brał w nim udział.

Tymczasem przed chwilą Graś powiedział, że rozmawiał z Hajdarowiczem telefonicznie.

Graś przyznał na konferencji prasowej, że został przez Hajdarowicza poinformowany o planie publikacji tekstu mówiącego o materiałach wybuchowych na wraku tupolewa. Przyjąłem to do wiadomości powiedziałem, że rano, gdy tylko dostanę informacje od prokuratury, skomentujemy to- powiedział Graś.

Ciekawe standardy panuja więc w naszej kochanej Ojczyźnie.

Hajdarowicz dzwoni do Grasia lub Graś do Hajdarowicza, przy czym jak zapewnia Graś - on wogóle nie zna Wróblewskiego. Znajomości z Hajdarowiczem sie nie wyparł. Hajdarowicz zapewne też się nie wyprze.

A ja naiwny sobie myślałem, że ten Hajdarowicz to był kompletnie zaskoczony publikacją Gmyza, a tu patrzcie - nawet się "pochwalił" rzecznikowi rządu. No a moze tak po ludzku ostrzegł lub zwyczajnie poinformował, że akcja "Gmyz" rozpoczęta ?

I to zasadniczo zmienia postać rzeczy.

********

A jeżeli dodać do tego, że Seremet przed publikacją artykułu poleciał w te pędy to Tuska, to rzeczywiście lepiej wsadzić swoją własną mordę w .... kubeł


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Wto 10:35, 04 Gru 2012    Temat postu:

Morda w kubeł PT Internauci

[link widoczny dla zalogowanych]


Jest już dostępny w sieci projekt nowelizacji ustawy Kodeks Karny autorstwa PO tyczący się mowy nienawiści, w którym art. 256 otrzymuje nowe brzmienie:

* „Art. 256.§ 1. Kto publicznie propaguje faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa lub nawołuje do nienawiści wobec grupy osób lub osoby z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, politycznej, społecznej, naturalnych lub nabytych cech osobistych lub przekonań, albo z tego powodu grupę osób lub osobę znieważa, podlega karze grzywny, ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.

To już znamy, to już wiemy, że cenzury nie będzie, w ogóle nic się nie zmieni, ale jak autorytety stwierdzą, że krytyka rządu jest zamachem bombowym, to wtedy do ataku ruszy prokuratura. I tu jest coś, co przypomina „wspaniałe” lata osiemdziesiąte, ale o tym za moment.

Paragrafy 2 i 4 brzmią tak:

§ 2. Tej samej karze podlega, kto w celu rozpowszechnienia produkuje, utrwala lub sprowadza, nabywa, przechowuje, posiada, prezentuje, przewozi lub przesyła dane informatyczne, druk, nagranie lub inny przedmiot, zawierające treść określoną w § 1.



§ 4. W razie skazania za przestępstwo określone w § 2 sąd orzeka przepadek przedmiotów, o których mowa w § 2, chociażby nie stanowiły własności sprawcy.[pogrubienie moje]



Przepaść mogą więc twarde dyski, serwery, komputery, nasze, nie nasze, ważne, czy będą to wrogie systemowi dane informatyczne, wrogie dla państwa, siejące mowę nienawiści. Młodym czytelnikom przypomnę, że w drugiej połowie lat 80 –tych komuna w oparciu o podobnie sformułowane paragrafy konfiskowała nie tylko powielacze, farby, papier, bibułę, ale także samochody, którymi transportowano książki. Kolega z NZS –u w Poznaniu coś na ten temat wie, sprawa była głośna, bo zabrali mu prawie nowe zachodnie auto, do tego nie jego. Ale SB go nie pchnęła, stało sobie na milicyjnym parkingu, więc po 1989 roku samochód został zwrócony, jak dobrze pamiętam. Jak już II Komuna upadnie, a wiary nam trzeba, że niedługo, to im te skonfiskowane komputery damy do recyklingu, żeby je sobie na coś przetworzyli, bo rynek IT mknie do przodu w tempie kosmicznym. Nie przesadził nic Generał Tusk, jak ogłaszał w 2007 roku politykę miłości. A co do tego recyklingu, w ramach mowy nienawiści, można przerobić te stare laptopy na sztuczne palikotowe penisy. Sto procent odzysku i sto procent gwarantowanej przyjemności. Dla majonezowej prawicy (dekoracyjnej) będzie cena promocyjna, po 2,90 za sztukę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Śro 18:22, 02 Sty 2013    Temat postu:

O tym też się nie mówi czyli ... morda w kubeł

Tajemnice szefa BOR

[link widoczny dla zalogowanych]

Generał Marian Janicki, obecny szef Biura Ochrony Rządu, karierę w Biurze zawdzięcza swojemu ojcu Włodzimierzowi, funkcjonariuszowi BOR w czasach PRL, kierowcy partyjnych tuzów, i szkolonemu przez Sowietów szefowi BOR Olgierdowi Darżynkiewiczowi. To te kontakty zadecydowały o pozycji Mariana Janickiego, który służbę w MSW rozpoczął w 1987 r. w Wojewódzkim Urzędzie Spraw Wewnętrznych w Krakowie. Pytany przez „Gazetę Polską” o służbę w MO, Marian Janicki zaprzeczył, by kiedykolwiek był milicjantem. Dokumenty, do których dotarliśmy, mówią jednak coś zupełnie innego…

Marian Janicki, rocznik 1961. Zaprzyjaźniony z Pawłem Grasiem – przez dłuższy czas byli sąsiadami w podkrakowskim Zabierzowie, gdzie mieszkali od siebie w odległości kilkuset metrów. Marian Janicki ma tam dom, Paweł Graś był dozorcą posiadłości niemieckiego biznesmena.

O szczegółach przeszłości obecnego szefa BOR nie można dowiedzieć się z jego oficjalnego biogramu zamieszczonego na stronie BOR. Wynika z niego jedynie, że urodził się w Krakowie i jest absolwentem Akademii Górniczo-Hutniczej. Służbę w resorcie spraw wewnętrznych rozpoczął w 1987 r., a w Biurze Ochrony Rządu w 1988 r. Kolejne zapisy dotyczą lat 90.

Szukając informacji na temat Mariana Janickiego w archiwach służb specjalnych PRL, dotarliśmy do dokumentów, które rzucają zupełnie nowe światło na przeszłość gen. Mariana Janickiego. Przeszłość, o której nie można dowiedzieć się z oficjalnych źródeł i o której nie wspomina Janicki.

Ojcowska pomoc i przełożony z GZI WP

Władysław Janicki, ojciec obecnego szefa BOR, od połowy lat 60. był kierowcą kolejnych rektorów Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie i miał wystawiane przez nich bardzo dobre opinie. Funkcjonariuszem Biura Ochrony Rządu został w niecodziennych okolicznościach – w 1980 r., mając 43 lata, złożył podanie o przyjęcie do służby w BOR, które zostało rozpatrzone pozytywnie. Był wówczas kierowcą rektora AGH Romana Neya, byłego podsekretarza stanu w Ministerstwie Nauki, Szkolnictwa Wyższego i Techniki, późniejszego uczestnika (z ramienia rządu PRL) obrad Okrągłego Stołu i posła z listy PZPR do sejmu kontraktowego.

Do służby w BOR Władysław Janicki został przyjęty w grudniu 1980 r. i decyzją MSW pozostał nadal kierowcą rektora Neya. W opinii resortowej czytamy m.in., że kolejni rektorzy AGH darzyli go dużym zaufaniem, powierzając mu obowiązki kierowcy. W grudniu 1983 r. Władysław Janicki, „funkcjonariusz-kierowca będący w dyspozycji najwyższego kierownictwa partyjnego”, awansował na kolejny stopień służbowy – wniosek poparł zastępca dyrektora ds. polityczno-wychowawczych Roman Hołys, a podpisał go ówczesny szef BOR Olgierd Darżynkiewicz, przyjaciel gen. Czesława Kiszczaka. Władysław Janicki należał go grona najbardziej zaufanych ludzi Darżynkiewicza – byłego funkcjonariusza Głównego Zarządu Informacji Wojska Polskiego – zbrodniczej organizacji odpowiedzialnej za tortury i represje żołnierzy Wojska Polskiego, Armii Krajowej, Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość, Narodowych Sił Zbrojnych oraz ludności cywilnej. Zarząd był częścią sowieckiego Smierszu – kontrwywiadu wojskowego. Po zlikwidowaniu GZI WP, Darżynkiewicz był m.in. w II Zarządzie Sztabu Generalnego (poprzednika Wojskowych Służb Informacyjnych).

Dzięki poparciu Darżynkiewicza ojciec obecnego szefa BOR zdobywał kolejne stopnie. Po odejściu na emeryturę jego miejsce w wożeniu partyjnych tuzów zajął syn, Marian Janicki, którego do Biura Ochrony Rządu przyjmował także Olgierd Darżynkiewicz.

To właśnie na polecenie Darżynkiewicza Marian Janicki w 1987 r. pojechał do Berlina. Zapytany przez „Gazetę Polską” o cel tego wyjazdu, Marian Janicki stwierdził: „W 1987 r. nie przebywałem w Berlinie ani służbowo, ani prywatnie”. Tymczasem w przechowywanych w Instytucie Pamięci Narodowej dokumentach – aktach paszportowych obecnego szefa BOR – znajduje się wysłany z Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych szyfrogram z 7 września 1987 r., z którego jednoznacznie wynika, że Marian Janicki jako kierowca udaje się samochodem BOR do Berlina. Dlaczego obecny szef Biura nie chce się przyznać do tego wyjazdu – nie wiadomo.

Służba w Wojewódzkim Urzędzie Spraw Wewnętrznych

Ukrywanie wyjazdu do Berlina w czasach PRL nie jest jedyną tajemnicą skrywaną przez gen. Mariana Janickiego. Zapytany przez nas, dlaczego wstąpił do Milicji Obywatelskiej i czym się tam zajmował, stwierdził: nigdy nie byłem funkcjonariuszem Milicji Obywatelskiej.

Co innego wynika jednak z dokumentów służb specjalnych PRL. W kwestionariuszu paszportowym Marian Janicki jako miejsce pracy wskazał Wojewódzki Urząd Spraw Wewnętrznych przy ul. Mogilskiej 109 w Krakowie.
Zachował się także rozkaz personalny z 4 lutego 1987 r. dotyczący Mariana Janickiego podpisany przez szefa działu kadr Zdzisława Gazdę oraz szefa WUSW w Krakowie, generała brygady Jerzego Grubę, który karierę zaczynał w Wojewódzkim Urzędzie Spraw Wewnętrznych, a będąc zastępcą komendanta głównego MO, tuszował zabójstwo Grzegorza Przemyka.

Gen. Jerzy Gruba przyjął Mariana Janickiego do służby w MO i mianował go „na funkcjonariusza ze stopniem służbowym w okresie służby przygotowawczej na stanowisko milicjanta w Kompanii Patrolowej. Jednocześnie zaliczam okres wysługi lat w MO na dzień 1.03.1987 – miesiąc, praca w uspołecznionym zakładzie pracy 5 lat 11 miesięcy 10 dni. Łącznie 6 lat 10 dni” – czytamy w rozkazie podpisanym przez gen. Grubę.

W WSUSW w Krakowie Marian Janicki miał się zajmować służbą porządkową – legitymowaniem nietrzeźwych osób, przewożeniem ich do Izby Wytrzeźwień, awanturami itp. W Milicji Obywatelskiej Marian Janicki służył niespełna rok – jak już wspominaliśmy, w 1988 r. trafił do BOR. Był wówczas kierowcą Hieronima Kubiaka, profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego, sekretarza Komitetu Centralnego PZPR, członka Biura Politycznego, reprezentanta rządu PRL w obradach Okrągłego Stołu w zespole ds. reform politycznych. Z zachowanych protokołów brakowania komunistycznego wywiadu wynika, że Hieronim Kubiak (członek Fundacji „Semper Polonia”) został zarejestrowany jako tajny współpracownik Departamentu I MSW.

Poparcie Hieronima Kubiaka i Olgierda Darżynkiewicza spowodowało mianowanie Mariana Janickiego w 1993 r. za czasów rządów SLD na szefa Wydziału w Oddziale Transportu. Tuż przed dojściem do władzy Sojuszu, w 2001 r. Marian Janicki został zastępcą szefa Biura Ochrony Rządu – do końca rządów SLD odpowiadał za logistykę. Odznaczony dwukrotnie przez prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, został także przez niego mianowany na stopień generała brygady. W 2005 r., po wygranych przez PiS wyborach, Mariana Janickiego odsunięto od wykonywania zadań. Wrócił jako szef BOR, gdy premierem został Donald Tusk.

Inżynier bez magistra?

Marian Janicki o swoim wykształceniu mówić nie lubi, zwłaszcza po tym, jak media w ubiegłym roku ujawniły, że nie ma tytułu magistra. W oficjalnym biogramie czytamy, że jest absolwentem Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. W protokołach przesłuchań w rubryce zawód podaje: ceramik.

W okresie służby w BOR jego ojciec Włodzimierz Janicki podawał, że syn jest studentem, nigdzie nie podał natomiast informacji, że syn uzyskał tytuł magistra.

Z kolei ze znajdujących się w IPN dokumentach dotyczących Mariana Janickiego wynika, że we wniosku paszportowym we wrześniu 1989 r. obecny szef BOR podał zawód wyuczony kierowca-mechanik samochodowy, a ostatnie miejsca pracy – kierowca AGH oraz Wojewódzki Urząd Spraw Wewnętrznych – funkcjonariusz MO.

Kiedy więc Marian Janicki ukończył ceramikę na AGH, skoro w 1987 r. służył w MO, a później w BOR? Z informacji zamieszczonej na stronie senatu, a podpisanej przez wiceministra spraw wewnętrznych Michała Deskura, wynika, że Marian Janicki „ukończył studia wyższe zawodowe na Wydziale Inżynierii materiałowej w Akademii Górniczo-Hutniczej i w dniu 28 lutego 1995 roku uzyskał tytuł inżyniera”.

Czy Marian Janicki kończył ceramikę zaocznie czy też w innym trybie – nie wiadomo, ponieważ Akademia Górniczo-Hutnicza w Krakowie nie odpowiedziała na nasze pytania.

Brak tytułu magistra jest formalną przeszkodą do pełnienia funkcji szefa BOR. Jak widać, nie dla Mariana Janickiego, który nie dość, że nadal pełni tę funkcję, to został jeszcze awansowany. Po tragedii smoleńskiej, po której wyszły na jaw skandaliczne zaniedbania i brak nadzoru z jego strony, nie usłyszał żadnego zarzutu, chociaż prokuratura do nadzorującego BOR ministra Jacka Cichockiego, szefa MSW, wysłała długą listę zaniedbań ze strony Biura.

Dorota Kania


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Pią 18:37, 11 Sty 2013    Temat postu:

Dowód na „Układ”?
http://www.swiatowid.fora.pl/posting.php?mode=reply&t=326

Cechą mediów systemu III RP jest to, iż informacjom nie nadaje się rangi stosownie do ich społecznej ważności, ale stosownie do potrzeb aktualnej rozgrywki. W niedawnym tekście „Przemysł nagonkowo-przykrywkowy” opisałem rzecz na przykładzie zdjęć agenta Tomka/posła Kaczmarka. Dzisiaj o kolejnym przypadku. Chodzi o materiał „Gazety Wyborczej” o dorabianiu przez b. prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego u oligarchy Jana Kulczyka.

Moim zdaniem informacja „GW” jest tej samej rangi, co wieści o dymisji szefa ABW – gen. Krzysztofa Bondaryka. W obu przypadkach – jeśli się dobrze przyjrzeć – odsłania się część tego samego mechanizmu systemu III RP. Państwo rękoma swoich funkcjonariuszy – prezydenta, premierów, szefa służb – okazało się być wobec oligarchy usłużne. W przypadku relacji premier Tusk – gen. Bondaryk oligarcha jest inny – ale mechanizm podobny. Jaki?

Informacja

Informacja została nagłośniona przez „GW” z 4 stycznia i ponownie podjęta w wydaniu weekendowym 5–6 stycznia 2013 r. Podobno nie nowa, ale teraz uwypuklona. Cytuję:

„Aleksander Kwaśniewski zasiada w międzynarodowej radzie doradców firmy Kulczyk Investments wraz z byłym prezydentem Niemiec Horstem Köhlerem i emerytowanym generałem Jamesem L. Jonesem, doradcą prezydenta Obamy ds. bezpieczeństwa narodowego w latach 2009–2010.

Według naszych informacji członkom tego typu ciał doradczych wypłacana jest pensja rzędu 200 tys. dol. rocznie (ok. 52 tys. zł miesięcznie). (…) Firma Kulczyk Investments nie odpowiedziała, na czym dokładnie polegają zadania jej międzynarodowych doradców (nie odpowiedziała zresztą na żadne pytanie). (…)

W przypadku Kwaśniewskiego problem polega na tym, że rząd jego macierzystej partii bardzo sprzyjał Kulczykowi, choć sam prezydent nie podejmował decyzji bezpośrednio związanych z interesami miliardera. Z zeznań m.in. byłego ministra skarbu w rządzie SLD Wiesława Kaczmarka przed orlenowską komisją śledczą wiadomo, że w lutym 2002 r. prezydent Kwaśniewski, premier Miller i Jan Kulczyk uzgadniali do późnych godzin nocnych skład rady nadzorczej PKN Orlen. Kulczyk był wówczas akcjonariuszem koncernu, ale nie na tyle silnym, by skarb państwa musiał się z nim liczyć; jego wpływy w Orlenie były nieproporcjonalnie duże w stosunku do małego pakietu akcji.

Gdyby teraz Aleksander Kwaśniewski stanął na czele lewicy, miałby kłopot z wizerunkiem: oto lider formacji lewicowej pobiera pensję od jednego z najzamożniejszych biznesmenów w Polsce. Wracając do polityki, zapewne by zrezygnował z tego intratnego zajęcia. Ale i tak dotychczasowe otrzymywanie wynagrodzenia z firmy Kulczyka stawiałoby pod znakiem zapytania bezstronność Kwaśniewskiego, gdyby (np. jako premier) miał wpływ na decyzje, od których zależy pomyślność interesów Kulczyka” (podkreślenie dodałem, by wskazać centralny punkt tej informacji).

Przeciw Kwaśniewskiemu?

Tekst gazety mówi o sprawach dla b. prezydenta RP niewygodnych. Utrudnia nieco powrót Kwaśniewskiego do bieżącej polityki – zwłaszcza gdyby chodziło o projekt o jakimś wyraźnym lewicowym obliczu. Niektórym środowiskom tzw. lewicy nie podoba się polityk na usługach międzynarodowego kapitału – bo taką już skalę mają biznesy Kulczyka. Przypomina się PZPR-owska definicja koniaku: „jest to napój ludowy, spożywany ustami przedstawicieli ludu”. No, ale to stary problem lewicy i jej przywódców. Nas interesuje co innego. Jakie światło na mechanizmy III RP rzuca informacja podana przez gazetę – tym bardziej iż artykuł został częściowo pogłębiony o przypomnienie relacji Kulczyka z rządami SLD. Zanim jednak zajmę się tą kwestią, rozważmy pytanie, dlaczego „GW” – trafnie, moim zdaniem, uznawana za grupę interesów sprzyjającą postkomunistom i lewicy w ogóle – ogłosiła niewygodny dla Kwaśniewskiego i Kulczyka materiał.

Dlaczego „Wyborcza” to napisała

Takie pytanie postawili m.in. twitterowcy po moim wpisie na ten temat. Przecież „Wyborcza” jest z Kwaśniewskim zakumplowana. Odpowiedź przedstawimy tylko przypuszczalną.

Hipoteza 1: znajdziemy ją w „Gazecie Polskiej Codziennie” z 7 stycznia 2013 r. „Wyborcza” wprawdzie b. prezydenta kocha, ale mniej niż p. Janusza, twórcę Ruchu Imienia Swojego Nazwiska. Ponoć Kwaśniewski nie chce z p. Januszem współpracować w realizacji projektu, na którym „GW” zależy, więc wysyłamy do Kwaśniewskiego sygnał ostrzegawczy.

Hipoteza 2: jest nieco bardziej ogólna. Motywy „Wyborczej” mogą być podobne do tych z tzw. afery Lwa Rywina. Najpierw nic nie publikujemy, starając się dograć sprawę pod stołem. Gdy to się nie udaje, korzystamy z „Gazety” – wysyłamy publiczne sygnały, że wiemy, że możemy piętnować, „pompować” temat, by publicznie przywołać do porządku tego, kto narusza nasze interesy.

Hipoteza 3: mentalność właścicieli III RP – tu nie może się dziać nic ważnego bez nas; proszę dopuścić osoby przez nas wskazane do negocjacyjnego stołu. Nie może bez nas powstać żadna nowa, potencjalnie silna konfiguracja sił.

Hipoteza 4: jej prezentację zostawię na inne czasy…

Dowód na „Układ”?

System III RP się częściowo odsłania wtedy, gdy walczą ze sobą różne grupy interesów. Walczą o swoje wizje i sposoby zarządzania systemem, jego przebudowy, dostosowania do nowych warunków, w tym podczepiania się pod różne podmioty zagraniczne.

Dla wielu komentujących tę sprawę internautów nie ulega wątpliwości, że to, co „GW” tylko sugeruje, jest faktem. Że „naturalne jest pytanie, czy obecna posada nie jest pewną formą spłaty długu wdzięczności sprzed lat?” – jak napisał poseł PiS Marcin Mastalerek na portalu Stefczyk.info.

Za co dług miałby być spłacany? Prawdopodobny trop wskazuje powyżej wytłuszczony fragment tekstu z „Wyborczej”. Oto Kulczyk był „akcjonariuszem koncernu, ale nie na tyle silnym, by skarb państwa musiał się z nim liczyć; jego wpływy w Orlenie były nieproporcjonalnie duże w stosunku do małego pakietu akcji”.

W jaki sposób można uzyskać taki nieproporcjonalnie duży wpływ? Dzięki uzyskaniu kontroli nad tymi faktycznymi dysponentami akcji, którzy formalnie nie są ich właścicielami. Czyli np. nad tymi funkcjonariuszami publicznymi, którzy wykonywali uprawnienia właścicielskie wobec akcji Orlenu. Z ekonomicznego punktu widzenia taką sytuację określa się mianem pogoni za rentą polityczną. Zamiast kupować akcje np. za 200 mln złotych, wystarczy zjednać – ponosząc wielokrotnie niższe koszty – tych polityków, którzy aktualnie akcjami o takiej wartości dysponują. Zamiast angażować się w tworzącą dobrobyt działalność gospodarczą, sięgamy po redystrybucyjne instrumenty polityki i przejmujemy dobra wypracowane już przez kogoś innego. Na tym polega – dobrze przez ekonomistów opisana – pogoń za rentą polityczną.

Drzwi obrotowe

Jak można odpłacić się owym funkcjonariuszom za korzystne dla nas (choć niekoniecznie dla skarbu państwa) działania? Jeden ze sposobów opisywany jest jako tzw. revolving door – drzwi obrotowe. Drzwi między światem polityki i gospodarki. Ludzie będący funkcjonariuszami publicznymi oddają przysługi biznesowi i po skończeniu pracy w polityce otrzymują w nagrodę synekury w biznesie. Oczywiście, to działa i w drugą stronę, i trwać może przez kilka obrotów. Oto b. funkcjonariusz Urzędu Ochrony Państwa i b. minister spraw wewnętrznych przechodzi do biznesu (m.in. telekomunikacyjnego) jednego z oligarchów. A stamtąd znów wraca na posadę państwową – tym razem w roli szefa jednej ze służb. To przypadek Krzysztofa Bondaryka.

Jeśli taki właśnie mechanizm wchodził w grę w przypadku relacji Kulczyk–Kwaśniewski, to rzecz wygląda na tzw. układ. Na skrytą i nieformalną sieć powiązań zbudowaną w celu uzyskiwania nienależnych korzyści. Takich układów jest w świecie pełno. Ale tylko niektóre z nich stają się układami przez duże „U”. Tylko niektóre układy uzyskują postać takiej sieci interesów, która nie tylko działa obok ustawowych instytucji państwa, ale też jest w stanie paraliżować kontrolne funkcje tych instytucji. Jak sparaliżować? Poprzez swoich ludzi w rdzeniowych instytucjach państwa – rdzeniowych, czyli mających wpływ na inne instytucje. Taką rdzeniową instytucją jest np. urząd prezydenta kraju.

Tego tematu nie pociągną

A ponieważ dzięki tekstowi „Wyborczej” uzyskujemy kolejną poważną poszlakę dowodową o istnieniu w III RP „Układu”, można śmiało założyć, iż najważniejsze centralne motywy tej sprawy nie będą przez media głównego nurtu drążone. Już są i będą dalej – wytłumiane i zamazywane.


Andrzej Zybertowicz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Nie 20:44, 13 Sty 2013    Temat postu:

No ... proszę kolejny dowód na poparcie tez prof. Zybertowicza


Co PO i GW chciały przekazać Kwaśniewskiemu.

[link widoczny dla zalogowanych]

W ciągu jednego tygodnia „Gazeta Wyborcza” dwa razy uderzyła w Aleksandra Kwaśniewskiego. Jeśli ktoś chce uważać, że to wynik dociekliwości, bezkompromisowości i rzetelności dziennikarzy tego medium, to niech tak myśli. Według mnie, to sygnał, że Platforma Obywatelska postanowiła prewencyjnie uderzyć w kogoś, kto może zagrozić jej hegemonii.

Papiery na Kwaśniewskiego nie wzięły się znikąd. Jeśli myślicie, że dziennikarze dotarli do nich, to jest dokładnie odwrotnie – to oni zostali nimi „dotarci”. Informacja, że były prezydent pracuje dla polskiego oligarchy i kazachskiego dyktatora nie jest dla niego korzystna – zwłaszcza, gdyby chciał zacząć odgrywać rolę odrodziciela lewicy w naszym kraju. Wiszenie u klamek rodzimych biznesmenów i azjatyckich satrapów słabo komponuje się z obrazem zatroskanego losami biednych ludzi szefa zjednoczonej lewicy. Dlatego to, czego opinia publiczna dowiedziała się o byłej głowie państwa, na pewno jej nie buduje. Wprost przeciwnie – poważnie osłabia jej zapał do włączania się do politycznej gry.

Komu może najbardziej zależeć na tym, by wszystko pozostało po staremu, a lewica wciąż była rozbita między ugrupowania postnowoczesnego nihilisty z jednej strony, a macho w stylu PRL-owksiego Ciechocinka z drugiej?

Odpowiedź jest dość oczywista – to Platforma Obywatelska. Gdyby Kwaśniewskiemu udało się stworzyć jedną listę w wyborach do PE, to wówczas mogłaby ona liczyć nawet na jakieś 20% i czerpałaby przede wszystkim – oprócz tradycyjnego elektoratu SLD i RP – z wyborców PO właśnie. I dlatego ostudzenie zapału byłego prezydenta do wejścia do czynnej polityki, leży w interesie obozu Donalda Tuska. Ponadto, to przecież ów obóz ma dziś dostęp do wszelkiej informacji i, jak widać, chętnie z tego przywileju korzysta. To właśnie ludzie w tej strony sceny politycznej mogli „dotrzeć” dziennikarzy GW i wysłać, tym samym, prosty przekaz do Kwaśniewskiego – „siedź spokojnie w domu, konsumuj swoje dobra, prowadź gnuśne życie celebryty, oczekuj wnuków, a my będziemy cię dopieszczać na wszelkie sposoby, ale nie wchodź nam w paradę.

Jak zareaguje były prezydent? Jego dotychczasowe życie pokazuje, że raczej wycofa się rakiem i trafnie odczyta przesłany mu message. Ale kto wie – może na stare lata postanowił pokazać charakter i powalczyć tak, jak na mężczyznę przystało? Nie wiem - choć raczej wątpię w tego typu metamorfozę i nagłe obudzenie się w nim wojownika i bezkompromisowca. Myślę więc, że wspólna akcja dwóch środowisk politycznych, czyli PO i GW, skutecznie wybije mu z głowy ideę przemeblowania polskiej sceny politycznej. Nie po to włożono kupę kasy i czasu na takie jej urządzenie, żeby ktoś – nawet tak mainstreamowy, jak Kwaśniewski – zaczął teraz po swojemu przestawiać sofy i szafy. Zwłaszcza, że jest w nich za dużo trupów.

A były Prezio .... milczy. Czyli morda w kubeł ..... Think Think Think


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez w51 dnia Nie 20:46, 13 Sty 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Nie 8:10, 22 Wrz 2013    Temat postu:

Szlachetna sztuka odcinania się
[link widoczny dla zalogowanych]

Nie będzie to rzecz jasna „instrukcja obsługi seryjnych samobójców” choć coś takiego pewnie by nie zawadziło. Czasy teraz ciężkie a padające ostatnio słowa jeszcze bardziej, i różnie może z nich wyniknąć. Będzie, jak to mówią otrzaskani w nowomowie, o narracjach ostatnich dni. Właściwie ostatniego, wczorajszego dnia.

Sile tej narracji, którą na wczoraj narzucono poddali się nie tylko ci, do których była adresowana ale i ci, którzy są nią czy to zbulwersowani czy wywołuje ona w nich sprzeciw. I to jest zarazem smutne, ale też pokazuje fachowość narzucających.

Tematem dnia stał się bowiem fakt czy nawet wręcz akt odcięcia się rektorów dwóch renomowanych uczelni od działań swoich podwładnych. Fakt, który w istocie znaczenia nie ma żadnego. Nawet jeśli odnieść się do wymowy wspólnego (oczywiste kuriozum) wystąpienia obu panów. Jeśli bowiem z ich działania coś wynika, to to jedynie, że brak im charakteru (czytaj jaj). Gdyby ów charakter, czy tam jaja mieli panowie Szmidt i Słomka, olaliby całą tę presję, którą pewnie odczuwali, zanim znaleźli tak durne wyjście, mając centralnie w dupie to, że różni tacy zapluwają się dosłownie w wiadomej sprawie, albo (alternatywnie), mieliby odwagę wywalić kłopotliwych podwładnych z dobrodziejstwem inwentarza skutków, jakie ten krok by ze sobą pociągnął.

Zamiast tego zdecydowali się podać do publicznej wiadomości coś, co w istocie do sprawy wnosi tyle, co nic. Bo sugeruje, że piętnowani uczeni działają na własny rachunek, co i bez oświadczenia rektorów nie ulegało wątpliwości. Jeśli zaś rektorom a być może senatom albo i całym społecznościom uczelnianym przeszkadzało, że byli, zgodnie zresztą z prawdą, przedstawiani jako wykładowcy uczelni, których wykładowcami są to cóż… Rozumiem, że jak pan rektor Szmidt czy Słomka idą do znajomych na imieniny czy też do wnuka do przedszkola na coroczny „Dzień Dziadka” i tam ktoś ich przedstawi jako Ich Magnificencje Rektorów, protestują gwałtownie żądając, aby ich w żadnym wypadku z uczelniami nie łączyć. Fajnie by było ale raczej wątpię, że jest.

Tyle z tego oświadczenia wynika co właśnie napisałem. Nie wynika, wbrew temu, co niektórzy dzięki sprytnej konstrukcji dwugłosu rektorów wyczytali, że nie należy podchodzić z powagą a już na pewno z szacunkiem do kompetencji piętnowanych uczonych. Bo choć panowie rektorzy starają się tę myśl jakoś tam przemycić w upublicznionym wystąpieniu, przemycają zarazem i to, że im brakuje z kolei kompetencji, by w wiadomej sprawie i związanych z nią dziedzinach kompetencje Rońdy i Obrębskiego oceniać. Tej swojej niekompetencji raczyli poświęcić nawet cały, ostatni akapit oświadczenia. Chwała im za tę szczerość choć to i tak braku charakteru panom rektorom nie zrekompensuje.....

PS
Panowie " rektorzy" .... morda w kubeł


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Czw 18:55, 23 Paź 2014    Temat postu:

Szef rządowej komisji ds. propagandy upokorzony. Emigranci wygrali w sądzie z Laskiem

[link widoczny dla zalogowanych]

Szef rządowej komisji ds. propagandy upokorzony. Emigranci wygrali w sądzie z Laskiem - niezalezna.pl

Sukces londyńskiej Polonii – Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie nakazał szefowi rządowej komisji ds. wyjaśniania przyczyn katastrofy smoleńskiej Maciejowi Laskowi odpowiedzieć w ciągu 14 dni na pytania dotyczące szczegółów katastrofy smoleńskiej. Zadali je Polacy z radia Nowy Polski Show. Sąd stwierdził „bezczynność” komisji, której szefuje Maciej Lasek – informuje „Gazeta Polska Codziennie”.

Lasek musi odpowiedzieć, kto i na jakiej podstawie obliczył wartość przeciążeń 100 g, która znalazła się w raporcie Millera.


„Oceniając charakter powstałych obrażeń głowy, klatki piersiowej i kręgosłupa, na ciała członków załogi w krótkim czasie oddziaływało udarowe przeciążenie nie mniejsze niż 100 g” – brzmiał fragment raportu Millera, co do którego m.in. mieli wątpliwości emigracyjni dziennikarze. Jeden z nich, Adrian Wachowiak, zainspirowany filmem „Plane crash” (ukazującym eksperyment polegający na celowym rozbiciu boeinga 727 na plaży w Meksyku) zapytał występującego w filmie eksperta Johna Hansmana z International Center for Air Transportation o sposoby ustalania wartości przeciążenia. Profesor stwierdził wtedy, że nie można na podstawie oględzin obrażeń ciała obliczyć tej wartości.

W październiku Wachowiak napisał do Laska prośbę o wyjaśnienie, w jaki sposób określono wartość przeciążenia. Dwa miesiące później Lasek odpowiedział Wachowiakowi, że „charakter obrażeń ofiar wypadku dawał możliwość lekarzowi specjaliście na określenie wartości przeciążenia”, zaprzeczając jednocześnie tezie prof. Hansmana. Wtedy polonijny dziennikarz zapytał go, kto z imienia i nazwiska, kiedy, gdzie i w jaki sposób ustalił wartość przeciążenia 100 g. Kiedy nie uzyskał odpowiedzi w ustawowym terminie 14 dni, skierował sprawę do sądu i właśnie wygrał.

Komisja Macieja Laska, rządowy zespół „do spraw wyjaśniania opinii publicznej treści informacji i materiałów dotyczących przyczyn i okoliczności katastrofy lotniczej z dnia 10 kwietnia 2010 r. pod Smoleńskiem” przy Kancelarii Prezesa Rady Ministrów to w rzeczywistości sowicie wynagradzana propagandowa tuba rządu. Komisja Laska powołana została 9 kwietnia br. przez ówczesnego premiera Donalda Tuska. Lasek od maja 2010 r. do lipca 2011 r. zasiadał w komisji ówczesnego ministra Jerzego Millera i był jednym z autorów wielokrotnie krytykowanego rządowego raportu o przyczynach katastrofy smoleńskiej.

– Ci ludzie zostali zatrudnieni tylko dla rządowej propagandy – podkreśla szef smoleńskiego zespołu parlamentarnego Antoni Macierewicz.

**********************************

Ale o tym w tefałenie, polsacie i oczywiście w wybiórczej cicho sza ....
Jednym słowem .... morda w kubeł.
Ogladajcie TV Republika Anxious Anxious Anxious


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Śro 6:55, 26 Lis 2014    Temat postu:

Fani obecnej władzy, czy jesteście ślepi i głusi?

[link widoczny dla zalogowanych]


Władza chcąc zatuszować ewidentny skandal wyborczy próbuje spacyfikować niezadowolenie i cały gniew wyborców przerzucić na główną partię opozycyjną PiS.
W przypadku swoich sympatyków i polityków świetnie się jej to udaje.



Posługują się grepsami wrzucanymi co raz w tłum przez usłużne media i ich funkcjonariuszy zaciemniając rzeczywisty obraz problemu.
Wygląda to tak, że wszyscy są zadowoleni i nie dostrzegają nieprawidłowości poza wiecznie jątrzącym Kaczyńskim i tylko on mówi wprost o sfałszowaniu wyborów.
Tymczasem trzeba być skończonym idiotą, albo zaślepionym fanem obecnej władzy, aby tak myśleć.


Po pierwsze Kaczyński i cała rzesza innych osób nie mówi o powszechnym sfałszowaniu wyborów (poza konkretnymi przypadkami, gdzie są ewidentnie na to dowody) i nie zarzuca tego władzy, tylko o zafałszowaniu, a to zupełnie inna sprawa.
Z zafałszowaniem woli wyborców mieliśmy ewidentnie do czynienia przez sposób przygotowania książeczki wyborczej i instruktaż w sprawie głosowania, jaki wydała PKW. Pomijam kwestię, czy były to zabiegi celowe, czy wynik zwykłej głupoty i braku wyobraźni. Skala wynikłych z tego nieprawidłowości każe się jednak zapytać, czy wybory, które na tak dużą skale nie odzwierciedlały woli biorących w nich udział wyborców można uznać za ważne?


Po drugie kto, jeśli nie największa partia opozycyjna, podparta zresztą mandatem wysokiego poparcia wyborców, ma prawo wytykać nieprawidłowości i konstatować, czy miały one wpływ na ostateczny wynik? Dlaczego opozycji w Polsce, podobno demokratycznej, odmawia się jednego z najbardziej demokratycznych praw?

Po trzecie, jeśli wybory były uczciwe i pozbawione nieprawidłowości, to dlaczego od ponad tygodnia oglądamy w telewizjach gadające głowy "redaktorów, dziennikarzy, celebrytów, fachowców, konstytucjonalistów, ekspertów" i innych najemników, którzy przekonują, że wszystko było OK?
Kogo oni mają za zadanie przekonać, tych którzy zetknęli się z tymi nieprawidłowościami, czy zagranicznych komentatorów, którzy nie byli na miejscu?
Czemu ma służyć ten festiwal półprawd i niedomówień?


I wreszcie po czwarte, czym tłumaczyć nerwową reakcję partii rządzącej, która zadziałała natychmiast (szkoda, że takiej szybkości i determinacji brakowało, gdy przez tydzień oglądaliśmy blamaż PKW) blokując inicjatywę opozycji, aby szukać pomocy w wyjaśnieniu nieprawidłowości w kolebce demokracji, czyli na forum unijnym?
Jeśli wszystko było w porządku i nie było zachwiania zasad demokratycznych, to nie było przecież lepszej okazji, aby utrzeć nosa Kaczyńskiemu i innym wątpiącym dopuszczając do dyskusji.

Z jednej strony trwa konstatowanie wyniku wyborczego, z drugiej znany już z przeszłości zamordyzm i zastraszanie.
Pierwszy raz w ponad dwudziestopięcioletniej historii od upadku PRL mieliśmy do czynienia z aresztowaniem dziennikarzy podczas wykonywania pracy, a sprawą zajęła sie i potępiła międzynarodowa organizacja dziennikarska Reporterzy Bez Granic.
Czu tu też nic się nie stało?


W tym kontekście skandaliczny i niedopuszczalny jest fakt przemilczenia przez czołowe polskie media sądzenia tych dziennikarzy za wykonywanie swojej misji. Pierwsze wzmianki pojawiły się w sobotę rano, na podstawie depeszy PAP o zakończonym procesie. Wcześniej temat jakby nie istniał, mimo że PAP, Telewizja Republika oraz kilka innych redakcji i stowarzyszeń dziennikarskich wydały oświadczenia potępiające oburzający stan rzeczy.

Niestety, nie miało to znaczenia dla osób przygotowujących najpopularniejsze programy informacyjne. Zupełnie tak, jakby bano się, że ludzie dowiedzą się, że tego typu rzeczy dzieją się w majestacie polskiego prawa. A warto dodać, że apel w obronie Pawlickiego i Gzella do soboty poparło dwóch dziennikarzy TVN24 (Bogdan Rymanowski i Roman Kurkiewicz) oraz kilkoro dziennikarzy TVP.


Dzisiaj rządzi Platforma i PSL, za jakiś czas może rządzić ktoś inny, czy wtedy również będziecie tak wyrozumiali na wszystkie błędy i wypaczenia?
To pytanie warto zadać już dziś, bo władza obecna i ewentualnie następna patrzy i przygląda się ile można w tym kraju i jakiej skali nieprawidłowości obywatele są w stanie zaakceptować i znieść.


I nie chodzi tu o PO, czy PiS, bo mówimy o wartościach nadrzędnych i ponadpartyjnych, kto tego nie rozumie ten zwykły kiep i matoł.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Nie 18:01, 22 Lut 2015    Temat postu:


Roman Giertych, sądy i media - klasyka III RP


[link widoczny dla zalogowanych]

Roman Giertych był szefem Młodzieży Wszechpolskiej i Ligi Polskich Rodzin, który w rządzie PiS zajmował stanowisko wicepremiera. Jest synem Macieja Giertycha, prorosyjskiego apologety Wojciecha Jaruzelskiego. Obecnie Roman Giertych jest znanym prorządowym adwokatem, który w poglądach politycznych przekręcił się o 180 stopni, a co - patrząc na tradycje rodzinne - nieszczególnie dziwi. To fakty i oceny powszechnie znane, a z mojej strony jeden z większych żali do PiS, że partia ta wypromowała takiego człowieka.

Roman Giertych, sądy i media - klasyka III RP

Kilka miesięcy temu media obiegła seria wiadomości o tym, że Roman Giertych - mówiąc kolokwialnie - "załatwił" Redakcję tygodnika Wprost uzyskując sądowe zabezpieczenie powództwa najpierw w postaci ustanowienia zakazu zbywania prawa do tytułu prasowego, a następnie zabezpieczenie w depozycie sądowym kwoty 100 tys. zł tytułem zabezpieczenia na poczet potencjalnego odszkodowania w procesie wytoczonym przez Romana Giertycha. Chodzi o tzw. aferę taśmową, której - jak wiemy od polityków PO - nigdy nie było.

Zapewne pamiętacie Państwo, jak Gazeta Wyborcza donosiła radośnie, że dwaj komornicy weszli po godz. 17.00 do pozwanej Redakcji Wprost, by zabezpieczyć jej rachunki bankowe, a dziennikarze tej Redakcji pozamykali się w pokojach.
Oczywiście "przypadkowo" (podobnie jak tragarze w filmie "Miś") znalazł się tam dziennikarz Gazety Wyborczej, który wszystko "wiernie" zrelacjonował. Prawnicy zaś łapali się w tym czasie za głowy. Po pierwsze, postanowienie Sądu było nieprawomocne, a po drugie i ważniejsze, gdzie zabezpiecza się konta bankowe? Przecież to jasne, że w banku, a nie u pozwanego. Cóż więc robili komornicy w Redakcji Wprost wraz z dziennikarzem Gazety Wyborczej? Ocena była dominująca - propagandowa ustawka.

Wiadomość o perypetiach Wprost wisiała na czołówkach portali przez wiele dni i dotarła chyba do wiadomości wszystkich analityków. O nieprawomocnych decyzjach Sądu pierwszej instancji niemal wszyscy zapomnieli, a tymczasem Sąd Apelacyjny uchylił postanowienie Sądu Okręgowego w Warszawie, zaś w uzasadnieniu nie pozostawił na podległym Sądzie suchej nitki!

Przy okazji wyszło też na jaw, iż aby uzyskać swój cel, Roman Giertych przedstawił w Sądzie Okręgowym stan finansowy spółki wydającej tygodnik Wprost z datą... półtora roku wcześniejszą. Któż wie o takim rozstrzygnięciu Sądu Apelacyjnego w Warszawie? Mało kto!

Dlaczego media nie informują o tym tak samo obszernie, jak w wypadku "wygranej" Romana Giertycha? Właściwie bardzo trudno doczytać się czegoś na ten temat.

Tu dochodzimy do sedna sprawy. W nienormalnej III RP trudno znaleźć cokolwiek, co pracuje normalnie, zaś media z pewnością są na szarym końcu. Wypada przeto podpisać się pod słowami polityków PO Mirosława Drzewieckiego i Bartłomieja Sienkiewicza, że Polska to "dziki kraj", który jako państwo "praktycznie nie istnieje".


Problem w tym, że m.in. ci dwaj panowie mają wybitne zasługi w wykreowaniu tego nienormalnego tworu, a tymczasem społeczeństwo takich ludzi bezustannie nagradza, czy to obdarzając ich wyborczym zaufaniem, czy nawet nagradzając Orderami Orła Białego, jak to ma miejsce np. w wypadku Adama Michnika.



[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Wto 21:53, 26 Maj 2015    Temat postu:


GW i TVP PO przegranej


[link widoczny dla zalogowanych]

„Dziennikarstwo to jest zawód, w którym pierwszą kwalifikacją jest dyspozycyjność i posłuszeństwo. Jeśli poza tym ktoś umie pisać, to dobrze, ale to jest sprawa pomocnicza i dodatkowa”. Słowa wypowiedziane przez Jerzego Urbana w 1983 r. są aktualne, może nawet bardziej niż wtedy. Ostatnie lata dostarczają nam wielu przykładów takiej dyspozycyjności i posłuszeństwa, ale ostatnie tygodnie to istna kumulacja tego typu postaw. Okazuje się, że postawa rodem z PRL-u znowu jest mile widziana i w pełni realizowana przez dziennikarzy z Woronicza, Wiertniczej i Czerskiej.

Chyba jednak pijany Komorowski potrącił na pasach zakonnicę w ciąży, bo przegrał te wybory wbrew zapowiedziom guru lewej strony. Instynkt zawodzi Adama Michnika i pora już chyba na emeryturę, bo polityczny nos już nie ten sam co jeszcze kilka lat temu. Nie wyczuwa nastrojów, nie potrafi prawidłowo ocenić rzeczywistości. A i porównania coraz bardziej prymitywne. Nie pamięta wół jak cielęciem był. Kiedyś, jako gówniarz robił i lubił zadymy, a dziś odmawia młodym ludziom prawa do decydowania o swoim losie. Żeby jeszcze ci gówniarze robili to za pomocą jakiejś rewolty, można by było zrozumieć Michnika, ale robią to za pomocą zwykłej kartki wyborczej. I to również nie podoba się Michnikowi, który dosyć swoiście pojmuje istotę demokracji.



W Gazecie Wyborczej popłoch. Dudę poparli wyborcy ze wsi, słabo wykształceni i młodzi, którzy są sfrustrowani – tak podsumować mógł tylko niezastąpiony Radosław Markowski.

I co panie Markowski? Może jednak dalej wspierać miasta, całkowicie zapominając o wsiach? A może ludziom słabo wykształconym od razu dać wyższe wykształcenie i będą głosować jak należy? Czy ten pan zdaje sobie sprawę z tego co pisze i mówi? Przecież młodzi ludzie, którzy mają 18-23 lat nie mają szans, żeby mieć wykształcenie wyższe,… bo są jeszcze za młodzi. Jakie to odkrywcze, prawda? Mają wykształcenie średnie (część z nich podstawowe), ale z szansą na wyższe.

GW i jej „specjaliści” uważają, że Polskę przejęła banda głupich gówniarzy i to jeszcze ze wsi. No tylko pogratulować takich specjalistów i jednocześnie cieszyć się, bo to oznacza, że za długo nie pociągną na takich diagnozach. Zresztą nie tylko GW jest w panice, bo i sama Platforma gmatwa się i nie za bardzo wie jak z tej nowej sytuacji się wywinąć. Wczorajszy występ Niesiołowskiego w TVN24 świadczyć może o panującej tam panice, ale i wściekłości, bo inaczej tego szaleńczego występu określić się nie da. Nie moim zamiarem jest wspieranie partii, której szczerze nie znoszę, ale warto zauważyć, że takie występy powodują jej rychły upadek. Więcej Niesiołowskiego w telewizji!

[link widoczny dla zalogowanych]

W mediach ogólny smutek i żałoba, bo idzie nowe a tzw. dziennikarzom dobrze było trwać przy starym. Smutne miny Lisów, Kraśki, Tadli to uśmiech na twarzach nas, zwykłych Polaków. Czy ich kłamstwa i manipulacje są w ogóle policzalne? Wczoraj Lis w swoim prymitywnym programie pozostawił puste krzesło, które miało symbolizować brak przedstawiciela PiS-u. Dlaczego pustego krzesła nie było, gdy Komorowski nie przyszedł na debatę wszystkich kandydatów na prezydenta? Takie są standardy rzetelnego dziennikarstwa? Lis dalej szczuje, ale niech tak robi dalej, bo widać już, że ta metoda przynosi odwrotny skutek do zamierzonego.

Co teraz? Warto może zastanowić się nad oczyszczeniem środowiska dziennikarskiego. Świeża krew w polityce dobrze zrobi Polsce, ale czy to samo nie powinno odbyć się w mediach? I wcale nie mam tu na myśli powołania samych „pisowskich” dziennikarzy. Ale dziennikarzy, którzy przekazują prawdę, nie interpretują faktów. Media są od patrzenia władzy na ręce, a wydaje się, że od paru lat wspierają tę władzę w jej najbardziej antyspołecznych działaniach.

Media powinny mieć prawo do krytyki Andrzeja Dudy. Nowość, prawda? Do tej pory Komorowski był nie do ruszenia, robił co chciał i dopiero, gdy wyszedł do ludu, ten lud go pożarł. A przecież obiektywne media powinny wykazać jego słabości od pierwszych dni jego urzędowania. A te słabości były przed opinią publiczną skrzętnie chowane. To jest właśnie potęga mediów, które przeciętną osobowość potrafią wywyższać, a wielką tłamsić. Czas już i pora na zmiany również w tym środowisku, bo skompromitowało się ono na całej linii. Czwartej władzy też należy się oczyszczenie.

Obiektywne media są potrzebne. I jako zwolennik Andrzeja Dudy jestem za tym, żeby wytykały mu błędy. Nie chcę, żeby mój prezydent był chwalony przez podlizujących się dziennikarzy. Wolę żeby wazelinę zachowali dla kogoś innego, a w stosunku do Andrzeja Dudy, żeby byli obiektywni.

Dlaczego? Bo z krytyki czasem powstaje coś naprawdę dobrego i trwałego. Bo polityk, który jest non stop hołubiony staje się pyszny i coraz bardziej oderwany od rzeczywistości. Jako przykład niech posłuży Komorowski. Media niech będą obiektywne i to wystarczy. Niestety, dziennikarze z tzw. pierwszej ligi nie gwarantują tego w najmniejszym stopniu. Dlatego i ich należy pożegnać. Jak zmiany, to naprawdę a nie na niby.

TVP, czyli Telewizja Publiczna, choć w ostatnich latach ma się wrażenie, że jest to telewizja platformy. Usłużni dziennikarze, ciągle ci sami eksperci, a w tle nieustanny atak na PiS. Tak być nie może. Owszem, siła telewizji zmniejszyła się na rzecz internetu, ale nie oznacza to, że można dowolnie nią dysponować. Wymagamy od polityków wysokich standardów. Dlaczego nie wymagać od dziennikarzy? Jeśli ma nastąpić zmiana na lepsze to środowiska medialne, sędziowskie, adwokackie muszą się oczyścić z zalegających wśród nich szumowin. A jest ich cała masa. Dziennikarze chyba za bardzo wczuli się w to, że nazywa się ich czwartą władzą. Pora przypomnieć wielu z nim, że póki co w konstytucji (nawet tej ułomnej z 1997 r.) jest trójpodział władzy i nie ma w niej władzy medialnej.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Czw 15:54, 08 Paź 2015    Temat postu:

Głos w dyskusji na temat "wypożyczenia" przez Komorowskiego sprzętów z Kancelarii Prezydenta RP, na temat którego ... morda w kubeł w" mendiach"

[link widoczny dla zalogowanych]

Zniknięcie mebli, obrazów, żyrandola i niszczarki dokumentów to wcale nie jest kolejna głupia wpadka byłego prezydenta. To kwintesencja sposobu myślenia jego i ludzi w jego środowiska. Według nich państwo należy do nich i im się należy.

Właściwie można by uznać, że zabranie, o przepraszam - wypożyczenie, z Pałacu Prezydenckiego ponad setki przedmiotów, by wyposażyć własny instytut, to taki sam przejaw arogancji Bronisława Komorowskiego, jak wydanie kilkudziesięciu milionów złotych z publicznej kasy na referendum, mające zatrzymać spadki poparcia. Były prezydent przyzwyczaił nas przecież do tego, że jego postępowanie to mieszanka rubaszności z bezczelnością. Tak było, gdy namawiał prezydenta Obamę do pilnowania żony, czy kiedy w japońskim parlamencie właził na krzesło, by minister nazwany "Szogunem" cyknął mu "słitfocię". Można by więc skwitować to gorszące wydarzenie kwaśnym uśmiechem i wzruszając ramionami nad brakiem wychowania byłej głowy państwa pomyśleć sobie - no znowu Bronek nawywijał.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez w51 dnia Czw 15:55, 08 Paź 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Sob 18:14, 19 Gru 2015    Temat postu:

w51 napisał:
Tym razem coś co budzi nadzieję jeśli chodzi o wymiar sprawiedliwości - to sędziowie rodzaju[b] SSR Zduna

W maju tego roku Bogdan Rymanowski w TVN24 zadał pytanie prezydentowi Komorowskiemu o red. Sumlińskiego. Jaka była odpowiedź?

"Radziłbym Panu powściągnąć chęć bycia w porządku wobec kolegi. Bo ten kolega jest oskarżonym, nie podejrzanym o korupcję, płatną korupcję wokół komisji weryfikacyjnej WSI, którą kierował Antoni Macierewicz. To jest człowiek w stu procentach niewiarygodny. Niech Pan nawet o niego nie pyta."

Tymczasem:

Gigantyczna kompromitacja III RP. Zwycięstwo Sumlińskiego, dziennikarz niewinny! Lichocki skazany na 4 lata więzienia. Kto odpowie za prowokację przeciwko komisji weryfikacyjnej?

Sędzia Zdun wskazał także, że L. jest niewiarygodny, co wykazały odpowiedzi na pytania zadawane mu przez Sumlińskiego. Zdaniem sądu L. obiecał Tobiaszowi załatwienie weryfikacji. Sąd uznał, że dowody winy Sumlińskiego nie trzymają się logiki.

Co ciekawe sąd wskazał także, że sprawa była w szczególnym zainteresowaniu Bronisława Komorowskiego, Pawła Grasia i gen. Krzysztofa Bondaryka. Sędzia wskazał także, że zeznania byłego szefa ABW były niewiarygodne.

Sąd ocenił również zachowanie Aleksandra Lichockiego, uznając, że jego czyn jest haniebny i zagraża instytucjom oraz bezpieczeństwu państwa.
Od oskarżonego, który pobiera wysokie świadczenia od Skarbu Państwa, należy oczekiwać zachowania odpowiedniego dla oficera Wojska Polskiego. Czyn oskarżonego jest haniebny, zagrażający bezpieczeństwu kraju. Mógł zdestabilizować, czy wręcz zdestabilizował działanie ważnej instytucji państwowej, jaką była komisja weryfikacyjna
— mówił sąd.

Odnosząc się do spotkań Leszka T. z ówczesnym marszałkiem Sejmu Bronisławem Komorowskim, a także z ministrem Pawłem Grasiem i szefem ABW Krzysztofem Bondarykiem, sąd uznał, że są to „tylko wątki poboczne, pewne tło tej sprawy”. Część prasy utrzymywała, że miało chodzić o rzekome zainteresowanie Komorowskiego nigdy nieujawnionym aneksem do raportu z weryfikacji WSI.
To tło szczególne. Ta sprawa pozostawała w szczególnym zainteresowaniu marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego, Pawła Grasia i szefa ABW Krzysztofa Bondaryka
— mówił sędzia Zdun.


Sąd potwierdził, że Leszek T. spotykał się z marszałkiem Komorowskim, a w spotkaniu uczestniczyli też Bondaryk i Graś.
Niezrozumiałe jest, czemu w spotkaniu nie uczestniczyli obecni na miejscu funkcjonariusze z pionów śledczego i operacyjnego. Bondaryk nie wyjaśnił, czemu nie weszli do gabinetu. Ale przecież to nie szef ABW jest od prowadzenia czynności urzędowych. Nie da się wyjaśnić, czemu tak było
— zauważył sędzia.
Uznał, że nazwisko Lichockiego można podawać do publicznej wiadomości. Sąd zdecydował także, że Lichocki nie będzie mógł opuszczać kraju. Nie trafi jednak do aresztu.
Po zakończeniu wygłaszania ustnego uzasadnienia na sali sądu rozległy się gromkie brawa.
Wyrok jest nieprawomocny, stronom przysługuje apelacja. Prokuratura już zapowiedziała, że będzie korzystać z tego prawa.

W mowie końcowej wygłoszonej 11 grudnia, mecenas Konstancja Puławska, która broni dziennikarza, podkreśliła:
To, że przeciwko Wojciechowi Sumlińskiemu zostało wszczęte postępowanie jest wynikiem nie tylko przekroczenia prawa, ale także przekroczenia granic przyzwoitości.


Z kolei Wojciech Sumliński mówił:
Jeśli zapadnie wyrok skazujący, będzie to znaczyło, że nie jest to kraj, w którym chciałbym żyć. Proszę o sprawiedliwy wyrok

Wojciech Sumliński był oskarżony o płatną protekcję, której miał się dopuścić przy weryfikacji Wojskowych Służb Informacyjnych. Dziennikarz miał obiecać, powołując się na wpływy w komisji weryfikacyjnej, że za 200 tys. złotych doprowadzi do pozytywnej weryfikacji oficera WSI płk. Leszka T. Śledztwo w sprawie Wojciecha Sumlińskiego trwało od grudnia 2007 roku.

Prof. Wawrzyk o uniewinnieniu Sumlińskiego:


"To jeden wielki akt oskarżenia wobec prokuratury”. Należy prześwietlić wątek Komorowskiego

Prokuratura powinna zająć się zbadaniem wątku udziału Bronisława Komorowskiego, Pawła Grasia i Krzysztofa Bondaryka w aferze. Sąd wyraźnie wskazał, że coś jest na rzeczy, a ich udział w tej sprawie nie jest do końca wyjaśniony
– mówi prof. Piotr Wawrzyk, komentując na antenie Telewizji Republika wyrok sądu ws. tzw. afery marszałkowej.


Zapytany o udział w tzw. aferze marszałkowej byłego prezydenta Bronisława Komorowskiego, byłego ministra Pawła Grasia oraz byłego szefa ABW Krzysztofa Bondaryka, stwierdził że prokuratura powinna zająć się wyjaśnieniem tego wątku. Podkreślił, że jeżeli nie podejmie takich działań, będzie to oznaczało, że osoby za to odpowiedzialne nie nadają się do pełnienia swoich obowiązków.

Chociaż wprost nie zostało to powiedziane, to zdaniem sądu pojawia się tutaj kontekst inspiracji o charakterze politycznym osób stojących za Tobiaszem. Wyjaśnienia przez prokuraturę wymaga, kto stał za Tobiaszem i jaki udział mieli w tym politycy PO
– powiedział prof. Wawrzyk, podkreślając że istnieją odpowiednie instrumenty, aby to sprawdzić. Zaznaczył, że nie byłyby to działania o charakterze politycznym, ponieważ orzekł tak niezależny sąd wydając wyrok.
Prof. Wawrzyk zwrócił również uwagę na fakt, że zdaniem sądu to Wojciech Sumliński wypełniał zadania prokuratury i naprawiał jej zaniechania.


[link widoczny dla zalogowanych]


*******
w51 napisał:
Tym razem coś co budzi nadzieję jeśli chodzi o wymiar sprawiedliwości - to sędziowie rodzaju[b] SSR Zduna

W maju tego roku Bogdan Rymanowski w TVN24 zadał pytanie prezydentowi Komorowskiemu o red. Sumlińskiego. Jaka była odpowiedź?

"Radziłbym Panu powściągnąć chęć bycia w porządku wobec kolegi. Bo ten kolega jest oskarżonym, nie podejrzanym o korupcję, płatną korupcję wokół komisji weryfikacyjnej WSI, którą kierował Antoni Macierewicz. To jest człowiek w stu procentach niewiarygodny. Niech Pan nawet o niego nie pyta."

Tymczasem:

Gigantyczna kompromitacja III RP. Zwycięstwo Sumlińskiego, dziennikarz niewinny! Lichocki skazany na 4 lata więzienia. Kto odpowie za prowokację przeciwko komisji weryfikacyjnej?

Sędzia Zdun wskazał także, że L. jest niewiarygodny, co wykazały odpowiedzi na pytania zadawane mu przez Sumlińskiego. Zdaniem sądu L. obiecał Tobiaszowi załatwienie weryfikacji. Sąd uznał, że dowody winy Sumlińskiego nie trzymają się logiki.

Co ciekawe sąd wskazał także, że sprawa była w szczególnym zainteresowaniu Bronisława Komorowskiego, Pawła Grasia i gen. Krzysztofa Bondaryka. Sędzia wskazał także, że zeznania byłego szefa ABW były niewiarygodne.

Sąd ocenił również zachowanie Aleksandra Lichockiego, uznając, że jego czyn jest haniebny i zagraża instytucjom oraz bezpieczeństwu państwa.
Od oskarżonego, który pobiera wysokie świadczenia od Skarbu Państwa, należy oczekiwać zachowania odpowiedniego dla oficera Wojska Polskiego. Czyn oskarżonego jest haniebny, zagrażający bezpieczeństwu kraju. Mógł zdestabilizować, czy wręcz zdestabilizował działanie ważnej instytucji państwowej, jaką była komisja weryfikacyjna
— mówił sąd.

Odnosząc się do spotkań Leszka T. z ówczesnym marszałkiem Sejmu Bronisławem Komorowskim, a także z ministrem Pawłem Grasiem i szefem ABW Krzysztofem Bondarykiem, sąd uznał, że są to „tylko wątki poboczne, pewne tło tej sprawy”. Część prasy utrzymywała, że miało chodzić o rzekome zainteresowanie Komorowskiego nigdy nieujawnionym aneksem do raportu z weryfikacji WSI.
To tło szczególne. Ta sprawa pozostawała w szczególnym zainteresowaniu marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego, Pawła Grasia i szefa ABW Krzysztofa Bondaryka
— mówił sędzia Zdun.


Sąd potwierdził, że Leszek T. spotykał się z marszałkiem Komorowskim, a w spotkaniu uczestniczyli też Bondaryk i Graś.
Niezrozumiałe jest, czemu w spotkaniu nie uczestniczyli obecni na miejscu funkcjonariusze z pionów śledczego i operacyjnego. Bondaryk nie wyjaśnił, czemu nie weszli do gabinetu. Ale przecież to nie szef ABW jest od prowadzenia czynności urzędowych. Nie da się wyjaśnić, czemu tak było
— zauważył sędzia.
Uznał, że nazwisko Lichockiego można podawać do publicznej wiadomości. Sąd zdecydował także, że Lichocki nie będzie mógł opuszczać kraju. Nie trafi jednak do aresztu.
Po zakończeniu wygłaszania ustnego uzasadnienia na sali sądu rozległy się gromkie brawa.
Wyrok jest nieprawomocny, stronom przysługuje apelacja. Prokuratura już zapowiedziała, że będzie korzystać z tego prawa.

W mowie końcowej wygłoszonej 11 grudnia, mecenas Konstancja Puławska, która broni dziennikarza, podkreśliła:
To, że przeciwko Wojciechowi Sumlińskiemu zostało wszczęte postępowanie jest wynikiem nie tylko przekroczenia prawa, ale także przekroczenia granic przyzwoitości.


Z kolei Wojciech Sumliński mówił:
Jeśli zapadnie wyrok skazujący, będzie to znaczyło, że nie jest to kraj, w którym chciałbym żyć. Proszę o sprawiedliwy wyrok

Wojciech Sumliński był oskarżony o płatną protekcję, której miał się dopuścić przy weryfikacji Wojskowych Służb Informacyjnych. Dziennikarz miał obiecać, powołując się na wpływy w komisji weryfikacyjnej, że za 200 tys. złotych doprowadzi do pozytywnej weryfikacji oficera WSI płk. Leszka T. Śledztwo w sprawie Wojciecha Sumlińskiego trwało od grudnia 2007 roku.

Prof. Wawrzyk o uniewinnieniu Sumlińskiego:


"To jeden wielki akt oskarżenia wobec prokuratury”. Należy prześwietlić wątek Komorowskiego

Prokuratura powinna zająć się zbadaniem wątku udziału Bronisława Komorowskiego, Pawła Grasia i Krzysztofa Bondaryka w aferze. Sąd wyraźnie wskazał, że coś jest na rzeczy, a ich udział w tej sprawie nie jest do końca wyjaśniony
– mówi prof. Piotr Wawrzyk, komentując na antenie Telewizji Republika wyrok sądu ws. tzw. afery marszałkowej.


Zapytany o udział w tzw. aferze marszałkowej byłego prezydenta Bronisława Komorowskiego, byłego ministra Pawła Grasia oraz byłego szefa ABW Krzysztofa Bondaryka, stwierdził że prokuratura powinna zająć się wyjaśnieniem tego wątku. Podkreślił, że jeżeli nie podejmie takich działań, będzie to oznaczało, że osoby za to odpowiedzialne nie nadają się do pełnienia swoich obowiązków.

Chociaż wprost nie zostało to powiedziane, to zdaniem sądu pojawia się tutaj kontekst inspiracji o charakterze politycznym osób stojących za Tobiaszem. Wyjaśnienia przez prokuraturę wymaga, kto stał za Tobiaszem i jaki udział mieli w tym politycy PO
– powiedział prof. Wawrzyk, podkreślając że istnieją odpowiednie instrumenty, aby to sprawdzić. Zaznaczył, że nie byłyby to działania o charakterze politycznym, ponieważ orzekł tak niezależny sąd wydając wyrok.
Prof. Wawrzyk zwrócił również uwagę na fakt, że zdaniem sądu to Wojciech Sumliński wypełniał zadania prokuratury i naprawiał jej zaniechania.


[link widoczny dla zalogowanych]


w51 napisał:
Tym razem coś co budzi nadzieję jeśli chodzi o wymiar sprawiedliwości - to sędziowie rodzaju[b] SSR Zduna

W maju tego roku Bogdan Rymanowski w TVN24 zadał pytanie prezydentowi Komorowskiemu o red. Sumlińskiego. Jaka była odpowiedź?

"Radziłbym Panu powściągnąć chęć bycia w porządku wobec kolegi. Bo ten kolega jest oskarżonym, nie podejrzanym o korupcję, płatną korupcję wokół komisji weryfikacyjnej WSI, którą kierował Antoni Macierewicz. To jest człowiek w stu procentach niewiarygodny. Niech Pan nawet o niego nie pyta."

Tymczasem:

Gigantyczna kompromitacja III RP. Zwycięstwo Sumlińskiego, dziennikarz niewinny! Lichocki skazany na 4 lata więzienia. Kto odpowie za prowokację przeciwko komisji weryfikacyjnej?

Sędzia Zdun wskazał także, że L. jest niewiarygodny, co wykazały odpowiedzi na pytania zadawane mu przez Sumlińskiego. Zdaniem sądu L. obiecał Tobiaszowi załatwienie weryfikacji. Sąd uznał, że dowody winy Sumlińskiego nie trzymają się logiki.

Co ciekawe sąd wskazał także, że sprawa była w szczególnym zainteresowaniu Bronisława Komorowskiego, Pawła Grasia i gen. Krzysztofa Bondaryka. Sędzia wskazał także, że zeznania byłego szefa ABW były niewiarygodne.

Sąd ocenił również zachowanie Aleksandra Lichockiego, uznając, że jego czyn jest haniebny i zagraża instytucjom oraz bezpieczeństwu państwa.
Od oskarżonego, który pobiera wysokie świadczenia od Skarbu Państwa, należy oczekiwać zachowania odpowiedniego dla oficera Wojska Polskiego. Czyn oskarżonego jest haniebny, zagrażający bezpieczeństwu kraju. Mógł zdestabilizować, czy wręcz zdestabilizował działanie ważnej instytucji państwowej, jaką była komisja weryfikacyjna
— mówił sąd.

Odnosząc się do spotkań Leszka T. z ówczesnym marszałkiem Sejmu Bronisławem Komorowskim, a także z ministrem Pawłem Grasiem i szefem ABW Krzysztofem Bondarykiem, sąd uznał, że są to „tylko wątki poboczne, pewne tło tej sprawy”. Część prasy utrzymywała, że miało chodzić o rzekome zainteresowanie Komorowskiego nigdy nieujawnionym aneksem do raportu z weryfikacji WSI.
To tło szczególne. Ta sprawa pozostawała w szczególnym zainteresowaniu marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego, Pawła Grasia i szefa ABW Krzysztofa Bondaryka
— mówił sędzia Zdun.


Sąd potwierdził, że Leszek T. spotykał się z marszałkiem Komorowskim, a w spotkaniu uczestniczyli też Bondaryk i Graś.
Niezrozumiałe jest, czemu w spotkaniu nie uczestniczyli obecni na miejscu funkcjonariusze z pionów śledczego i operacyjnego. Bondaryk nie wyjaśnił, czemu nie weszli do gabinetu. Ale przecież to nie szef ABW jest od prowadzenia czynności urzędowych. Nie da się wyjaśnić, czemu tak było
— zauważył sędzia.
Uznał, że nazwisko Lichockiego można podawać do publicznej wiadomości. Sąd zdecydował także, że Lichocki nie będzie mógł opuszczać kraju. Nie trafi jednak do aresztu.
Po zakończeniu wygłaszania ustnego uzasadnienia na sali sądu rozległy się gromkie brawa.
Wyrok jest nieprawomocny, stronom przysługuje apelacja. Prokuratura już zapowiedziała, że będzie korzystać z tego prawa.

W mowie końcowej wygłoszonej 11 grudnia, mecenas Konstancja Puławska, która broni dziennikarza, podkreśliła:
To, że przeciwko Wojciechowi Sumlińskiemu zostało wszczęte postępowanie jest wynikiem nie tylko przekroczenia prawa, ale także przekroczenia granic przyzwoitości.


Z kolei Wojciech Sumliński mówił:
Jeśli zapadnie wyrok skazujący, będzie to znaczyło, że nie jest to kraj, w którym chciałbym żyć. Proszę o sprawiedliwy wyrok

Wojciech Sumliński był oskarżony o płatną protekcję, której miał się dopuścić przy weryfikacji Wojskowych Służb Informacyjnych. Dziennikarz miał obiecać, powołując się na wpływy w komisji weryfikacyjnej, że za 200 tys. złotych doprowadzi do pozytywnej weryfikacji oficera WSI płk. Leszka T. Śledztwo w sprawie Wojciecha Sumlińskiego trwało od grudnia 2007 roku.

Prof. Wawrzyk o uniewinnieniu Sumlińskiego:


"To jeden wielki akt oskarżenia wobec prokuratury”. Należy prześwietlić wątek Komorowskiego

Prokuratura powinna zająć się zbadaniem wątku udziału Bronisława Komorowskiego, Pawła Grasia i Krzysztofa Bondaryka w aferze. Sąd wyraźnie wskazał, że coś jest na rzeczy, a ich udział w tej sprawie nie jest do końca wyjaśniony
– mówi prof. Piotr Wawrzyk, komentując na antenie Telewizji Republika wyrok sądu ws. tzw. afery marszałkowej.


Zapytany o udział w tzw. aferze marszałkowej byłego prezydenta Bronisława Komorowskiego, byłego ministra Pawła Grasia oraz byłego szefa ABW Krzysztofa Bondaryka, stwierdził że prokuratura powinna zająć się wyjaśnieniem tego wątku. Podkreślił, że jeżeli nie podejmie takich działań, będzie to oznaczało, że osoby za to odpowiedzialne nie nadają się do pełnienia swoich obowiązków.

Chociaż wprost nie zostało to powiedziane, to zdaniem sądu pojawia się tutaj kontekst inspiracji o charakterze politycznym osób stojących za Tobiaszem. Wyjaśnienia przez prokuraturę wymaga, kto stał za Tobiaszem i jaki udział mieli w tym politycy PO
– powiedział prof. Wawrzyk, podkreślając że istnieją odpowiednie instrumenty, aby to sprawdzić. Zaznaczył, że nie byłyby to działania o charakterze politycznym, ponieważ orzekł tak niezależny sąd wydając wyrok.
Prof. Wawrzyk zwrócił również uwagę na fakt, że zdaniem sądu to Wojciech Sumliński wypełniał zadania prokuratury i naprawiał jej zaniechania.


[link widoczny dla zalogowanych]


A działo się to w dniu, w którym najważniejszym tematem "polskojęzycznych mendiów" był żle zaparkowany samochód Prezydenta RP
Słowem .... morda w kubeł


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Wto 20:32, 16 Lut 2016    Temat postu:

Mamy "słabych" dowódców, czyli powrót "seryjnego samobójcy"

[link widoczny dla zalogowanych]

Trudno znaleźć odpowiedni tytuł do sprawy kolejnej samobójczej śmierci wysokiego oficera Wojska Polskiego, b. dowódcy elitarnej jednostki "Agat", płk. Sławomira Berdychowskiego. Stąd oczywiście ten cudzysłów w tytule przy słowie "słabych", bo jeśli dodamy do tego samobójczą śmierć gen. Sławomira Petelickiego, twórcy i b. dowódcy jednostki "Grom", i jeśli uznamy, że żołnierze ci sami odebrali sobie życie, to przecież trzeba sobie postawić kluczowe pytanie, jakim cudem zostali ci dwaj żołnierze dowódcami dwóch tak elitarnych jednostek naszych sił zbrojnych? Mamy do czynienia z jedną wielką paranoją i zmową milczenia wokół co najmniej kilkunastu "samobójczych" śmierci w ostatnich sześciu latach* i w zasadzie wszyscy o tym wiemy, ale niewiele możemy zrobić. Jak śmierć pułkownika Sławomira Berdychowskiego ma się do faktu, że całkiem niedawno ukończył kurs generalski, który może świadczyć o tym, że planował dalszą karierę w wojsku. Miał znakomitą opinię wśród kolegów: spokojny, opanowany, dystyngowany.



Pomijając kilkudniowe milczenie o znalezieniu zwłok pułkownika (podobno okryto je 10 lutego br.), to podaje się sprzeczne informacje o miejscu, w którym doszło do zgonu: las niedaleko domu w Wesołej lub jego mieszkanie. I znowu, jak zawsze, różnymi kanałami (jakimi?) do mediów trafiają informacje o możliwych kłopotach osobistych, zdrowotnych, rodzinnych etc. Tak było w przypadku gen. Petelickiego, Remigiusza Musia, technika pokładowego JAK-a 40, który był 10 kwietnia 2010 roku w Smoleńsku, oraz wielu innych urzędników i żołnierzy mających dostęp do tajnych informacji lub będących wysokiej klasy specjalistami w dziedzinie badania wypadków lotniczych. Grzegorz Michniewicz, Dyrektor Generalny Kancelarii Prezesa Rady Ministrów za czasów Donalda Tuska, był w znakomitym przedświątecznym nastroju, kupił prezenty, po czym powiesił się na kablu od odkurzacza 23 grudnia 2009 roku, w dniu, w którym z Samary powrócił po remoncie samolot TU-154 M.



Nie można dawać najmniejszej wiary w te zamachy na własne życie. Niemal zawsze każdy z kilkunastu zgonów miał miejsce w piątek albo w sobotę, co opóźniało przeprowadzenie sekcji zwłok. Odbywała się najczęściej dwa dni po zdarzeniu. Każdy kto czyta kryminały, ten wie, jak łatwo można dzięki takiemu opóźnieniu ukryć fakt dokonania mordu. Zostało to zresztą dość dobrze opisane w serialu "Służby specjalne" na przykładzie "samobójstwa" lidera politycznego, którego pierwowzorem był Andrzej Lepper. Właśnie dziś rozmawiałem z jego długoletnim znajomym, który tak jak niemal wszyscy mówi jedno: Andrzej nigdy by czegoś takiego nie zrobił, nie miał absolutnie takich skłonności.



Mordercy, którzy z jednej strony chcą ukryć fakt zabójstwa, często zostawiają jakiś ślad, swój znak. Grzegorz Michniewicz, świetny fachowiec, człowiek mający dostęp do wielu tajnych informacji i dokumentów, wiesza się na sznurze od odkurzacza. To nawet z psychologicznego punktu widzenia jest wręcz nieprawdopodobne. Ale może właśnie o to chodziło, żeby było jasne, żebyśmy wiedzieli, że to nie było samobójstwo i żebyśmy nie mogli jednocześnie dowieść, że była to zbrodnia.



W jakim państwie żyliśmy, a może nadal żyjemy, że tajemnicza, jakakolwiek by ona nie była, śmierć generała, nie stawia na nogi wszystkich służb państwa? Co to jest za marny kraj, że słyszeliśmy takie tłumaczenia, że jest weekend, a jak jest weekend to poczekamy z sekcją zwłok do poniedziałku. Niemal wszystkie przypadki "seryjnego samobójcy", a jest ich już co najmniej dwadzieścia, mogą być lub są bezpośrednio powiązane z Katastrofą Smoleńską. Gdyby chodziło o jedno lub dwa samobójstwa żołnierzy czy wysokich rangą urzędników albo specjalistów od lotnictwa, szczegółowo i precyzyjnie wyjaśnione i dowiedzione, nikt nie stawiałby pytań czy formułował oskarżeń. Ale to jest cała seria, która trwa już ponad sześć lat.



Dla nikogo, kto wie jak wyśrubowane są procedury wojskowe, wnikliwe badania psychologiczne (gen. Petelicki i płk. Berdychowski kończyli dodatkowo kursy w USA), uprawniające do służby w jednostkach specjalnych, nie ma najmniejszej wątpliwości, że po raz kolejny nie mamy do czynienia z samobójstwem polskiego oficera. Jak mantrę trzeba powtarzać, że bez prawdy o Smoleńsku nie naprawimy naszego państwa ani nie odzyskamy jako naród honoru, którego pozbawił nas rząd Platformy Obywatelskiej i osobiście Donald Tusk w dniu 10 kwietnia 2010 roku.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚWIATOWID Strona Główna -> A co tam Panie ... w polityce??? Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin