Forum ŚWIATOWID Strona Główna ŚWIATOWID
czyli ... obserwator różnych stron życia
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Zbydlęcenie ... "opiniotwórców"
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚWIATOWID Strona Główna -> A co tam Panie ... w polityce???
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Sob 7:38, 24 Wrz 2011    Temat postu: Zbydlęcenie ... "opiniotwórców"

Zbydlęcenie ... bo jakże inaczej można nazwać stanowisko dyżurnych "opiniotwórców" , którzy może za wyjątkiem Żakowskiego, onegdaj stawiali na nogi cały kraj .... "by żyło się lepiej"
"Papryczkarz" to Wałęsa czy "Paprykarz" to określenie wyraziciela głosu ludzi, których spotkało nieszczęście.
Curiosum stanowi fakt, że "publicyści" jako zarzut stawiają ... "ładny dom" .... paprykarza. Po ... czterdziestu chyba latach pracy paprykarza w tym dwudziestu w świetlanym kapitaliźmie
I jaki biedny jest ten ... Tusk .... obrzydliwość !!!!!!


Jak żyć? ''Czy jest odpowiedź na to mordercze pytanie?'' [PUBLICYŚCI]

han 2011-09-23, ostatnia aktualizacja 2011-09-23 12:29:12.0

- To pytanie głęboko zapada w wiele głów i wiele serc - powiedział Jacek Żakowski o słynnym już pytaniu "Jak żyć?" skierowanym do premiera i wykorzystywanym jako oręż w kampanii PiS. - Nie oczekujmy odpowiedzi od Tuska. Świat od dawna nie wie, co zrobić z ludźmi, którzy nie dają sobie rady w tej rzeczywistości - dodał Seweryn Blumsztajn, redaktor "Gazety Stołecznej" w Poranku Radia TOK FM.


- To pytanie można zadać każdemu kolejnemu premierowi i prezydentowi. W trudnych czasach odpowiedź na nie jest trudniejsza, więc PiS zogniskował wokół niego swoją kampanię propagandową, wykorzystując postać znanego już paprykarza, który uważa, że jest wielkim gwiazdorem - ocenił Tomasz Wołek.

Stanisław Kowalczyk, producent papryki spod Radomia, który w lipcu zapędził w kozi róg Donalda Tuska nieustępliwymi pytaniami o dopłaty dla rolników poszkodowanych przez wichurę, powtórzył swoje słynne "Panie premierze, jak żyć?" na krakowskiej konwencji PiS-u tydzień temu. Swoim wystąpieniem przyćmił nawet Jarosława Kaczyńskiego.

"Jak żyć" to pytanie-kłopot kampanii wyborczej. Jest idiotyczne, a jednocześnie mordercze i politycznie użyteczne - ocenił Jacek Żakowski.

- Widzieliśmy wczoraj dom tego paprykarza. Jest naprawdę zamożny - zauważył Seweryn Blumsztajn. W czwartek Jarosław Kaczyński spotkał się z słynnym paprykarzem. Po transmisji wizyty pojawiły się głosy komentatorów, że dom rolnika wygląda bogato.
Żakowski - Bardziej bolesna niż paprykarz była pani na wózku, która pytała Tuska: jak żyć za 600 zł. To pytanie głęboko zapada w wiele głów i wiele serc.

Żal mi Tuska, to ryzykowna podróż

- Żal mi Donalda Tuska - powiedział Wiesław Władyka z "Polityki". - On konfrontuje się z autentycznymi dramatami ludzi. To nie są ustawki robione przez PiS. Niedogodność polega na tym, że on jako premier jak gdyby odpowiada za stan rzeczy, a opozycja może w to bić, jak w bęben. Ale to pytanie zawsze jest aktualne, teraz podlane jest cynizmem politycznym- powiedział publicysta. Tomasz Wołek wyraził podziw, że Donald Tusk, wyruszywszy w "ryzykowną podróż", miał odwagę stanąć twarzą w twarz z problemami ludzi. - To co innego niż kampania jego oponentów, którzy sami sobie zadają pytania i na nie odpowiadają, najczęściej w ustawionym gronie - powiedział.

Do chóru dołączył Blumsztajn, według którego rozmowy i spotkania Tuska są autentyczne. Redaktor "Stołecznej" zaznaczył jednak, że nie oczekuje od premiera, że da odpowiedź na pytanie "jak żyć". - Nikt nie zna odpowiedzi na to pytanie. Świat od dawna nie wie, co zrobić z ludźmi, którzy nie dają sobie rady w tej rzeczywistości. Trzeba się starać pomagać ludziom - odparł Blumsztajn.

... jak drąca się szmata, rozpadająca się w rękach...

Wołek stwierdził, że wyprawa tuskobusem musi upewnić premiera, że ludzie nie czekają na wielkie propozycje reform i abstrakcyjne wizje, bo ważniejsze jest spojrzenie od dołu, nie z wyżyn teorii akademickich. Żakowski oponował: - Skala wyzwań jest tak wielka, że jeśli nie nada się im odpowiedzi i nie znajdzie muzyki, która odpowiada czasom, zagrozi nam chaos. Gospodarka i wiele innych sfer życia jest taka drąca się szmata, ona rozpada się w rękach. Jeśli się nie wie, co chce się z niej uszyć, będzie się łatało tylko tam, gdzie powstają dziury. Trzeba mieć jakiś przekaz w tych trudnych czasach.

Żakowski domyśla się też, że doświadczenie kumulujące się w Donaldzie Tusku na skutek tej podróży musi robić na nim gigantyczne wrażenie. - Musi coś w nim kipieć. To coś doprowadzi go pod koniec kampanii do sformułowania własnej odpowiedzi na pytanie "jak żyć" - przewidywał prowadzący program.

Polacy nie przyjęli do wiadomości, że będzie gorzej

- Nigdy wcześniej w rządach Tuska nie była obecna solidarność społeczna ani myśl, która dziś staje oczywista: że w tym pędzącym społeczeństwie mamy poważną grupę ludzi, którzy na nic się nie załapią. I im rzeczywiście trzeba pomóc żyć - powiedział Seweryn Blumsztajn. - Ani publicyści, ani społeczeństwo nie przyjęli do wiadomości, że nadchodzą trudne czasy. Co myśli młody człowiek, który opowiada, że jemu się Platforma nie podoba, bo zabrała mu możliwość studiowania na drugim fakultecie? Ludzie w Polsce nie zrozumieli, że będzie teraz gorzej, że nie będzie szybkiego wzrostu gospodarczego i że trzeba się będzie dzielić.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ekor



Dołączył: 24 Gru 2010
Posty: 69
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 0:25, 03 Paź 2011    Temat postu:

Patrząc na to co się dzieje wokół nas jedyne skojarzenie to "nieustanny bal przebierańców". Jak na dłoni widać kreatywną rolę mediów. Jest taka zasada "kto ma media ten ma władzę". Własnie w myśl tej relacji media "wchodzą w swoj rolę". Prosty przykład..publikacja sondaży dotycząca poparcia społecznego poszczególnych partii. Publikuje się niemal codziennie sondaże tak różnorodne, o takiej rozbieżności że aż cisnie się na usta pytanie o wiarygodność tych badań. Na ogół nie podaje się szczegółów co do metody badań i objętej badaniami populacji potencjalnych wyborców. Zresztą "polskiemu wyborcy" takie dane są niepotrzebne. Nikt do tej pory nie poczynił starań aby wyedukować społeczeństwo w tym kierunku aby wybór był świadomym wyborem. Pytanie do publicznych mediów...co media utrzymywane z publicznej daniny zrobiły na rzecz społecznej edukacji??? Uważam że nie wiele lub nic. Partiom bądącym przy władzy wcale nie zależy na edukacji społecznej. Pojęcie misji społecznej mediów jest czczym frazesem.
A wracając do sondaży...widzimy jak dwie największe partie grają mniejszymi co do których nie jest rozpoznany stopień poparcia wyborców.Mam na myśli Ruch poparcia Palikota. Uznano ,że jest to wartość nieznana, wartość nieprzewidywalna. W związku z tym przyjęto w sztabach dwu największych partii tezę że należy wyelimiować Palikota z gry. Nie wiadomo bowiem tak do końca komu Palikot może zabrać wyborców. A więc wzajemne animozje między PO a PiS wykorzystywane są jako argumenty dezawujące Ruch Palikota. W końcu nie wiadomo komu może zabrać wyborców. W tym samym czasie dziwnie cicho jest o PSL i SLD. wytłumaczenie proste...te partie mają określony prawie niezmienny elektorat. Nie ma czasu i szkoda nakładów na propagandę która odstręczy stałych wyborców PSL i SLD od swoich przekonań. A więc dzisiaj mamy grę pozorów ,sterowaną grę. Publikuje się sondaże które mają mobilizować poszczególne grupy społeczne do poparcia tej czy innej grupy społecznej.A że są to badania prowadzone przez pracownię" Szwagier i spółka" na próbce obejmującej szwagra i najbliżych kumpli..tego nikt nie ujawnia. W poważnych badaniach takie " pracownie" to byłyby jak ten kwiat paproci. Pojawiły by się tylko raz i znikłyby w mroku zapomnienia. Reasumując..kierujmy się zdrowym rozsądkiem. Myślenie nie boli.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Pon 20:50, 10 Paź 2011    Temat postu:

Ściągnięte z Salonu 24

TVN, Polsat i TVP meldują wykonanie zadania

Po wyborach, zwycięskich dla PO, co przyniesie nam raczej silnego kaca niźli poprawę sytuacji, są ludzie, którzy mogą zrobić to, co Lech Kaczyński zrobił w 2005 roku. Zameldować swojemu liderowi o wykonaniu zadania. Tymi ludźmi są szefowie redakcji TVN, Polsatu i TVP.

TVN popiera PO od dawna. Związek ten został umocniony pieniędzmi przekazanymi przez Hannę Gronkiewicz-Waltz na stadion Legii. Temu koncernowi współpraca się po prostu opłaca i to raczej się nie zmieni. To w TVN mogliśmy oglądać najwięcej Tuska troskliwego, Tuska zagniewanego i Tuska łaskawego, a słowa krytyki się nie przebijały.

Polsat został kupiony zgodą na zakup przez jego właściciela Polkomtela. Trzeba jednak przyznać, że ten znany z braku subtelności koncern najbardziej subtelnie popierał PO. Przy TVN 24 Polsat News to wzór obiektywizmu. Ale i tu promowano tylko PO albo fałszywą dychotomię między IV RP hard a IV RP light. Między PiS a PO różnica jest taka jak między papierosami full flavor i light - szkodzą, a te light nawet bardziej, bo trzeba się głębiej zaciągać.

TVP została przejęta przez PO w ostatnich miesiącach. Skutek był widoczny od razu, ale i tak to w TVP i TVN Info można się było dowiedzieć czegoś o innych partiach niż PO i PiS. Co z tego, skoro i tak peany na cześć PO dominowały?

Media mogą więc spokojnie stanąć przed Tuskiem i zameldować wykonanie zadania. Mogą to również zrobić pożyteczni idioci z "Gazety Wyborczej", którzy w trosce o demokrację właśnie rozpoczęli przyspieszenie procesu jej demontażu. Ciekawe jakiego kaca będzie miał Michnik za 4 lata? I skąd będzie pisał tyrady krytykujące Tuska?
*******

PS
Bardzo mnie interesuje stan zdrowia tego nieszczęśnika, który dokonał próby samospalenia, ale o tym Pitera i "niezależne"media i ich "dziennikarze śledczy" ... solidarnie milczą.
No cóż, nic dziwnego bo przecież triumfuje .... Podłość i Obłuda


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Pro Rock



Dołączył: 04 Maj 2010
Posty: 278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 0:04, 11 Paź 2011    Temat postu: * * * * * * * * *

Kto wyygral...., to mniej wazne
wazne ze ani PiSaki ani komuchy

a jak to o tobie mowili i mieli nawet twoim nieskromnym zdaniem racje??
Mysle ze te to przegraly nie tylko te wybory...., i to mnie szczegolnie cieszy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Pro Rock



Dołączył: 04 Maj 2010
Posty: 278
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 0:16, 11 Paź 2011    Temat postu: * * * * * * * * *

No i w51 wszystkie zony Przemka Edgara Gosiewskiego dostaly sie do Sejmu czy do Senatu...., z List PiSu oczywiscie



Boshe Ty widzisz a nie grzmisz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Sob 22:07, 04 Lut 2012    Temat postu:

Połowa Polaków czuje się komfortowo z posiadanymi oszczędnościami

Z posiadanych oszczędności cieszymy się jak żaden inny naród w Europie - wynika z badania przeprowadzonego przez grupę ING.

W ING nie kryją zaskoczenia takimi wynikami. Z prawie wszystkich badań przeprowadzanych w Polsce na temat oszczędzania wyłania się bowiem ponury obraz: zarabiamy mało i niewielu z nas udaje się cokolwiek odłożyć.

Tymczasem wyniki badań ING wręcz tryskają optymizmem. Dlaczego? Pierwsze wyjaśnienie tkwi w tym, jak je przeprowadzono. - Wiadomo, że Niemcy czy Holendrzy są bogatsi od Polaków, oszczędzają regularnie i mogą odkładać więcej pieniędzy. Zamiast więc pytać o to, czy i ile oszczędzamy, postanowiliśmy sprawdzić, jak czujemy się z tym, co już mamy, a więc o komfort z posiadanych oszczędności - tłumaczy Grzegorz Ogonek, ekonomista ING Banku.




Badanie przeprowadzono pod koniec ubiegłego roku w 19 krajach: 13 europejskich (Polska, Niemcy, Wielka Brytania, Francja, Austria, Rumunia, Hiszpania, Holandia, Włochy, Czechy, Słowacja, Luksemburg, Turcja) oraz w Australii, USA, Kanadzie, Chinach, Indiach i Tajlandii. Wzięło w nich udział ok. 20 tys. osób.

Okazuje się, że z posiadanych oszczędności cieszymy się jak żaden inny ankietowany naród w Europie. Aż 18 proc. Polaków czuje się bardzo komfortowo z tym, co udało im się zaoszczędzić. Pod tym względem wyprzedzamy nie tylko Holendrów (7 proc.) czy Niemców (10 proc.), ale też Amerykanów (13 proc.).

Nasze zadowolenie z posiadanych oszczędności nie może się jednak równać z poczuciem komfortu, jaki z tego powodu odczuwają Hindusi (30 proc.) i Tajlandczycy (29 proc.).

Po zsumowaniu odpowiedzi "czuję się bardzo komfortowo" i "komfortowo" z posiadanych oszczędności okazuje się, że zadowolonych Tajlandczyków jest aż 83 proc., a Hindusów 77 proc. W Europie najwyższe poczucie komfortu mają Luksemburczycy (51 proc.), Holendrzy i Polacy (po 50 proc.).

Również wśród niezadowolonych najmniej jest Polaków (w Europie). Tylko 9 proc. ankietowanych uważa, że odłożone zaskórniaki nie dają im poczucia bezpieczeństwa. Wśród Europejczyków tak niski poziom komfortu przejawiają jeszcze tylko mieszkańcy Luksemburga. Stosunkowo niski poziom dyskomfortu jest również we Francji (14 proc.) i Rumunii (16 proc.).

Jeśli wychylimy się poza Europę, zobaczymy, że najmniej na posiadane oszczędności narzekają mieszkańcy Tajlandii (2 proc.) i Indii (5 proc.). W Chinach jest jak w Polsce - 9 proc. odczuwających dyskomfort.

Najgorsze nastroje panują natomiast w Hiszpanii. Prawie połowa Hiszpanów czuje się niekomfortowo (lub bardzo niekomfortowo) ze swoimi oszczędnościami. Takiej odpowiedzi udzieliło 36 proc. Amerykanów, 33 proc. Kanadyjczyków i Turków.

O ile pesymizm Hiszpanów można wytłumaczyć kryzysem, rekordowym bezrobociem, o tyle polski optymizm wydaje się zagadką.

Poczucie komfortu Polaków na pewno nie idzie w parze z bogactwem. ING zmierzył je również w nietypowy sposób. Zapytał badanych, ile pieniędzy na niespodziewany wydatek byliby w stanie zdobyć z różnych źródeł w ciągu tygodnia. Wzięto pod uwagę nie tylko wypłatę pieniędzy z konta czy likwidację lokaty, ale też pożyczkę od znajomych czy ekspresowe uruchomienie kredytu. Zdobycie ponad 1,5 tys. euro (ok. 6,3 tys. zł) zadeklarowało tylko 17 proc. Polaków, co w Europie daje nam dopiero dziewiąte miejsce. Nie miałoby z tym problemu aż 59 proc. Luksemburczyków, 55 proc. Holendrów, ponad 40 proc. Austriaków i Niemców. W Tajlandii - kraju, w którym większość badanych czuje się komfortowo z tym, co odłożyło - tylko 4 proc. zdobyłoby w ciągu tygodnia 1,5 tys. euro.

Polacy nie są bogaci. Co więc sprawia, że czują komfortowo? - Naszym zdaniem rozwiązaniem zagadki jest poziom wzrostu PKB, który w Polsce w ubiegłym roku wyniósł 4,2 proc. i był najwyższy wśród badanych krajów europejskich. Dzięki niemu polscy konsumenci relatywnie optymistycznie patrzą w przyszłość i - przynajmniej w sferze konsumpcji - zdają się ignorować problemy strefy euro - tłumaczy Grzegorz Ogonek.

W nadchodzącym roku ponad 40 proc. Polaków nie miałoby problemu z wydaniem części oszczędności na wakacje, podczas gdy np. w Czechach ten cel wskazało tylko 31 proc. respondentów. - Wygląda więc na to, że Polacy nadal uważają, że żyją na zielonej wyspie - dodaje ekonomista ING Banku.

[link widoczny dla zalogowanych]

Propaganda sukcesu i pranie mózgów w Wybiórczej trwa ....
Zbydlęcenie !!!!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez w51 dnia Sob 22:08, 04 Lut 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Wto 19:41, 07 Lut 2012    Temat postu:

Narracyjne wampiry z TVN24Salon24

Stworzona i lansowana przez Eryka Mistewicza technika marketingu narracyjnego z powodzeniem (jeszcze) sprawdza się w kampaniach wyborczych i kreowaniu wizerunków firm, czy promowaniu idei.
Zawitała również do mediów. Do perfekcji zaś - jak obserwuję - opanowała ją TVN24. Te ciągnące się przez wiele dni tasiemcowe seriale wyduszane z mniej lub bardziej znaczących newsów, komentarze ekspertów i komentarze do tych komentarzy - byle za wszelką cenę utrzymać uwagę przyklejonego do ekranu widza i portfele reklamodawców.

Cokolwiek bym tu napisał o deprawacji dziennikarskiej profesji, nie odkryję Ameryki. Cięcie jakości kosztem słupków, opieranie kontentu na analizach wyszukiwań w sieci zamiast na kryterium rzeczywistej ważności, zastępowanie specjalistów zatrudnianymi na umowę o dzieło zadaniowcami mielącymi błahą treść w jeszcze błahszej formie (przecież trzeba równać w , bo ludzie nie są tacy głupi, jak sądzimy, tylko jeszcze głupsi) - to zostało już z grubsza rozpoznane i opisane, a winy w miarę sprawiedliwie rozdzielone między chciwe koncerny, podkopujący tradycyjne media Internet i współczesnych zabieganych, cierpiących na ustawiczne rozproszenie uwagi odbiorców o stale obniżających się kompetencjach poznawczych.

Tam jednak, gdzie do gry włącza się wyrafinowana zabawa z percepcją konsumenta informacji, należy być chyba szczególnie ostrożnym. Tworzenie informacyjnych opowieści z precyzyjnie przemyślaną strukturą i dramatycznym napięciem skutkuje nie tylko fikcjonalizacją samej rzeczywistości - to jest nawet, powiedziałbym, uboczny, niezamierzony skutek psychologiczny - ale przede wszystkim każe zadać sobie, niestety po raz kolejny, pytanie o najbardziej elementarną etyczność.

TVN24 tworzy swoje newsowe seriale na podobnej zasadzie, jak stacja matka swoje "Magdy M" i "Naznaczonych". Gdzie trzeba, podkoloryzuje, wzruszy albo postraszy. A gdy sytuacja wymaga wstrząśnięcia sercami, pokaże prawdziwe łzy. Stosuje przy tym wyjątkowo perfidny, wynaturzony rodzaj narracyjnej strategii. Polega on, ujmując rzecz opisowo, na przysysaniu się do informacji jak do szyi ofiary i drenowaniu jej do ostatniej kropli. Co gorsza, bez choćby cienia refleksji nad jej rangą i stopniem, że użyję takiego niefortunnego określenia, delikatności. Byle się działo, byle generować ruch. Czas i lojalność odbiorcy stały się obecnie towarem równie chodliwym, jak paliwo czy innowacyjne technologie.

Czasami to bywa zabawne. Czasami można przez godzinkę-dwie dać się uwieźć. Kiedy dzielne Szeherezady z TVN24 krzesały tytaniczne wysiłki, by zrobić z kapitana Wrony komiksowego superbohatera, serdecznie się uśmiałem. Kiedy - zaledwie przedwczoraj - zainicjowano na tej stacji rzewny festiwal napawania się Wisławą Szymborską, raz czy dwa nawet się wzruszyłem. Choć nie wiem, czy bardziej faktem śmierci noblistki, czy tym, że w komercyjnej telewizji nagle wystąpiło tylu poetów.

Gdy jednak próbują upiec swój medialny tort na tragedii w Sosnowcu, budzi to mój najgłębszy sprzeciw. Szczególnie jeśli pokazuje się fragmenty nagrania z przesłuchań matki Madzi. Dla mnie to już coś niebezpiecznie ocierającego się o pornograficzną perwersję. Tym bardziej odrażającą, że z wyrachowania.

Jak większość, uważnie śledzę doniesienia z Sosnowca. Nikt jednak nie podaje ich w tak nachalny, pozbawiony jakiegokolwiek wyczucia sposób jak TVN24. Owszem, są komunikaty na paskach, są obszerne relacje w serwisach informacyjnych - zgoda, że to się należy choćby tym setkom ludzi, którzy zaangażowali się w poszukiwania zaginionej dziewczynki, czy choćby trzymali kciuki za jej odnalezienie - ale tylko zaglądając do TVN24, nie mogę się pozbyć wrażenia, że ktoś próbuję mi tę wstrząsającą tragedię najzwyczajniej sprzedać, mniej więcej tak jak się sprzedaje najnowszą produkcję z Piotrem Adamczykiem i Agnieszką Grochowską.

Tu na głównego protagonistę wysforował się detektyw Rutkowski (znów kochany przez flesze), a rola szwarccharakteru przypadła matce. To jest po prostu, tak po ludzku, okrutne. Panie i panowie z TVN24, trochę subtelniej nad tą śmiercią.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Sob 18:11, 07 Kwi 2012    Temat postu:

Cierpienie antysmoleńskie z Salonu 24




Jak wszyscy wiemy, a jak nie wiemy, to nam już w Wyborczej to wytłumaczą, wszyscy mają dosyć Smoleńska, wszyscy rzygają Smoleńskiem, no, po prostu już nie wyrabiają. Zapewnie dlatego Wyborcza zamieszcza na swoich świątecznych łamach tyle artykułów o Smoleńsku, konkretnie, żeby już o Smoleńsku tak bardzo nie wspominać i nie pisać, bo wszyscy maja dosyć.



Może coś ze mną jest nie tak, ale, skoro w Wyborzcej tak strasznie mają dosyć, to może niech o tym nie piszą? My nie mamy dosyć, to sobie będziemy pisać. I mówić. I przychodzić na obchody i palić te jątrzące swieczki i składać te zbrodnicze żółte tulipany, co to je Gronkiewiczowa Straż Miejska likwiduje i pakuje do worków na śmieci jeszcze jako cebulki w szklarniach, prewencyjnie.



A do nich, podobnie, jak do tych dyżurnych ruskich tralalala ( tekst zastępczy ) na Salonie i gdzie indziej, mam pytanie, co was tak zmusza, by codziennie o tym pisać, skoro tak już od tego rzygacie? Służba nie drużba, wiadomo, ale poproście o urlop, czy cóś, nie męczcie się tak! Święta w końcu, posiedźcie z Rodziną, zaśpiewajcie „Podmoskownyje wieczera”, zostawcie ten temat nam, którzy nie rzygają i nie mają dosyć. Możemy się tak umówić? Jak akurat nie mogę narzekać , bo swego czasu pobanowałem tą ruską tralalalala ( tekst zastępczy) i mam spokój, ale na innych blogach, tych co cierpliwszych lista obecności sekciarzy Pancernej Brzozy jest podpisana codziennie, o niczym innym nie piszą, tylko o tym, czego mają tak bardzo dosyć. Sado- maso, po prostu. Należy pochylić głowę nad ich codziennym cierpieniem.


Ostatnio zauważyłem ciekawą tendencję, Sekta Pancernej Brzozy poddała się, jeśli chodzi o polemikę w sprawach techniczych, wobec całkowitego upadku rządowych wersji, których już nikt nie broni, nawet ci, co te raporty pisali, tak, jak do dzisiaj nikt nie chce się przyznać, kto „rozpoznał z kontekstu” głos Generała Błasika. Właściwie teraz się okazuje, że nikt nic nie pisał, nie można znaleźć nikogo, kto by sie przyznał. Nawet stenogramy sejmowe pozmnieniali. Pozmieniały, dokładniej mówiąc. Samo się napisalo, SMS sam się wystukał i wysłał, a i nawet ministrowi Sikorskiemu nikt, jak się okazuje nie powiedział tego, co ten następnie przekazał Jarosławowi Kaczyńskiemu.

Nie dograli sprawy chłopaki, zapewnie byli pewni, że nie trzeba się będzie tłumaczyć, że wystarczy kultowe już „jak walnęło, to urwało”, najlepszy dowód na wersję rządową, w historii tego „śledztwa”, a w istocie w historii wszystkich śledztw lotniczych, morskich i kosmicznych. Jak do tej pory nikt tego nie przebił. No, może gdzieś w kreskówkach, w Cartoon Network.



Mieliśmy zapomnieć, bo w końcu, co było, to było, a zgoda buduje. Przecież Stadion Narodowy, Orliki, wicie, to jest ważne. Donald Tusk osobiście podsuwał temat, że ludzie stadion na tapetę telefonów ściągają i że to jest sukces rzadu. Kolejny. Jak to nie jest zidiocenie, to nie wiem, co nim jest. Mniejsza, ile kasy na to poszło, mniejsza, że utrzymanie tych stadionów nie wiadomo dla kogo i po co zbudowanych, poza tym, że sa na miarę naszych możliwości i to nie jest nasze ostatnie słowo (jak Miś), kosztuje kilka milionów miesięcznie i nie ma żadnej szansy, by te pieniądze się zwróciły kiedykolwiek w tym tysiącleciu.



A ostatnio , jak rozpaczliwe kwilenie, jak zakłopotany uśmiech faceta sikającego za autobusem, gdy ten nagle odjechał, jak w pokerze, gdy ktoś rzuca na stół piątkę asów i patrzy, czy się nikt nie zorientuje, pojawia się informacja, że Donald Tusk zamierza znaleźć inwestorów arabskich. No, nie tak dawno też zamierzał, z wielkim sukcesem, z Kataru, konkretnie. To teraz, to już jak z płatka pójdzie , po śladach. I meksykańska fala radości w prasie też łatwo przyjdzie, copy – paste się zrobi.


I jest matka Madzi, ojciec Madzi i nieszczęsna Madzia i Rutkowski. Niesamowite, jak można wykorzystać śmierć jednego nieszczęsnego dziecka, by wytworzyć metodycznie prawdziwą histerię, zapełnić czas antenowy i by przykuć uwagę całego, dużego narodu. Ciekawe, ile kasy skasowały te dziesiątki hien dziennikarskich i detektywistycznych. I to się nie kończy, przyssali się i nie puszczają.



I wszystko to, by dostarczyć medialnej paszy, przykryć mizerię rządową i tragedię smoleńską, a zwłaszcza katastrofę POsmoleńską, czyli nieprawdopodobną, upokarzającą kompromitację polskich władz i polskiego państwa. Tchórzostwo, pożytecznoidiotyzm, podłość i zwykłą zdradę. Nie wyszło. Nie zapomnieliśmy, nie przestaliśmy „jątrzyć i dzielić”. I nie przestaniemy, choćbyśmy mieli zdechnąć. To , znaczy, mówię za siebie. Oczywiscie.



P.S. Wszystkim życzę, z bardzo daleka, Wesołych Świąt. Może nie zawsze odpowiadam na komentarze, bo zarobiony jestem, a i różnica stref czasowych nie sprzyja, ale wszystkie czytam.



Aha, muszę coś wtrącić, zachęcam do kilknięcia w reklamę obok, tą o „Księdze Lansu”, wszystkie są „z urzedu”, a tą ktoś wykupił extra, zatem zachęcam ekstra. Nic nie kosztuje, klikajcie! Zresztą te pozostałe też, a co!

Think Think Think



[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Sob 19:54, 07 Kwi 2012    Temat postu:

I inny dzisiejszy wpis w sprawie j.w w Salonie 24



Smoleński festiwal "Gazety Wyborczej"

Pierwsze trzy strony świątecznego wydania „Wyborczej” to festiwal smoleński. Na froncie oburza się Blumsztajn, na dwójce – Wojciech Szacki dziwuje się sondażowi na temat katastrofy. A na trójce z teoriami spiskowymi wojuje Wojciech Czuchnowski. Szczególnie ciekawe wydają się dwie sprawy: dziwaczny sposób prezentacji wyników sondażu smoleńskiego i zarzuty Czuchnowskiego pod adresem naukowców pracującyc w zespole Antoniego Macierewicza.

Ale od początku: sondaż. Katastrofa smoleńska znalazła się dzięki głosom 40 proc. badanych na miejscu czwartym gdy pytano „które z wydarzeń najnowszej historii Polski było najważniejsze” (pierwsza trójka to śmierć JPII, wejście do UE i upadek PRL). Jednak „Wyborczej”, która zwykle rytualnie wzywa, by nie dzielić Polaków, ogólne wyniki nie bardzo interesują. Bardziej martwi się tym, że wśród wyborców PiS katastrofa smoleńska plasuje się na drugim miejscu (66proc. wskazań). A winne są „propisowskie media”, bo „trud z jakim od dwóch lat bombardują odbiorców wieściami o katastrofie, nie poszedł jednak na marne”. Jak to się stało, że nie-pisowscy wyborcy także wskazywali na to wydarzenie – to już „GW” nie interesuje.

Arcyciekawie przedstawiają się wyniki sondażu !!!!!!!!!! gdy Polacy odpowiadają na pytanie

„czy przyczyny katastrofy zostały wyjaśnione.” Wygrywa odpowiedź „nie, i nie będą póki Rosjanie nie przekażą nam wraku i czarnych skrzynek” (34 proc.),

druga jest „nie, władze polskie razem z Rosjanami ukrywają prawdę” (32 proc.), miejsce trzecie to „nie, polskie władze niewystarczająco się starają żeby wyjaśnić przyczyny katastrofy” (25 proc.).

Zaledwie 16proc. badanych uważa, że „najważniejsze fakty zostały już ustalone w raporcie komisji Millera”. Okazuje się, że –jak pisze Szacki – raport Millera „nie przekonał nawet większości wyborców PO”. Czy to także jest winą „propisowskich mediów”? Czy wyborcy PO to fani Antoniego Macierewicza?


„Propisowskimi mediami” zajmuje się obszernie po sąsiedzku Wojciech Czuchnowski, który w tekście „Prawdziwe kłamstwa” dokonuje przeglądu teorii spiskowych. Tu dowiadujemy się, że winne są już nie tylko media „propisowskie”, ale ogólnie rzecz biorąc, „prawicowe” - „na czele z Gazetą Polską i Naszym Dziennikiem”. Zaiste, wielka musi być moc tych tytułów, których nakłady są wielokrotnie mniejsze od nakładów frontu ideologicznego „GW” + „Wprost” + „Newsweek” +”Polityka” + państwowe radio i telewizja, skoro przez owe wszechpotężne prawidowe media raport Millera (powtórzmy cytat z Szackiego) „nie przekonał nawet większości wyborców PO”.

Zanim Czuchnowski zabiera się za wyliczanie teorii spiskowych streszcza tezy formułowane przez ekspertów z zespołu Antoniego Macierewicza (prof. Wiesław Binienda, prof. Kazimierz Nowaczyk, prof. Marek Czachor). Zamiast zbicia ich tez dowodami z raportu Millera lub MAK, Czuchnowski pisze: „podstawy twierdzeń tych naukowców są na poziomie teoretycznym. Żaden z nich nie był na miejscu katastrofy, nie badał szczątków samolotu, nie miał dostępu do większości akt”.

Szczególnie wymóg „badania szczątków” wraku, który nie wróciło Polski wydaje się kuriozalny.

Może red. Czuchnowski wskaże, w którym miejscu Polski jest ten hangar, w którym od rana do wieczora polscy eksperci z komisji Millera analizowali kawałki wraku i czarne skrzynki? Może pod Krakowem, może pod Szczecinemlub w Kiejkutach, a może żeby znaleźć to miejsce trzeba poprosić Amerykanów o zdjęcia satelitarne? Oj nie, bo prokuratura wojskowa uzna to ostatnie za próbę szpiegostwa.

„Smoleńskie kłamstwa mają zniszczyć wiarygodność państwa polskiego” pisze w komentarzu Seweryn Blumsztajn. Już dawno zniszczyły, panie redaktorze.34 proc. Polaków uważa katastrofa nie jest wyjaśniona, i nie będzie póki "Rosjanie nie przekażą nam wraku i czarnych skrzynek” , a 32 proc. uważa że "władze polskie razem z Rosjanami ukrywają prawdę”, zaś 25 proc. że "polskie władze niewystarczająco się starają żeby wyjaśnić przyczyny katastrofy” (to wszystko wszak dane z sondażu GW). Jak rozumiem wszystkich tych odpowiedzi udzielił TNS OBOP Antoni Macierewicz.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez w51 dnia Sob 19:55, 07 Kwi 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Wto 20:28, 15 Maj 2012    Temat postu:

Tomasz Lis mógł posłuchać rady Adama Hofmana... Salon24

Serwis gazeta.pl w – typowym dla siebie – pełnym oburzenia tonie krytykuje Adama Hofmana za to, że... "pouczał Lisa w jego programie". Jak relacjonuje gazeta.pl:

Poseł PiS zwrócił uwagę prowadzącemu program. - Pan się powinien upomnieć o Ewę Stankiewicz. To jest pana obowiązek - stwierdził. Lis od razu mu odpowiedział: - Nie będę się upominać o panią Ewę Stankiewicz. Co jest moim obowiązkiem, to ja wiem, i nie pan będzie mi mówił.

Co ciekawe, ale niezbyt zaskakujące, anonimowy autor z gazeta.pl nie wspomniał w tym miejscu (ani w żadnym innym fragmencie tekstu), że Hofman "pouczając Lisa" powołał się najpierw na słowa Johanna Bihra reprezentującego w Polsce słynną międzynarodową organizację Reporterzy Bez Granic. Wczoraj (zresztą na antenie TokFM) Bihr ostro skrytykował wyczyn posła Niesiołowskiego i stwierdził, że atak na Ewę Stankiewicz będzie miał konsekwencje w dorocznym raporcie organizacji.

Lis na słowa o Reporterach Bez Granic jednak w ogóle nie zwrócił uwagi i wpadł w słowo Hofmanowi, natychmiast deklarując, że o Stankiewicz upominać się nie będzie. Kolejny raz Lisowi nienawiść zastąpiła więc instynkt samozachowawczy. Dziś, podobnie jak całe stadko lemingów, ma już problem ze słowami Donalda Tuska.

Premier ogłosił, że chce, aby Niesiołowski przeprosił dziennikarkę. Oczywiście Tusk nie złożył swojej deklaracji ze względu na szacunek do wolnych mediów, ale zapewne z powodu otrzymania wyników najnowszych badań opinii społecznej. Poza tym Tusk zawsze trzeźwiej ocenia sytuację niż jego wielbiciele – musiał zauważyć, że gdy głos zabierają np. Reporterzy Bez Granic, to robi się groźnie.

Wczoraj więc Tomasz Lis – zamiast miotać się wściekle – mógł po prostu faktycznie dać się "pouczyć" i skorzystać z rady Adama Hofmana. A tak pan redaktor wyszedł tylko na głupka – nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz.

[link widoczny dla zalogowanych]

I czy to nie jest przykład na ...zbydlęcenie mediów a w tym przypadku Lisa ????

Think


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Nie 8:13, 15 Lip 2012    Temat postu:

Kultura idiotów i upadek mediów. Salon24

Żyjemy w trakcie procesu tworzenia się czegoś, co można nazwać kulturą idiotów- mówi Carl Bernstein

Media coraz bardziej się staczają zatracając to co stanowiło ich misję – poszukiwanie prawdy, objaśnianie świata.




Jeszcze kiedyś wierzyliśmy że media są lustrem w którym obserwujemy świat. Dziś wygląda na to że są salonem krzywych luster. Wykrzywiają obraz rzeczywistości przedstawiając coraz bardziej groteskowy obraz ku uciesze gawiedzi.





Ważniejsze niż sens i jakość prezentowanej informacji jest to by była krzykliwa, sensacyjna. Tak zaprezentowana informacja staje się jednak tylko niestrawną papką. Dużo emocji i mało obiektywnych i zweryfikowanych danych. W pogoni za klikalnością, oglądalnością zatraca się jakiekolwiek normy etyczne i szacunek do czytelnika. Lektura nie powinna za bardzo angażować, skłaniać do refleksji. Przeciwnie ma bawić.



Maziarski, były naczelny Newsweeka niedawno mówił tak:

Czułem presję ze strony wydawcy w kierunku zwiększania sprzedaży „Newsweeka”: ma się sprzedawać tak naprawdę trochę dowolnym kosztem, może być nawet skandal. Ma się sprzedawać coraz lepiej, i już. Kiedyś padło ze strony osoby z kierownictwa Springera takie zdanie: „Bo ten twój »Newsweek«, Wojtek, jest trochę za kulturalny”.

[link widoczny dla zalogowanych]







Sensacja ponad wszystko



Media zachowują się jak kobiety lekkich obyczajów. Tak jak one chcą zwrócić uwagę klientów i jak one chcą tylko jednego byś je kupił. Jeszcze bardziej wulgarna poza, coraz bardziej dosadne słowo, więcej golizny i rozrywki w okolicach rozporka. Coraz więcej emocji, mniej intelektu.

Czytanie ma być zabawą, rozrywką niczym wizyta w cyrku lub burdelu. Za mocna teza?

Spójrzmy tylko na okładki głównych czasopism, które co ciekawe nie uważają się za tabloidy.



Przykłady:

1) Newsweek i Donald Tusk w koloratce niczym ksiądz.

2) Minister zdrowia Bartosz Arłukowicz w kaftanie jak wariat i podpis „Pacjent specjalnej troski. Arłukowicz. Minister zdrowia z psychozą i syndromem oblężonej twierdzy”

3) Kaczyński jako cieć z miotłą i podpis "Dozorca IV RP”

4) Wprost z "ukrzyżowanym" Kubą Wojewódzkim.

5) Doda z „koroną cierniową” we Wprost.

6) Przekrój na okładce z rysunkami ludzi w seksualnych pozach podpis „Seks Planeta ludzi”. A poza tym "Dobrze o poligamii, pornografii, prostytutkach".

7)Antoni Macierewicz jako talib i podpis „AMOK”

8) Dziecko w próbówce i podpis "In vitro: talibów wojna z dziećmi. Dlaczego nasza prawica nienawidzi dzieci z probówki?" w Newsweeku.

9) Jarosław Kuźniar i Zbigniew Hołdys plus łzawy podpis "Nie zabijajcie nas"

10)Newsweek straszy Opus Dei (dwa razy: w 2006 „Opus Dei w rządzie. Jaki wpływ na Marcinkiewicza zdobyła najbardziej tajemnicza organizacja kościoła” w 2011 "Opus Dei Kim są i jakie wpływy mają w Polsce” zilustrowane tajemniczą postacią w habicie rodem z Dana Browna)

11) Splecione dłonie białej kobiety i czarnoskórego mężczyzny podpis "Dokąd polscy turyści jeżdżą po seks".

12) Naga kobieta zakrywa dłońmi krocze. Jak to jest z dziewictwem zastanawia się Przegląd.

13) Palikot ukrzyżowany, ubrany w białą przepaskę wokół bioder. "Palikot. Mesjasz lewicy?" - pyta Newsweek.

14) ukrzyżowany Tu-154 i tytuł "Herezja smoleńska". Sekta Kaczyńskiego groźna dla Kościoła i katolicyzmu w Polsce".





Te okładki są krytykowane i tak na przykład doradca Władimira Putina Michaił Fiedotow skrytykował okładkę "Newsweeka" z Franciszkiem Smudą.”Co za głupota! Po co to było?!” - powiedział Michaił Fiedotow.

PIS oprotestował okładkę z Macierewiczem jako talibem. Nawet Wyborcza w komentarzu Katarzyny Wiśniewisiej skrytykowała okładkę z Newsweeka o in vitro.



Nie łudźmy się jednak granice już dawno zostały przekroczone i nie ma odwrotu. Zupełnie jak w pornografii, klientowi trzeba dostarczać co jakiś czas nowych podniet by go utrzymać.



Wojciech Maziarski, w wywiadzie dla Press mówił tak.



„Niebiosom dziękuję, że już nie startuję w tej konkurencji” – tak skomentował Pan okładki „Wprost” i „Newsweeka” nawiązujące do meczu Polska – Rosja. Może po prostu był Pan za słaby?



Z punktu widzenia wydawcy, któremu zależało na zwiększaniu sprzedaży pisma, pewnie tak. Moją słabością było to, że nie byłem gwiazdorem telewizyjnym i celebrytą. W czasach gdy pracowałem w „Newsweeku”, Springer robił badania, dlaczego czytelnicy sięgają po tygodniki. Jak się okazało, dominującym powodem było, żeby w weekend mieli coś lekkiego, fajnego do poczytania. Więc redakcje tygodników często tak formułują dziś swoją misję: dostarczyć czytelnikowi rozrywki i emocji.



Ale Pan też jako naczelny „Newsweeka” wypuszczał okładki z Nergalem, „rasistą” Wojewódzkim czy „ukrzyżowanym” Palikotem.



Lecz nie zrobiłbym okładki, która przy okazji rywalizacji sportowej miałaby nakręcać emocje nacjonalistyczne i ustawiać te zmagania w kategoriach wojny polsko-rosyjskiej. Sfera emocji narodowo-patriotycznych jest w Europie Środkowo-Wschodniej sprawą delikatną. Kwestie etniczne, antysemityzmu – to są te obszary, w których nie należy iść pod publikę. My w „Newsweeku” raz zrobiliśmy ten błąd – sam w tym uczestniczyłem – dając okładkę „Żydzi wracają po swoje”. Okładka z „Bitwą Warszawską” była kiksem z tego samego gatunku. Wyłącznie z tego wynika moja krytyka – bynajmniej nie z tego, że mam redakcjom za złe grę pod publiczkę.



[link widoczny dla zalogowanych]





Dobrym uzupełnieniem jest wywiad z Dariuszem Koźlenko, byłym reporterem Newsweeka.



Przez lata pisałeś reportaże. Nie masz poczucia, że tak, jak umiera dziennikarstwo śledcze, tak i reporterskie?



Chyba tak. W ostatnich dwóch latach w „Newsweeku” bardzo trudno było się przebić z reportażem społecznym, dawniej tak chętnie publikowanym. Nawet jak przyjęto temat, to zastanawiano się w redakcji, czy jest on sexy, czy nie jest. Sexy były tematy o celebrytach, hisptersach albo o seksie pozamałżeńskim. Ale pamiętam, jak odnalazłem popegeerowską wiochę, która sama w sobie znalazła siłę i wyrwała się z marazmu. Dzięki ludziom wyjeżdżającym za granicę. Jeden wyjechał, przywiózł trochę grosza, wyremontował dom, sąsiad pozazdrościł i też pojechał. Po dwóch, trzech latach wiocha ożyła. Wszyscy zaczęli jeździć, a potem kupować telewizory, auta, naprawiać dachy.



Świetny temat. W „Newsweeku” nie przeszedł?



Nie. Usłyszałem, że temat nie jest sexy! Ręce mi opadły. Bo ja rozumiem, że nie ma tematu, albo tekst jest źle napisany, ale nie przemawia do mnie argument, że ta historia nie jest sexy. Tygodniki opinii coraz bardziej się tabloidyzują.



No dobrze, ale przecież tabloidy chętnie opisują historie ludzkie, wywołujące emocje u czytelników.



Pod koniec pracy w „Newsweeku” miałem wrażenie, że dziennikarze, którzy chcą poruszać poważniejsze tematy, nie tykające świata celebrytów czy mody, mają o wiele ciężej.

[link widoczny dla zalogowanych]





Gdzie podział się świat w mediach?



Upadek mediów to jednak nie tylko ich tania sensacyjność. Jest także wiele innych symptomów tej choroby. Brak ciekawych informacji o świecie w naszej prasie stał się nawet parokrotnie tematem uczonych dysput wśród dziennikarzy.



I tak 9 lipca 2012 Polski Instytut Spraw Międzynarodowych, European Council on Foreign Relations oraz Gazeta Wyborcza zorganizowali debatę poświęconą problematyce nieobecności tematyki międzynarodowej w polskich mediach zatytułowaną: Gdzie się podział świat? Problematyka międzynarodowa w polskich mediach.



[link widoczny dla zalogowanych]



Nie jest to pierwszy raz kiedy polskie media były krytykowane za brak informacji o świecie.

W 2008 roku na VIII Forum Polityki Zagranicznej, dyskutanci stwierdzili że w mediach pojawia się za mało poważnych i merytorycznych informacji dotyczących polityki zagranicznej.



[link widoczny dla zalogowanych]



Podobnie pisała niedawno Paulina Wilk(była dziennikarka Rzepy) na swoim blogu, pytając „Gdzie jest zagranica?”



Brak świata w rubrykach zatytułowanych "Świat” czy "Zagranica" jest odczuwalny w większości polskich publikacji prasowych. (...)

To zadziwiające - i smutne - że właśnie w czasach, w których Polska może mówić o spełnionym marzeniu "doganiania świata" czy dokonanym "wejściu do Europy", z mediów ten upragniony świat zniknął. Media zajmują się prawie wyłącznie polskim ogródkiem, wzmacniają to lokalne piekiełko, aktywnie zawężają horyzonty, zamiast robić to, co jest ich najważniejszym zadaniem: otwierać oczy.



[link widoczny dla zalogowanych]





Dziennikarstwo śledcze upada



Innym symptomem jest upadek dziennikarstwa śledczego.





"Postawiłem kiedyś na swoim blogu na Niezależnym Forum Publicystów Salon24 tezę, że właściwie nie ma już dziennikarstwa śledczego, tylko jest „dziennikarstwo przeciekowe”. Można wydać taką diagnozę, gdyż niestety źródłem pochodzenia „kwitów”, które się przez ostatnie kilka lat ukazywały w artykułach, były instytucje, które zawodowo zajmują się zbieraniem takich materiałów. Myślę nie tylko o policji i służbach specjalnych, ale i agencjach detektywistycznych czy wywiadowniach gospodarczych.” -mówił w wywiadzie dlaStowarzyszenia Dziennikarzy Polskich Tomasz Szymborski.

[link widoczny dla zalogowanych]





Podobnie wypowiada się weteran dziennikarstwa śledczego w Polsce, Jerzy Jachowicz.



W jakiej kondycji jest dziennikarstwo śledcze w Polsce? - zapytano Jachowicza.



Przeżywa bardzo głęboki kryzys, który rozpoczął się moim zdaniem po aferze Rywina i trwa do dziś. Nie ma grupy dziennikarzy, która by na co dzień specjalizowała się w dziennikarstwie śledczym. Od czasu do czasu ukazują się jakieś tzw. materiały śledcze, ale bardzo rzadko są one rzeczywistym dowodem dziennikarskiego śledztwa. Są to raczej tajne dokumenty, dostarczone dziennikarzom przez służby. Tak było na przykład z największą aferą ostatnich lat, czyli z tzw. aferą hazardową.

[link widoczny dla zalogowanych]



Kolejny głos,tym razem Michała Karnowskiego:

Ostatnio większość takich tekstów, jak w "Gazecie" powiedział Karnowski to są po prostu przecieki. (...) Są wywiadownie gospodarcze, są komendanci policji, którzy mają stajnie swoich dziennikarzy. (...) Przestrzegam przed nazywaniem przecieków, cynków tylko, bez własnej pracy, dziennikarstwem śledczym, bo kopiemy grób temu gatunkowi?.

[link widoczny dla zalogowanych]



Michał Matys, mówi wprost"WPolsce nie ma czegoś takiego jak dziennikarstwo śledcze, istnieje tylko „dziennikarstwo teczkowe”. Dziennikarze dostają od informatorów gotowe „teczki” z dokumentami,na podstawie których opisują konkretne historie. Fatalne jest to, że nie weryfikują tych dokumentów. Ale rozumiem nawet dlaczego tak postępują. Piszą pod ogromną presją, redakcje zmuszają ich do dostarczania coraz większej liczby sensacyjnych artykułów, bo gazety walczą o czytelników.

[link widoczny dla zalogowanych]



Nie inaczej parę lat temu powiedziała w Loży Prasowej Janina Paradowska, która

stwierdziła, że nie ma dziennikarstwa śledczego w polskich mediach, że dziennikarze śledczy zamieniają swoje teksty w spust przecieków z prokuratury i służb.

Ta wypowiedź oburzyła wtedy Sylwestra Latkowskiego.



Problem polega na tym, że nie jest to jedyna tego typu wypowiedź. Takie zdania padają z ust licznych dziennikarzy prezentujących poglądy od lewej do strony.

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]





Piotr Swkieciński na łamach Rzeczpospolitej pisze wprost ”Dziennikarze śledczy kosztowali drogo, pracowali długo i nigdy nie było gwarancji, jaki będzie efekt ich działań. Polskie media zrezygnowały z ich zatrudniania”.

[link widoczny dla zalogowanych]





Upadek mediów i kultury



Upada nie tylko dziennikarstwo śledcze, upada fotografia prasowa, reportaż prasowy. Upada nade wszystko etos dziennikarski.





Tomasz Lazar zdobył drugą nagrodę World Press Photo 2012 w kategorii "People of the News". Nikt w polskich mediach nie był zainteresowany jego pracami. Jego zdjęcie demonstrantki, prowadzonej przez policjantów podczas protestów Occupy Wall Street, jest świetne. Jednak nie dla naszych mediów.

- Po powrocie wysłałem zdjęcia do kilku gazet, jednak nikt nie był zainteresowany publikacją tego wydarzenia - mówił Tomasz Lazar.

[link widoczny dla zalogowanych]



Gazety zwalniają swoich fotografów. Tak zrobiła Rzepa i Wyborcza.

Ta ostatnia zaproponowała swoim fotografom umowy które wzbudziły ich opór, mieli przekazać swoje archiwa dla GW.

[link widoczny dla zalogowanych]



[link widoczny dla zalogowanych]



[link widoczny dla zalogowanych]



[link widoczny dla zalogowanych]



W Forum Dziennikarzy (nr 2/105) jest wywiad z prof. Teresą Sasińską-Klas badaczką dziennikarstwa w Polsce. Pani profesor mówi że studenci dziennikarstwa nie tylko że nie czytają wiodących tytułów ale coraz częściej nie czytają w ogóle. Dziennikarstwo według pani Sasińskiej-Klas jest zawodem przeszłości bardziej niż przyszłości.





Podobnie Ewa Wanat, w wywiadzie dla wirtualnemedia.pl mówi wprost „uważam, że dziennikarstwo takie, jakie znamy sprzed kilkunastu lat umiera i jest to chyba naturalny proces.”



Wywiad z Ewą Wanat.



Jak Pani ocenia kondycję współczesnego dziennikarstwa? Szczególnie młodym ludziom zarzuca się, że są nierzetelni i gonią tylko za plotkarską sensacją.



Zmieniają się media i oczekiwania odbiorców. Powstają nowe kanały komunikacji. A wraz z tym wszystkim zmienia się także dziennikarstwo. Dziś jest ono zapewne zupełnie czymś innym niż 20, czy nawet 10 lat temu, kiedy dziennikarstwo wiązało się z poczuciem pełnienia pewnej misji i tak też było postrzegane przez społeczeństwo. Aktualnie ten zawód coraz mniej wiąże się ze wspomnianą misją, coraz rzadziej wymaga dużej, fachowej wiedzy, czy szczególnych zdolności intelektualnych. Myślę, że coraz mniejszy nacisk będzie kładziony na gatunki niezwykle pracochłonne, trudne - jak reportaż, czy poważna publicystyka - na rzecz form lżejszych i łatwiejszych w przygotowaniu.



Czemu tak się dzieje?



Bo te lżejsze materiały są dużo bardziej atrakcyjne dla niewymagającego odbiorcy, czyli dla większości. Są tańsze w produkcji i nie wymagają wysokich kompetencji zawodowych od dziennikarza.

Dlatego uważam, że dziennikarstwo takie, jakie znamy sprzed kilkunastu lat umiera i jest to chyba naturalny proces.

Umarło wiele zawodów w historii ludzkości. Dziennikarstwo w formie znanej sprzed kilkunastu lat także umiera i już chyba nawet nie ma czego ratować. Większość mediów będzie się coraz bardziej tabloidyzować i te media będą potrzebowały nie dziennikarzy z prawdziwego zdarzenia ale media workerów.




[link widoczny dla zalogowanych]



Jeśli jest tak źle to skąd media biorą informacje? Jak się je tworzy?



Jak nie ma newsa, to trzeba go wykreować – ta prosta zasada najlepiej sprawdza się w mediach elektronicznych, które przez 24 godziny na dobę muszą karmić widzów wiadomościami. Najlepiej, żeby news był sensacyjny i wzbudzał strach, to widz nie przełączy na inny kanał. Dobrze, żeby news dotyczył kobiet, bo te wierniej śledzą interesujące je informacje. Ideałem jest news, z którego można zrobić serial.-pisze Polityka w artykule pod tytułem „Skąd się bierze news?”

[link widoczny dla zalogowanych]



Już dawno nastąpiło pomieszanie komentarza z wiadomością. Nie jeden raz czytelnik przeżywa zdziwienie. Czytasz na przykład recenzję biografii Czesława Miłosza („Miłosz. Biografia”. Smakowita cegła, Newsweek) a w niej autor aż 5 razy pisze o PIS. Co PIS ma do Czesława Miłosza i jego życiorysu? Trudno pojąć.

[link widoczny dla zalogowanych]



Media stały się kolejną partią, która rozgrywa pozostałe.- mówi profesor Maciej Mrozowski, medioznawca. I dodaje : „Czwarta władza czuje ogromną pokusę, by być jedną z trzech pierwszych, albo i wszystkimi na raz. By uchwalać ustawy i być rządem - czyli mówić co trzeba zrobić, a czego nie - i jeszcze osądzać. W dodatku nie ponosząc za to odpowiedzialności”



[link widoczny dla zalogowanych]



Media stały się swoją karykaturą. Warto przypomnieć artykuł „The idiot culture” Carla Bernsteina. Ten klasyk dziennikarstwa już w 1992 roku zauważył postępującą degrengoladę mediów. „Żyjemy w trakcie procesu tworzenia się czegoś, co można nazwać kulturą idiotów. Nie subkulturą idiotów (…), ale kulturą samą w sobie” – twierdzi Bernstein. Według niego relacja medialna jest zniekształcana przez gwiazdy dziennikarstwa, wiadomości redukuje się do plotek, a w mediach dominuje sensacyjny styl. W pogoni za wiadomością, której nie ma konkurencja, zatraca się refleksja nad znaczeniem informacji, jej kontekstem i sensem. Można to nazwać śmieciowym dziennikarstwem, twierdzi Bernstein.



[link widoczny dla zalogowanych]





Czytanie jest passe



Przeczytałeś dotąd? Gratuluję. Tylko 54 % Polaków czyta w ciągu miesiąca teksty dłuższe niż 3 strony.



Według badań Biblioteki Narodowej „Stan czytelnictwa w Polsce” przeciętny Polak czyta zastraszająco mało. Dla porównania we Francji nie czyta 31 % osób, w Czechach - 17 %.



Ani jednej książki w ciągu ostatniego roku nie przeczytało aż:

25% osób z wykształceniem wyższym

33% uczniów i studentów

36% kierowników i specjalistów

50% pracowników administracji i usług



Tekstu dłuższego niż 3 strony maszynopisu lub 3 ekrany monitora w ostatnim miesiącu nie przeczytało aż:

20% osób z wykształceniem wyższym

27% uczniów i studentów

26% kierowników i specjalistów

36% pracowników administracji i usług



[link widoczny dla zalogowanych]





Gdzie jest czytelnik?

[link widoczny dla zalogowanych]



Jestem Polakiem, więc nie czytam

[link widoczny dla zalogowanych]



Jest jednak nadzieja. Nadal pozostaje wiele osób które czytają dużo. Czasami wynika to z potrzeb zawodowych, inni wciąż cenią kontakt ze słowem, jeszcze inni potrzebują informacji – jest to dla nich podstawowa potrzeba niczym jedzenie i picie.



W społeczeństwie wiedzy informacja staje się nowym zasobem decydującym o przewadze konkurencyjnej. Już dziś płaci się wiele za dostęp do rzetelnej i sprawdzonej informacji(vide chociażby terminale Bloomberga). Jacques Attali książce „Krótka historia przyszłości” podaje że ilość dostępnej wiedzy już dziś podwaja się co dwa lata, a w 2030 r. będzie się podwajać co 72 dni.

Według IBM codziennie generowanych jest 15 petabajtów nowych informacji. To 8 razy więcej niż informacje zgromadzone we wszystkich bibliotekach USA.



Doświadczamy eksplozji informacyjnej. Trzeba się nauczyć jak żyć w takim świecie. Jak przyswajać dane i je znajdować. Bernard Poulet w książce „Śmierć gazet i przyszłość informacji" pisze „W nieodległym czasie nie będziemy może otwierali książki, ale ściągali potrzebną nam stronę, akapit albo konkretne zdanie". Informacja ma wielką przyszłość choć będziemy się z nią stykali inaczej niż dotychczas.



[link widoczny dla zalogowanych]



[link widoczny dla zalogowanych]



[link widoczny dla zalogowanych]



[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Wto 20:03, 14 Sie 2012    Temat postu:

Z Salonu24

Tusk: Nie każde oszustwo jest przestępstwem

Tak Donald Tusk, podczas dzisiejszej konferencji, podsumował działalność Amber Gold i Marcina Plichty. To zdanie może posłużyć również do interpretacji obietnic wyborczych, jakie składa zazwyczaj premier w czasie kampanii wyborczych oraz opisu standardów, panujących w obozie rządzącym.

Konferencja prasowa, zapowiedziana na g. 15, opóźniła sie o 25 minut. Tusk skupił się głównie na wątku pracy swojego syna na rzecz linii OLT, upadku Amber Gold i zmienił zdanie ws. stanowiska w ARR dla syna ministra Kalemby. Dziś nepotyzm i konflikt interesów nie są problemem, sugerował szef rządu. Gorzej - on ich kompletnie nie dostrzega. Nie zauważa, że dziś nie potrzebne są prezesom spółek ewidentne naciski ze strony zatroskanych o swoje dzieci znanych tatusiów. Dziś wystarczy nazwisko, otwierające firmę na szersze horyzonty. Tak zapewne było z Michałem Tuskiem i to nie tylko w pracy na rzecz Plichty, ale i dla trójmiejskiej "Gazety Wyborczej".

Premier potwierdził, że w Polsce nie działa jakakolwiek osłona antykorupcyjna. Służby specjalne winny reagować w przypadku konfliktu interesów w wielkich spółkach, należących choćby w części do państwa. Nie wyobrażałem sobie, by szef rządu nie był wcześniej ostrzegany o sytuacji, do jakiej doprowadził jego syn. Dziś Donald Tusk ogłosił, że żadnych wskazówek od służb nie otrzymał. Skąd tylko w takim razie miał wiedzę na temat Amber Gold od paru miesięcy? Dokładnie od kiedy? Tego pytania nikt mu nie zadał.

W ogóle konferencje prasowe premiera wyglądają jak sielanki, a nie rzeczowe spotkania dociekliwych przedstawicieli mediów z tym, któremu patrzy się na ręce. Jeden - za przeproszeniem, ciołek - z "Wiadomości" TVP, potrafił nawet zmienić gorący temat na inny, przecież równie palący: "Kiedy będzie II expose"? Każdy powinien znać nazwisko jegomościa, który służy chyba premierowi a nie opinii publicznej, więc będę wdzięczny za przypomnienie go.

Jednym zdaniem - z konferencji płynie komunikat: Polacy, nic się nie stało! Otóż po minie Donalda Tuska było widać, że właśnie mleko się rozlało.

[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Pią 20:34, 24 Sie 2012    Temat postu:

Prowincja Salon24

Tak naprawdę widziałam to od dawna. Ale jednak w dużym mieście zawsze coś się dzieje, można od czasu do czasu nabyć drogą kupna jakąś papierową gazetę, więcej korzystam z internetu...A teraz - wiem , jest sezon ogórkowy, ale jednak - na wsi rzuca to się strasznie w oczy.
Bo w dostępnych mnie, moim sąsiadom mediach nie ma kompletnie NIC. Mówię o wiadomościach. Już trochę lepiej z wiadomościami lokalnymi - kiedyś prędzej dowiedziałabym się o wypadku na moście w San Francisco niż o wypadku na moście siekierkowskim. Teraz - dzięki różnym kontaktom, alertom mogę obejrzeć po raz pięćdziesiąty zerwany dach w Pcimiu Małym. I nie, nie jestem bez serca, nie mówię o trąbie powietrznej która zniszczyła całą wioskę,mówię o pojedynczym dachu.
Kiedy chcę się dowiedzieć co dzieje się na świecie przełączam na CNN albo BBC, bo w naszych telewizjach przebije się co najwyżej strzelanina z dużą liczbą ofiar lub goła d... księcia Harrego. Oglądam ją od trzech dni.

A cała reszta - w papierze - wygląda tak, jakby ktoś przysiadł i strzelił sobie notkę spod małego palca - to już część (zgadza się, nie wszyscy) blogerów potrafi lepiej. Wczoraj Babcia Weatherwax zrobiła zgrabne zestawienie od ilu gramów marihuany w jakim kraju się karze. A w naszych mediach? Zaprasza się konkubenta (męża? mówi o Korze żona) osoby oskarżonej. No, ale po festiwalu medialnym podejrzanej o zabójstwo dziecka już nic nas nie powinno dziwić.
Każdy z dziennikarzy - od lewa do prawa - nic nie robi tylko komentuje. No, bo gdyby chcieć uczciwie coś zestawić - może nie akurat marihuanę - ale np opiekę zdrowotną czy wymiar sprawiedliwości w ościennych krajach to trzeba by poświęcić więcej niż 20 minut. A tyle chyba zajmuje następny pożal się Boże "komentarz" wraz z poprawieniem literówek i przesłaniem do redakcji.
No to się nie dziwcie, że nikt nie chce kupować gazet. Media elektroniczne jeszcze się jakoś trzymają, bo przecież są różnego rodzaju tańce na wodzie,bardziej ambitni oglądają filmy przyrodnicze czy discovery. Ale muszę powiedzieć, że nawet się nie dziwię ostatniemu sondażowi. Pewnie jest trochę podrasowany, ale bardziej prawdopodobne, że wieczorne pasmo informacyjne oglądają już tylko masochiści. Więc do całej reszty afera AG się nie przedarła. I może właśnie o to chodzi?

[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Nie 10:07, 02 Wrz 2012    Temat postu:

Czy Maziarskiemu z Gazety Wyborczej należy się Hiena Roku? Salon24

Nie wiem, czy Redaktor Maziarski zasłużył na nominację do Dziennikarskiej Hieny Roku? Ten problem zostawię środowisku dziennikarskiemu do rozstrzygnięcia. Wiem jednak, że rolą mediów i dziennikarzy w demokratycznym społeczeństwie jest patrzeć na ręce władzy. Wyostrzać zaś wzrok wtedy, gdy kierowane przez tą władzę państwo nie działa, zaś tysiące obywateli ponosi dotkliwe tego konsekwencje.

Afera Amber Gold i OLT Expresss wydawała się być doskonałą okazją , w której media pokazać mogły swoją niezależność wobec rządu. I tak się w większości przypadków stało. Można było skutecznie punktować nieudolność, bezradność i co najmniej głupotę władzy.

Redaktor Maziarski w swoim felietonie w Gazecie Wyborczej zdaje się jednak mieć inną misję. Z właściwą sobie empatią postanowił działać. Przejęty dramatem dziesiątek tysięcy ludzi, którzy stracili swoje pieniądze, niekiedy majątek całego życia, postanowił bronić … władzy.

On jako dziennikarz z misją postanowił bronić premiera Donalda Tuska, rządzącej Platformy i nominowanych przez nią urzędników.

Tytuł „Hieny Roku w polityce” za tą sprawę postanowił więc przyznać przedstawicielowi opozycji, byłemu Ministrowi Sprawiedliwości Prokuratorowi Generalnemu Zbigniewowi Ziobro, dziś liderowi Solidarnej Polski. Zarzucił mu bowiem, że w związku z aferą Amber Gold śmiał krytykować dzisiejszą władzę. Stwierdził mianowicie, że 4 z 9 wyroków w zawieszeniu zapadło za czasów, gdy ministrem był Ziobro. To on jest więc winny afery. Spójrzmy więc na fakty. Po pierwsze, gdy Zbigniew Ziobro był Ministrem Sprawiedliwości prokuratura prowadziła postępowania wobec Marcina P., stawiała mu kryminalne zarzuty, sprawy trafiały do sądów. Tymczasem za rządów Donalda Tuska i Platformy w sprawie Amber Gold jest inaczej. Prokuratura z uporem godnym lepszej sprawy konsekwentnie nie prowadziła śledztwa. Najpierw odmawiała jego podjęcia a potem lekceważąc wskazania sądu umorzyła postępowanie. I nie zrobiło na prokuratorach wrażenia, ani to iż zawiadomienie o przestępstwie trafiło z najbardziej wiarygodnej instytucji w sprawach nadzoru nad rynkiem finansowym w państwie tj. KNF-u, a nawet to, że jedna ze skarg skierowana została przez KNF do samego prokuratora generalnego.

Po drugie i najważniejsze, gdy Zbigniew Ziobro gdy był ministrem, dostrzegając iż sądy nadmiernie często orzekają kary pozbawienia wolności w zawieszeniu zaproponował zmianę prawa. Sądy są przecież niezawisłe, prokurator generalny nie mógł więc nic im nakazać. Zaproponowana wówczas przez niego zmiana prawa to była prawie rewolucja. Uniemożliwiała sądom stosowanie kary pozbawienia wolności w zawieszeniu w przypadkach, gdy już dwukrotnie wcześniej sprawca skazany był na taką karę. Gdyby w 2007 roku w Sejmie Donald Tusk z Platformą Obywatelską nie zablokował zmiany w kodeksie karnym przygotowanej przez Zbigniewa Ziobro, to nie byłoby dziś afery Amber Gold!!!. Marcin P. bowiem zamiast na wolności siedziałby od dawna w więzieniu. Ale co to obchodzi Maziarskiego!

Po trzecie, to Zbigniew Ziobro dostrzegł potrzebę usprawnienia walki z przestępczością gospodarczą. Stworzył w tym celu w Prokuraturach Okręgowych wyspecjalizowane wydziały ds. przestępczości gospodarczej. Tam na jego polecenie miały trafiać wszystkie skomplikowane sprawy o charakterze gospodarczym, by zajęli się nimi wyspecjalizowani prawnicy. I znowu tak się składa, że to za rządów Donalda Tuska a nie Zbigniewa Ziobro praktykę tą zmieniono. Sprawa afery Amber Gold zamiast do wyspecjalizowanego wydziału Prokuratury Okręgowej trafiła do Prokuratury Rejonowej Gdańsk Wrzeszcz.

Po czwarte, wreszcie to Zbigniew Ziobro przygotował i wysłał do Sejmu w 2007 roku ustawę rozszerzającą możliwość konfiskaty majątku w stosunku do przestępców takich jak Marcin P. Wtedy też trafił do sejmu projekt ustawy zmieniającej odpowiedzialność dyscyplinarną prokuratorów. Chodziło o to by drugą instancją był sąd powszechny, co miało prokuratorów skuteczniej dyscyplinować do rzetelnej pracy. O obu tych projektach rząd Donalda Tuska przypomniał sobie dopiero podczas sejmowej debaty gdy musiał tłumaczyć się z zaniechań w związku z aferą Amber Gold. A przecież gdyby te zmiany systemowe uchwalić już w 2007 roku państwo mogłoby i w tej i w wielu innych sprawach działać dużo sprawniej. Mało tego, Solidarna Polska osiem miesięcy temu ponownie złożyła w sejmie odrzucony kilka lat wcześniej przed Platformę projekt konfiskowania majątków przestępców. Rząd Donalda Tuska kolejny raz w maju skierował do sejmu pismo, w którym stwierdził, że nie poprze tego projektu.

Dla Pana Maziarskiego wszystkie te fakty to nieistotne szczegóły, bo empatia wobec rządu to dla niego dziennikarska misja i powinność. Jego dziennikarska dewiza to: „Maziarski zawsze z Platformą Obywatelską”. Oto „niezależny” mainstreamowy dziennikarz. Czy to jednak dziś w Polsce powód do przyznania dziennikarskiej hieny roku, czy może niestety już nie kłujący w oczy standard? Ocenę pozostawiam państwu.


[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Śro 19:48, 05 Wrz 2012    Temat postu:

„Hej prorocy moi z gniewnych lat, obrastacie w tłuszcz” Salon24

Obserwując, jak salon III RP, zwolennicy Platformy Obywatelskiej, oraz sami prominentni politycy rządzącego ugrupowania próbują bagatelizować ostatnie afery w łonie koalicji to nie jestem tym wszystkim wcale zaskoczony.

Po tym wszystkim, co wydarzyło się 10 kwietnia 2010 roku i później, utwierdziłem się w przekonaniu, że nie istnieje nic takiego, co mogłoby odesłać ten rząd na zielona trawkę wbrew woli jego mocodawców.

U naszego zachodniego sąsiada podczas festynu zorganizowanego przez jednego z ministrów piwo podawano na podstawkach reklamujących firmę jego brata. Efekt? Dymisja złożona przez skruszonego polityka.

Gdyby podobne mechanizmy obowiązywały w Polsce to już dawno nie byłoby w polityce Tuska, Grasia, Grada, Kopacz, Palikota czy Niesiołowskiego.

Ze szczególnym niesmakiem oglądam i słucham zimnego cynika Pawła Olszewskiego z PO, który od dawna budzi i u mnie wyjątkowe obrzydzenie, klepiąc te „przekazy dnia” bez odrobiny finezji.

Sprawa „taśm Serafina” i afera Amber Gold oraz płynący przekaz, że tak naprawdę „Polacy nic się nie stało”, przypomina mi pewne wydarzenie z nieodległej historii.

Otóż pod koniec września 2006 roku po ujawnieniu przez duet Sekielski-Morozowski tak zwanych „taśm Beger”, Polską wstrząsnęło.

Młodzieżówka PO zaczęła na Wiejskiej budować namiotowe miasteczko, a nocą z gmachu parlamentu przemówili do narodu Tusk, Olejniczak, Niesiołowski i Kalisz domagając się natychmiastowej dymisji rządu oraz błyskawicznego zwołania posiedzenia sejmu gdzie rozpatrywany byłby wniosek o jego rozwiązanie.

Proszę wybaczyć, ale sprawa „taśm Beger” i „korupcji politycznej” po takim choćby transferze Arłukowicza oraz tym wszystkim, co wyprawiają dzisiaj koalicjanci, wydaje się po prostu błaha.

Pytam, więc gdzie się podziali ci wszyscy dziennikarze, „autorytety” i politycy, którzy w tę wrześniową noc w 2006 roku domagali się dymisji rządu, a ludzi zachęcali wręcz do wyjścia na ulice?

Cóż takiego się stało przez te sześć lat, że obniżyli tak drastycznie swoje oczekiwania wobec rządzących.

Gdzie jest ta cała banda hipokrytów z auli UW, którzy wysyłali w świat przesłanie w obronie zagrożonej polskiej demokracji? Gdzie jesteś Aleksandrze Kwaśniewski, Lechu Wałęso, Janie Widacki, Marku Ungierze, Andrzeju Olechowski, Piotrze Tymochowiczu, Andrzeju Wajdo i Zbigniewie Hołdysie?

Dlaczego wówczas troszczyliście się o nas zwykłych zjadaczy chleba inwigilowanych masowo przez kaczystowską juntę, a dzisiaj macie roześmiane gęby, podczas gdy Polska za Tuska jest europejskim rekordzistą, jeśli chodzi o zakładane podsłuchy i kontrolowane bilingi własnych obywateli?
Czy rzeczywiście chodziła wam o nas? A może szło o wasze i waszych kolesiów tyłki, które dzisiaj są wyjątkowo bezpieczne?

[link widoczny dla zalogowanych]

i komentarz internauty w tym wątku

Pytam, więc gdzie się podziali ci wszyscy dziennikarze, „autorytety” i politycy, którzy w tę wrześniową noc w 2006 roku domagali się dymisji rządu, a ludzi zachęcali wręcz do wyjścia na ulice?

Cleją wódkę od Palikota.
Jedni radośni że sam naczelny załatwił im wejściówkę na imprezę organizowaną przez jakąś firmę co to ma w nazwie i złoto i bursztyn, na której obecni są także znani i podziwiani politycy PO.
A drudzy chleją w samotności użalając się nad swoim losem który za tą marną 10 starczającą jedynie na Whiskey jakieś żarcie i wakacje w afryce 2 razy do roku, pensję każe im się plugawić codzienną służalczością.
A największa ilość chla z kolegami z pracy, bo nikt z nimi już nie chce sprzedając informacje o kolegach którzy się na raut znanej firmy dostali.
Zyska nie zyska.
Ale może do naczelnego dotrze, i na następnym raucie znajdzie się jakieś wolne miejsce.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Czw 9:41, 20 Wrz 2012    Temat postu:

Najwyższy czas mówić o hańbie III RP Salon24


Żeby zrozumieć to, co stało się w trakcie ostatnich ekshumacji ofiar Katastrofy Smoleńskiej i co stanie się jeszcze podczas kolejnych, trzeba po prostu najpierw ochłonąć. Trzeba się pozbierać, jeśli nie jest się upośledzonym emocjonalnie.

Dokładnie tak. Trzeba być upośledzonym wielowymiarowo, by przejść obojętnie obok tragedii rodzin ofiar lub jej po prostu nie zauważyć, lub zlekceważyć, nazywając ekshumacje ciał wykopkami. Trzeba być upośledzonym trwale, nie mieć uczuć, być zaślepionym, chorym z nienawiści do Polski, do jej Wielkich Tradycji, trzeba żyć po prostu w innej Polsce, wytworzonej z Okrągłego Stołu, Magdalenki i z poddańczej mentalności, że my nic nie możemy, a jak coś możemy to pod dyktando silniejszych od nas.



Może nie ma sensu dociekać, co dzieje się w umyśle smoleńskiej kłamczyni Ewy Kopacz, co na przykład czuje, gdy widzi traumę rodziny Anny Walentynowicz. Ubezpieczona przez swojego szefa, z hańbą w swoim życiorysie, marszałkuje polskiemu Sejmowi. Trudno byłoby znaleźć w naszej historii taki przypadek. Ginie elita polityczna i wojskowa dużego narodu w środku Europy, ginie na terenie Rosji, która i w przeszłości, i teraz, ma jak najbardziej wrogi stosunek do w pełni niepodległego i samodzielnego państwa polskiego, a rząd nie zleca sekcji zwłok ofiar katastrofy w Polsce. Gdzie, poza III RP, coś takiego byłoby w ogóle możliwe?
To hańba. Dla III RP, dla jej przywódców politycznych, dla jej intelektualnej emanacji, która kryje rosyjskie kłamstwa, kryje kłamstwa Ewy Kopacz, szydzi z ekshumacji ciał, tak jak Teresa Torańska, mówiąc o tym, że my (Polacy) lubimy wykopki. Oto szczyt empatii ikony środowisk lewicowych dla cierpień rodzin ofiar Katastrofy Smoleńskiej. Po prostu wykopki.



Wreszcie hańba mediów. Tu nie chodzi o samo przemilczanie, przeinaczenie czy lekceważenie ostatnich ekshumacji. Tu chodzi o to, że poza sympatiami politycznymi stacji telewizyjnych, ich publicystów i prezenterów, są wartości, od których odstępstwo oznacza upośledzenie emocjonalne, sprzeniewierzenie się podstawowym wartościom, takim jak godność i współczucie.
Tu nie ma miejsca na kalkulowanie, komu co jest na rękę, a komu przerażające fakty zaszkodzą, bo tu chodzi o fundamentalne sprawy dla narodu, a nie dla którejkolwiek partii politycznej. Gdzie byli w tych dniach dziennikarze? Dlaczego nie postawili jednego prostego pytania Donaldowi Tuskowi, Bronisławowi Komorowskiemu i Ewie Kopacz: Kto odpowiada za tę hańbę, czy czują się za nią odpowiedzialni? Nie pomyłkę, tylko hańbę. Jeśli to nie dociera do kogoś, to niech sobie uświadomi jeszcze raz, że 10 kwietnia 2010 roku doszło do jednej z największych tragedii w historii Polski.


Zewnętrzne i widoczne atrybuty państwowości to jeszcze nie wszystko, to jeszcze nie jest dowód na naszą rzeczywistą wolność i niepodległość, na demokrację, a przede wszystkim na nasze stanowienie w sprawach o kluczowym znaczeniu dla przyszłości Polski. III RP okryła się po 10 kwietnia hańbą. I nic tej hańby nie wymaże. Od września 2009 roku odchodzimy od własnej polityki w Europie, zdajemy się w niej na dwa wielkie państwa, które 73 lata temu, nie pierwszy przecież raz, dokonały rozbioru Polski. Za ten stan rzeczy odpowiedzialność ponoszą nie tylko ludzie tworzący kręgosłup III RP, ale także niemała część społeczeństwa, która zapomniała na dobre słowa przestrogi wypowiedziane kiedyś przez Jana Pawła II, że odzyskanie wolności przez Polaków nie oznacza, że wszystko nam wolno. Budowanie nowej rzeczywistości nie oznacza wyparcia się polskiej tradycji i historii, a do tego nawołują specjaliści ze swoich sterowni na Czerskiej i Wiertniczej.



To ludzie, których można nazwać specjalistami od kontrolowanej demokracji. Chcieliby kontrolować całą Polskę, decydować o tym, co mieści się w standardach, a co trzeba odrzucić, które wartości są dla nas dobre, a które są już niemodne, stare i niepotrzebne. Nieprzeparta wprost chęć kontrolowania naszego życia poprzez media i wpływy w świecie polityki to główny defekt tej formacji ideowej, tworzącej III RP. Tacy ludzie, jak Adam Michnik czy Tomasz Lis są święcie przekonani, że tworzą nową, lepszą rzeczywistość. Są przekonani, że III RP uwolni Polaków od ich nieciekawej polskości – walk, powstań, heroizmu, patriotyzmu. Ale historia ich goni i powraca. Im dalej od 17 września 1939 roku, tym bliżej ten dzień jest nas, współcześnie żyjących. Tego akurat, i sam Marks i jego epigoni nie przewidzieli. Historia, ta z pięknych kart II RP, z bohaterskich dokonań Polaków w czasie II Wojny światowej goni jak szalona Polaków, sama o sobie przypomina. Smoleńsk był wczoraj, dlatego dziś tak wielu Polaków nie chce pamiętać o tym, co się wczoraj stało. Świat się zwija, wnikamy w głąb naszej historii, i czujemy się w niej, jakby to było właśnie wczoraj. Tragedia Smoleńska powróci z olbrzymią siłą, tak jak powrócił Katyń. Na ten moment nie będziemy wcale zbyt długo czekać. Historia sama zapuka do drzwi i będzie domagała się prawdy. To nieuniknione.

[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Wto 20:14, 02 Paź 2012    Temat postu:

Z Salonu24

[link widoczny dla zalogowanych]

Jakby dowalić Glińskiemu

Komentarz internauty

"Kosmiczna odległość, jaka dzieli prof. Glińskiego, z jego spokojem, lapidarnością wypowiedzi, syntetycznym spojrzeniem i ogromną kulturą osobistą od jakiegokolwiek, pożal się Boże, kandydata na premiera z sejmowych polityków - od Tadeusza Cymańskiego począwszy na Grzegorzu Schetynie kończąc, nie mówiąc o postaciach typu Kopacz, Nowak, Niesiołowski, Palikot i towarzysze, a nawet Leszek Miller.
To są lata świetlne.
Przywykliśmy, niestety do tego, że poseł musi być gadatliwym prostakiem z mentalnościa komiwojażera, który chce nam sprzedać komplet garnków albo kołdrę.
No i jeszcze jedno - komentarze ujawniły rzecz tragikomiczną - oto dziennikarze i blogerzy, nie mówiąc o sejmowych politykach i tzw. szerokiej publiczności, są w swoim pojmowaniu rzeczywistości do tego stopnia ograniczeni, że uważaja, iż realny świat istnieje tylko w twlewizji. Poza telewizją świata nie ma. Jakiś Gliński - przecież jego nie było w telewizji..."

W telewizji są za to Lech Wałęsa, Stefan Niesiołowski i gwiazda gwiazd pośród mężów stanu - poseł Olszewski.

d'oh! d'oh! d'oh!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez w51 dnia Wto 20:15, 02 Paź 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Sob 21:02, 06 Paź 2012    Temat postu:

Salon 24
[link widoczny dla zalogowanych]

Ordynarny profesor lekceważy Polaków

Każdy człowiek, bez względu na wykształcenie, zawód i pozycję społeczną, ma takie samo prawo do wyrażania swoich poglądów w dowolnej dziedzinie życia, również w sprawach politycznych. Może więc aktywnie popierać dowolną partię i zachęcać wszystkich do głosowania na nią, a także zniechęcać wyborców do innych, które mu się nie podobają.

Więcej wolno jednak wymagać w kwestii politycznego zaangażowania, a zwłaszcza jego formy od profesora i to tak szacownej uczelni jaką jest Uniwersytet Jagielloński, niż od kogoś o niższym statusie społecznym. Dlatego też w bezbrzeżne zdumienie wprawił mnie bardzo ostatnio popularny w mediach głównego nurtu, a reprezentujący Alma Mater Jagiellonica prof. Jan Hartman, który pozwolił sobie po ogłoszeniu ostatniego sondażu poparcia dla partii politycznych na poniższy komentarz na Twitterze:

"1/3 Polaków chce głosować na PiS. Głupi Polak po szkodzie, a po prawdzie i przed szkodą głupi. Tusku, k...a, zrób coś! Obiecaj ludziom lody albo co.

Ileż w tych słowach - pomijając nieprzystojący profesorowi wulgaryzm, nawet jeśli jest wykropkowany - pogardy dla współobywateli. I nie chodzi mi bynajmniej o przytoczenie starego przysłowia, które nb. bardzo często sprawdza się w naszym życiu publicznym, ale o kończące wpis zdanie, z którego jasno wynika, że specjalizujący się w etyce akademik, a zarazem niedoszły poseł z ramienia Sojuszu Lewicy Demokratycznej oraz członek rady polityczno-programowej tegoż ugrupowania traktuje Polaków jako stado bezwolnych idiotów, któremu wystarczy byle jaka obietnica rządzących, aby w te pędy zagłosowali na nich po raz kolejny.

Wypowiadając się w ten sposób prof. Hartman dokłada już nie cegiełkę, ale potężny kamień do dzieła niszczenia debaty publicznej, nad której niskim poziomem tak często sam ubolewa w prasie, radiu i telewizji. To, że wystawia sobie jak najgorsze świadectwo stanowi jego problem, ale ponieważ jest on powszechnie kojarzony ze światem nauki, a zwłaszcza z najstarszym polskim uniwersytetem, ten ordynarny komentarz obliguje mnie do wyrażenia - jako absolwenta UJ - głębokiej dezaprobaty, którą najlepiej wyrażają chyba słowa pradawnej łacińskiej sentencji: "O tempora, o mores!" (w wolnym przekładzie: "co za czasy, co za obyczaje!").

Jeśli profesor i w dodatku filozof daje taki przykład (a reprezentowana przezeń profesja jest wciąż na czołowym miejscu w rankingu zawodów cieszących się największym poważaniem Polaków) w zakresie prowadzenia dialogu społecznego i redukuje ludzkie potrzeby wyłącznie do sfery konsumpcji, to mało co może mnie już zadziwić w naszym życiu publicznym, które - jak powiedział kiedyś dosadnie, acz trafnie nie będący profesorem lecz mężem stanu marszałek Józef Piłsudski - przypomina coraz bardziej wychodek niż salon.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Sob 13:46, 13 Paź 2012    Temat postu:

Rafał Ziemkiewicz
[link widoczny dla zalogowanych]


W duchu Urbana

Janina Paradowska, od dawna zasługująca na miano Wandy Odolskiej III RP, nigdy nie miała zahamowań, by powiedzieć lub napisać największą nawet bzdurę, jeśli tylko służyło to zachwalaniu pomagdalenkowego establishmentu lub poniżaniu prawicy.

Ostatnio jednak publicystka „Polityki” przekracza także inne granice.
Oburzona, że doszło do ekshumacji ofiar katastrofy w Smoleńsku, że ujawniły one rozmiar zaniedbań i zakłamania rządzących, zadaje w ich obronie jadowity sztych rodzinom ofiar: „We mnie jest coraz większy bunt na godzenie się z tym dyktatem i szantażem rodzin smoleńskich. Byłam na Torwarze (gdzie przygotowywano trumny do pochówków), widziałam trumny, ale nie widziałam ani jednej smoleńskiej rodziny. Bo Torwar miał jedną wadę: nie wpuszczano kamer”.


Pomińmy już, że zarzucanie wdowom smoleńskim parcia do kamer, lansowania się przy trumnach mężów to monstrualny absurd. Każdy wie doskonale, że gdyby znalazła się wśród nich bodaj jedna mająca takie ambicje, wystarczyłoby jej właśnie wziąć Donalda Tuska, Tomasza Arabskiego czy Ewę Kopacz w obronę przed krytyką pozostałych, zaręczyć za rzetelność ich działań, zapewnić, iż zrobili, co w ludzkiej mocy, i wylewnie dziękować im przed kamerami. Prorządowe media wyniosłyby ją wtedy do grona najjaśniejszych gwiazd i największych autorytetów III RP w podobny sposób, jak zrobiła błyskawiczną karierę mało komu wcześniej znana „dzielna tramwajarka” po publicznym napyskowaniu Kaczyńskiemu: z dnia na dzień stałaby się ikoną, „kobietą roku” wszystkich możliwych czasopism i gospodynią własnego show w TVN.

Ale, powtórzmy, nie chodzi już o brak zahamowań pani Paradowskiej w sadzeniu idiotyzmów. Chodzi o skończoną nikczemność, do jakiej okazała się zdolna w swej propagandowej służbie posunąć.

Jerzy Urban, jeden z dwóch wielkich wychowawców obecnych elit, deklarował kiedyś, że jest mu wszystko jedno, czy jego zwłoki pochowane zostaną w złotej trumnie czy ciśnięte na śmietnisko w foliowym worku.
Rozumiem, że ten fason może imponować ludziom pozostającym w tym samym kręgu kulturowym. Że podobnie myślą pan premier, pani marszałek czy pani redaktor, bo „życia nic nie przywróci”. Ale człowiekowi normalnemu to, w jaki sposób traktowane są szczątki najdroższej mu osoby, obojętne nie jest i być nie może. Jako katolikowi (marnemu, ale się staram) nie wolno mi życzyć pani Paradowskiej, by gdy wybije ta godzina, nad jej pochówkiem czuwała Ewa Kopacz. Wolno mi tylko modlić się dla niej o łaskę opamiętania.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Sob 9:11, 03 Lis 2012    Temat postu:

Kolejność paplania

[link widoczny dla zalogowanych]

Mijający tydzień w Polsce obfitował w liczne wynalazki z dziedziny politologii stosowanej. Inspiracją i natchnieniem dla wynalazców był dziennik Rzeczpospolita oraz konferencja prasowa prokuratora Szeląga, który paradoksalnie starał się być dyskretny aż do bólu, ale mimo to zapłodnił wiele umysłów elity III RP. Generalnie najbardziej przysłużył się polskiej nauce politolog, który zrobił karierę na wychodźstwie, czyli Aleksander Smolar z Białegostoku.

Smolar to jest taki światowiec i personat aż trudno zliczyć jego prezesostwa, doradcostwa i członkostwa, już nie wspominając o korzeniach w KPP. Nic dziwnego więc, że właśnie jego dotknął geniusz i pozwolił mu na sformułowanie genialnej myśli. Odkrył on, że powołanie międzynarodowej komisji śledczej w sprawie największej polskiej tragedii narodowej to będzie „podważanie autorytetu państwa”. Tak mu to lekko wyszło jakby gołębiowi z gardła. Wiadomo, francuska szkoła politologiczna.

Szkoda oczywiście, że on wcześniej na to nie wpadł, gdy Putin powoływał międzynarodową komisję MAK do śledztwa smoleńskiego. Byłby Smolar zasłużył na dozgonną wdzięczność tego szczerego demokraty za uchronienie Federacji Rosyjskiej od utraty autorytetu. A przy okazji i Polsce by coś skapnęło ze splendoru Smolara, może mielibyśmy już czarne skrzynki i wrak? Jednak z drugiej strony, jeśli wziąć na serio nową doktrynę Smolara, to prowadzenie śledztwa według 13 załącznika międzynarodowej konwencji chicagowskiej chyba również jest podważaniem autorytetu państwa? Przecież Polacy nie gęsi. Co, my swoich załączników nie mamy?!

Przy okazji okazało się, że geniusz dotknął także młodego Smolara, Piotra, który jest dziennikarzem we francuskim Le Monde. Z tym oczywiście zastrzeżeniem, że syn został dotknięty całkowicie niezależnie od ojca - został osobno zainspirowany przez tandem Rzeczpospolita-Szeląg. Sam z siebie i w tym samym czasie doszedł do podobnych wniosków co sławny ojciec.

Trzeba pamiętać jednak, iż jest to dotyk tego samego palca, o czym świadczy fakt, że zarówno ojciec, jak i syn otrzymali łaskę zachwytu słowami prezydenta Bronisława Komorowskiego – obaj niezależnie od siebie chwalą obecnego lokatora Belwederu, że „znalazł właściwe słowa”. Pomijając kwestię prawdziwości tego twierdzenia, to faktycznie - znalezienie właściwych słów przez prezydenta Komorowskiego to jest wielka rzadkość i powód do patriotycznego uniesienia oraz dumy narodowej.

No i na koniec tego wątku trzeba koniecznie pogratulować Aleksandrowi Smolarowi syna - udał mu się chłopak: w polskich relacjach Piotr Smolar występuje jako „najbardziej prestiżowy dziennik francuski Le Monde” oraz „opiniotwórcza popołudniówka”. Cała rodzina zresztą bardzo udana, dziadkowie występowali jako heroldzi świetlanej przyszłości, syn był w awangardzie unii wolności, wnuk natomiast wyrasta na przodownika postępowej ludzkości.

Zupełnie inne wnioski politologiczne wyciągnęła redaktor Monika Olejnik. Ona doszła do konkluzji odwrotnej, a nawet wykluczającej odkrycie Smolara – uznała iż powołanie międzynarodowej komisji śledczej jest „jedynym sensownym wyjściem”
Zważywszy na to, że Smolar jest jednak prorokiem znacznie większego kalibru, przewiduję, że Olejnik będzie musiała odrabiać dużo punktów w tak zwanej skali Michnika. Kto wie, czy nie będzie zmuszona wyszukać i i skłonić do publicznych zwierzeń kilka takich egzemplarzy, jak ten jej ekspert, co widział na wsi, jak rąbano brzozę i wyciągnął z tego poważne wnioski naukowe. Ale dobrze jej, niech ją życie nauczy moresu i utrwali sobie w pamięci hierarchię oraz kolejność dziobania, a właściwie paplania w establishmencie III RP.

Natomiast redaktor Kublikowa z Gazety Wyborczej wypaplała, że już 36 procent Polaków wierzy, iż w Smoleńsku miał miejsce zamach. Nie sądzę przecież, że chciała zrobić na złość Smolarowi, więc po prostu wypaplała, bo płocha płeć jest.
Według kryteriów Smolara to musi być potężne podważenie autorytetu narodu polskiego. Z tym, że nie sądzę, żeby on się przejmował narodem. Ale jest inny aspekt tych procentów. Ja pamiętam, że niedługo po katastrofie to był odsetek chyba góra 9 procent. Potem było 11, następnie 18, a zaledwie kilka miesięcy temu to było 25 procent. A dzisiaj mamy już 36 procent – ponad jedna trzecia Polaków uznaje, ze był zamach.

I jakbyśmy nie chcieli na to patrzeć, to w miarę solennych zapewnień naszego rządu z premierem Tuskiem na czele: że wszystko jest już ostatecznie wyjaśnione i on nic nie ukrywa, i nie widzi potrzeby, i nie widzi powodu, i w ogóle jest pozamiatane, to ludzi niewierzących w te słowa przybywa lawinowo. Ciekawe byłoby, gdyby Smolar spróbował ustalić, jaki jest autorytet tego rządu na świecie, bo jaki jest w kraju, to ustaliła bezwiednie redaktor Kublikowa. A przecież liczy się tendencja.

Poza tym do ustalenia pozostało właściwie tylko, z jakiego powodu Smolar uważa, iż międzynarodowa komisja nadszarpnie autorytet Polski. I czy można w ogóle nadszarpnąć autorytet państwa, które po dwóch i pół roku od katastrofy zdecydowało się posłać ekspertów do zbadania, czy na wraku nie ma śladów materiałów wybuchowych?

Jak nazwać premiera, który bez najmniejszej próby sprzeciwu godzi się oddać śledztwo i wszystkie dowody rzeczowe do dyspozycji innego państwa, które z natury rzeczy można podejrzewać o zamach lub co najmniej chęć ukrycia swoich własnych błędów?
Jakim mianem określić można państwo, którego urzędnicy będąc na miejscu katastrofy nawet nie pofatygowali się zbadać obiektu, który w ich mniemaniu był bezpośrednią przyczyną upadku samolotu?

Narzuca się nieodparte wrażenie, że Smolar nie troszczył się o autorytet Polski, lecz jakiegoś innego państwa.

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Wto 19:22, 06 Lis 2012    Temat postu:

Wylazły z redakcji Zombie Salon24

[link widoczny dla zalogowanych]

To jest jednak pełen odjazd, sytuacja w Polsce oczywiście. W tej dziedzinie mamy sukcesy światowe. Także w dziedzinie szeroko rozumianych mediów. Oto, dziennikarz, konkurent na rynku prasy, w zasadzie to taki typowy postkomunistyczny politruk, organizuje w publicznej, z nazwy, telewizji debatę o tym, że inny dziennikarz – na co on (Lis Tomasz) nie ma żadnych, ale to żadnych dowodów – że ten inny dziennikarz, czyli Cezary Gmyz, napisał w swoim artykule nieprawdę.

Dla wyjaśnienia, Lis reklamował swój program na antenie TVP, mówiąc o rzekomym trotylu na wraku TU – 154 M. Kuriozalne zdarzenie, nie do pomyślenia w zachodniej demokracji, albo za oceanem, gdzie młody wtedy nadzorca pracował. Słowo nadzorca jest tu jak najbardziej na miejscu, bo Lis tak właśnie się zachowuje, jak polityczny nadzorca interesów Donalda Tuska w mediach, a nie jak dziennikarz objaśniający rzeczywistość. Mamy z jednej strony solidny materiał dziennikarski Cezarego Gmyza, którego tez nikt do tej pory nie podważył i chór, dosłownie chór, dziennikarskiej żulii (to jedyne słowa oddające upadek mediów w Polsce), która sobie używa, jak to słusznie się stało, że nie było innego wyjścia i tym podobne.

Mówią lub piszą to ci sami „dziennikarze”, którzy deklamowali na antenie teksty, z przejęciem głosicieli prawdy objawionej, o pijanym generale Błasiku siedzącym za sterami samolotu, debeściakach, błędach pilotów i ofiarności Ewy Kopacz. Powtykani za stery mediów służbiści, pouczają, strofują człowieka, który od lat zajmuje się prawdziwym dziennikarstwem, dokumentując tygodniami tematy, potwierdzając w różnych źródłach uzyskane wcześniej informacje. Odpicowani dziennikarscy celebryci, czytający posłusznie każdą bzdurę na antenie, piszący teksty na polityczne zamówienie, pokazują swoje dziennikarskie pazury, dowalając Cezaremu Gmyzowi, że to musiało się tak skończyć, że popełnił błąd, że był nierzetelny, a tacy jak Lis, powtórzę to jeszcze raz, sugerują wprost, że napisał nieprawdę.

Ładne mamy środowisko dziennikarskie w Polsce. Możecie nie uwierzyć, ale kilkanaście lat temu, w publicznej TVP byłem w centrum konfliktu wokół jednej nominacji na kierownicze stanowisko w dziale informacji. Zaprotestowała cała redakcja, wszyscy podpisali się pod protestem, pismo poszło do prezesa TVP. Zakończyło się polubownie, ale liczyła się wtedy dziennikarska solidarność. Nikt się nie wyłamał, wszyscy się podpisali, mając świadomość, że można za to dostać w łeb, stracić nawet pracę. A teraz? Dajmy spokój. Co mamy teraz? Jak już pismacy nie lubią prawdziwej, dobrej dziennikarskiej roboty, jaką wykonuje od lat Cezary Gmyz, to mogliby przynajmniej milczeć i się nie odzywać, skoro zajmują się już tylko rządową propagandą.

Redaktorowi Cezaremu Gmyzowi nie współczuję w przeciwieństwie do wielu, gratuluję mu odwagi i prawdziwego zaangażowania w zawód, który wykonuje, nie uważam go za ofiarę prowokacji i jestem przekonany, że da sobie radę, czego mu życzę z całego serca. A to co napisał w swoim artykule i tak w końcu ujrzy w pełni światło dzienne.

Think


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Nie 23:50, 18 Lis 2012    Temat postu:

No nie, tego przykładu zbydlęcenia Lisa i jego opiniotwórców nie warto nawet kopiować i wklejać.
Ale warto to wiedzieć

[link widoczny dla zalogowanych]

Należy tylko zapytać czy są raporty BORowców na potwierdzenie opisanego przez Janickiego stanu rzeczy i jaka była jego urzędowa reakcja na te rewelacje.
Skur.... o, zbydlecenie i tyle !!!!!!!!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Nie 22:11, 23 Gru 2012    Temat postu:

O wigilijnych wcieleniach au rebours

[link widoczny dla zalogowanych]

Wszyscy wiedzą, że w Wigilię około północy zwierzęta zaczynają mówić ludzkim głosem. No, może z wyjątkiem „tradycyjnego karpia”, który tej nocy milczy ze względów ściśle obiektywnych. W każdym bądź razie to nie jest żaden news, a już na pewno nie dla rolników mających do czynienia ze zwierzyną wszelaką. Bywa często po pasterce, że gospodarz nie mogąc sobie poradzić z mnogością drzwi w obejściu, trafia do obory zamiast do domu. Wtedy zdarza mu się ucinać serdeczne pogawędki z różnymi bydlątkami i nieraz zagada się do bladego świtu, dopóki nie wyparuje z niego duch świąteczny, czyli spiritus, jak to się określa oryginalnie po łacinie.

Mało kto natomiast wie, że ów tajemniczy czar wigilijny może działać w obie strony. Otóż właśnie w okolicach Wigilii niektórzy ludzie nie tyle, że przemawiają językiem zwierząt, ale raczej zachowują się do złudzenia podobnie jak ich bracia mniejsi. Ten aspekt jest mniej znany, gdyż ludzie z jakiegoś powodu – wprost przeciwnie niż zwierzęta chętnie ujawniające swoją ludzkość - nie kwapią się ujawnić zwierzęcą naturę. Dla niepoznaki używają więc swojego oryginalnego ludzkiego głosu, lecz jeśli uważny słuchacz się wsłucha, to musi dojść do wniosku, że – przykładowo - ma do czynienia z wołem pod pod postacią człowieka. Albo jeszcze gorzej.

Jednak ponieważ mamy czas świąteczny, więc nie będę przytaczał przykładów drastycznych, ale raczej łagodne wcielenia, nawiązujące bardziej do świątecznej szopki niż do przywar delikwentów. Oto niezrównana Monika Olejnik wzięła w krzyżowy ogień pytań uczonego doktora Macieja Laska. I chociaż pani redaktor jest tylko prostym i na dodatek niepraktykującym zootechnikiem, to bez trudu odsłoniła prawdziwą naturę eksperta lotniczego Laska.

Z początku nawet nieźle się kamuflował, ale padł na pytaniu o trotyl, co zresztą nie jest żadną ujmą, bo przed nim na tym zagadnieniu padła cała nasza niezwyciężona prokuratura wojskowa łącznie z prokuratorem naczelnym oraz generalnym. „Jeżeli następuje wybuch, to po pierwsze musimy sobie powiedzieć jedną rzecz, jeżeli jest wybuch, to nie ma trotylu, jeżeli jest trotyl to nie było wybuchu, bo co wybuchło, prawda” - słodko zagruchał w pewnym momencie doktor. Fakt, że nieco enigmatycznie się wyraził, ale mnie to w zupełności wystarczyło. Gdyby Lasek mógł fruwać, to na pewno byłby gołębicą.

Jednak niejako przy okazji maska spadła z samej redaktor Olejnik bowiem ten delikwent okazuje się być już którymś z rzędu ekspertem, o którym napisać, iż jego ekspertyzy są szalenie oryginalne, to jakby nic nie napisać. Ja już nie spamiętam tych wszystkich oryginałów zaproszonych przez Monikę Olejnik do wypowiadania się na temat Smoleńska, za wielu ich było. Jednak chyba każdemu wbił się w pamięć ów gość, który przebywając na wsi, na podstawie osobiście poczynionych obserwacji procesu rąbania brzozy, wyciągnął daleko idące wnioski naukowe dotyczące przyczyn katastrofy smoleńskiej. Wygląda więc, że pani redaktor ma naturę sroki, która namiętnie zbiera szklane paciorki, kolorowe kamuszki oraz inne nieprzydatne świecidełka. A już przy święcie nie chcę wspominać, jak sroka jest przedstawiana w kulturze ludowej.

Natomiast poseł Palikot z ruchu swojego poparcia bynajmniej nie kwalifikuje się do ptactwa. Występuje bowiem ostatnio jednocześnie jako twarz mowy nienawiści oraz jako twarz walki z mową nienawiści. Tu nie ma nawet dwóch zdań, że on chwilowo wcielił się w cielę o dwóch głowach. I to cielę jest na dodatek formą silnie rozwojową. Jeśli się weźmie pod uwagę, że Palikot w tym samym parlamencie jest postrzegany jako cichy koalicjant oraz głośny opozycjonista; jeśli damy baczenie na łatwość z jaką przekształcił się z klerykała w antyklerykała oraz fakt, iż z wieku cielęcego raczej wyrósł, to można śmiało domniemywać, iż mamy do czynienia z krową o sześciu głowach. A przecież to nie jest jego ostatnie słowo w polityce i jeszcze wiele wcieleń przed nim.

Z innej bajki wyskoczył szerzej nieznany Piotr Piętak, który po trzydziestu latach nie wytrzymał ciśnienia wiedzy tajemnej i ujawnił, że „nie widział” Jarosława Kaczyńskiego w opozycji. Tym samym dołączył natychmiast do czołówki autorytetów moralnych w dziedzinie antykomunistycznego podziemia i jest rozchwytywany przez redaktorów patriotów. Ten skok był tak precyzyjnie wykonany zarówno co do wyboru momentu, a także osoby, że nasuwa się analogia z zegarem, a konkretnie z kukułką.

To jest ptak pomieszkujący we wnętrzach czasomierzy, teraz już raczej ginący gatunek, ale ciągle popularny. Taka kukułka, jeśli jest dobrze ułożona, to wyskakuje z zegara niczym diabeł z pudełka, w wybranym precyzyjnie, co do sekundy momencie. Następnie staje w ustalonym z góry miejscu i kuka tyle razy, ile jej zegarmistrz zadał. Po czym wraca do zegara i znowu długo jej nie słychać. Bardzo pożyteczne ptaszysko pod warunkiem – powtarzam – że jest dobrze ułożone przez prowadzącego zegarmistrza.

Skoro zaś jesteśmy przy kukułkach, to nie sposób zapomnieć o pośle Stefanie Niesiołowskim, który odbywa regularne przeloty nad kukułczym gniazdem. Jednak zgodnie z daną obietnicą nie będę tu omawiał różnych wcieleń posła, gdyż należą do ekstremalnie drastycznych. Czas przedświąteczny skłania każdego normalnego człowieka do pobożnej refleksji oraz współczucia, a ja nie jestem i nie chcę być wyjątkiem w tej materii.

Zatem jeśli chodzi o sztandarowego bohatera partii obywatelskiej, to ograniczam się do życzeń zdrowia. Dużo zdrowia. Bardzo dużo zdrowia. Przede wszystkim zdrowia. Jeśli on będzie zdrów, to i świat będzie odrobinę lepszy. Jak najwięcej zdrowia życzę moim czytelnikom, przyjaciołom oraz adwersarzom, choćby nawet nie potrzebowali go aż tyle, co wyżej wymieniony poseł. Wiadomo bowiem, że od przybytku głowa nie boli.

Jeszcze raz dla wszystkich - zdrowych, pogodnych Świąt i stosownej refleksji na Boże Narodzenie. Tym zaś, którzy utrzymują, iż Boga nie ma i wszechświat powstał z wybuchu niczego, które wybuchło nigdzie, życzę tyle dobra, ile się zmieści w ich tak bardzo ograniczonej skończoności.

Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Czw 18:57, 27 Gru 2012    Temat postu:

Przemysł nagonkowo-przykrywkowy

[link widoczny dla zalogowanych]

Dziś o przemyśle nagonkowo-przykrywkowym. Na przykładzie. Wskażę, jakie m.in. sprawy przykrywała nagonka na posła Tomasza Kaczmarka. I chociaż była to świadoma manipulacja, to moim zdaniem część wyrobników tego przemysłu nie zdaje sobie sprawy, co czyni.

Na początku grudnia 2012 r. „Gazeta Wyborcza” publikuje wywiad z b. funkcjonariuszem CBA, który ujawnia tajne kulisy operacji specjalnych oraz zdjęcie nad walizką operacyjnych pieniędzy rozebranego do pasa agenta Tomka, obecnie posła opozycji Tomasza Kaczmarka. Przez kolejne 10 dni liczne media – i papierowe, i elektroniczne – poświęcają tej sprawie nader dużo miejsca. Ekscytują się kosztami związanymi z jego przykrywkową tożsamością i rzekomą niedojrzałością. Niektórzy komentatorzy świadomie dążą do zamazania różnicy między postacią, w którą agent się wcielał, a b. funkcjonariuszem i posłem Tomaszem Kaczmarkiem.
Bielizna agenta Tomka

Na temat bielizny, zegarków, samochodów agenta Tomka i metod pracy CBA wypowiedzieli się publicznie m.in.: Wojciech Czuchnowski; Monika Olejnik; Michał Ogórek; Michał Majewski i Sylwester Latkowski; b. minister spraw wewnętrznych, członek sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych, poseł PO Marek Biernacki; b. szef kontrwywiadu UOP, obecnie poseł PO Konstanty Miodowicz; b. wiceminister spraw wewnętrznych, b. poseł, prof. Jan Widacki; ekspert ds. bezpieczeństwa Piotr Niemczyk; b. premier Leszek Miller; b. wicepremier Roman Giertych; obecny szef CBA Paweł Wojtunik; gromady zapraszanych „ekspertów” (w rodzaju b. milicjanta Jerzego Dziewulskiego) oraz niezliczone rzesze mniej znanych komentatorów, głównie internetowych. Z właściwą troską głos zabrał też sam premier.

W poniedziałek 10 grudnia agent Tomek dominuje na okładce „Angory”, jest obecny na okładce „Newsweeka” i „Przeglądu”. Obszerny tekst publikuje „Wprost”. 12 grudnia w „Polityce” Janina Paradowska niby się od sprawy dystansuje, ale także ją porusza.

Szum z jasnym przekazem

Wytworzony zostaje potężny szum informacyjny, w którym sprawy istotne mieszane są z czwartorzędnymi. Wylansowany zostaje temat. Podjęto wielki wysiłek, by podtrzymać i wzmocnić negatywne skojarzenia związane z wykorzystywaniem metod operacyjnych do walki z korupcją. Wtłaczano do głów frazesy: „skompromitowane CBA”, „śmieszny agent Tomek”. Rzeczowe argumenty – nieważne. Bo frazes wtłoczony do głów na poziomie podracjonalnym wykonuje swoją robotę propagandową.

Estetycznym ukoronowaniem licznych głosów są słowa intelektualistki feministycznej Kazimiery Szczuki. Jej umiejętności analityczne docenimy, gdy zobaczymy, jak informację o wypowiedzi Szczuki zatytułowały portale. Wprost.pl: „CBA stosowała metody z klozetu, z ubeckiego asortymentu”. Gazeta.pl: „Szczuka kpi z agenta Tomka i CBA: Tak się podniecił tą kasą, że musiał się rozebrać”.

Kazimierze Szczuce (i wielu innym osobom) wydaje się, że to, o czym mówią, jest istotne. Ulegają zjawisku, które psychologia nazywa „heurystyką dostępności”. Gdy jakiś problem jest często eksponowany w przestrzeni komunikacyjnej, uzyskuje się wrażenie, że jest on ważny. Gdy jakiś problem jest nieobecny lub tylko napomknięty albo o nim w ogóle się nie mówi, mamy wrażenie jego nieistotności.

Tematy drugiej ważności

We wtorek 4 grudnia, już po odpaleniu „sensacji” na temat CBA, na s. 9 „Wyborczej” ukazuje się tekst „Górnicze szychy sądzone za pomaganie w interesach”. Czytamy tu: „Na ławie oskarżonych zasiądzie 25 byłych prezesów górniczych spółek lub dyrektorów śląskich kopalń, którzy przez ostatnią dekadę rządzili naszym górnictwem. Teraz są podejrzani o wzięcie od jednej z firm ponad 3 mln zł łapówek. Prokurator Konrad Rogowski zakończył największe w historii polskiego górnictwa śledztwo dotyczące korupcji”. Tej sprawy liczne media nie podjęły. Największe śledztwo w historii polskiego górnictwa? Ważniejsze, by dowalić posłowi Kaczmarkowi i CBA.


Dzień później „Wyborcza” na s. 18 publikuje tekst: „Zmowa na drodze”. Czytamy: „Prokuratura oskarża dziesięciu byłych i obecnych szefów firm budowlanych o zmowę przy przetargach drogowych”. W piątek 7 grudnia ten temat na s. 2 podejmuje komentator gospodarczy „Wyborczej”. W tekście o tytule „Miliardy tracimy przez zmowy” wskazuje: „Zmowy przy przetargach publicznych są w Polsce zjawiskiem powszechnym. (…) My, podatnicy, tracimy na tym miliardy, które wędrują do kieszeni firm zawiązujących zmowę. W ten sposób marnotrawiona jest część funduszy unijnych. (…) Urzędnicy państwowi doskonale zdają sobie sprawę z sytuacji i próbują coś z tym zrobić, choć mało skutecznie”. Autor podaje też kilka wartych przedyskutowania pomysłów zaradzenia problemowi.

Mamy zatem materiały nie o jakichś jednostkowych przypadkach, ale o trwałych patologiach powodujących policzalne straty gospodarcze. Gdyby zjawiska te przedyskutować, zobaczylibyśmy, iż są też straty kulturowo-moralne. Na przykład upadek etosu gospodarowania.

Ale sytuacja, która dla mnie jest punktem ciężkości niniejszego tekstu, na którą chcę zwrócić uwagę czytelników, to upadek etosu dziennikarzy i polityków III RP. Umysły wielu z tych osób są tak już zaprogramowane, że nie dostrzegają, jak łatwo jest nimi manipulować, odciągać ich myślenie od spraw ważnych ku trzeciorzędnym. Ale nie dajmy sobie wmówić, że to po prostu uleganie naturalnej, występującej nie tylko w Polsce tabloidyzacji mediów. To jest świadome podkręcanie tego procesu w celach ściśle politycznych. To nieprawda, że o korupcji w górnictwie i zmowach gospodarczych nie można dyskutować w atrakcyjny sposób. Gdyby tylko chciano, to i przecieki, i niezłe zdjęcia by się znalazły.

Atakując CBA, zastosowano znany mechanizm – wielokrotne powtarzanie sprawia wrażenie prawdziwości. Łomocząc bitami informacji do naszych umysłów, wielu osobom wbito tezę o szkodliwości, śmieszności i zarazem demoniczności CBA. Gdyby tyle razy rozważano mechanizmy korupcyjne, wiele osób byłoby przekonanych, że system III RP jest tak chory, iż potrzebuje radykalnych, śmiałych reform. Obecnie zaś sądzą, że kluczem do sukcesu Polski jest zreformowanie Jarosława Kaczyńskiego.

Opinia publiczna: faza likwidacji

W „Gazecie Wyborczej” (z 8–9 grudnia) Wojciech Czuchnowski tekst pt. „Agent Tomek: plan likwidacji” zaczyna tak: „Opublikowanie przez »Gazetę« i Gazetę.pl fotografii półnagiego posła PiS Tomasza Kaczmarka szczerzącego zęby nad walizką pełną pieniędzy zdominowało w tym tygodniu znaczną część tzw. debaty publicznej”.

Święte słowa – i o zdominowaniu, i o tym, że jest to „tak zwana” debata. Za ile lat red. Czuchnowski domyśli się, kto w Polsce debatę publiczną zdegradował?

Zastanówmy się, jak pogłębiłoby się społeczne rozumienie zjawisk patologii gospodarczych, gdyby tylko 50 proc. czasu, który poświęcono zdjęciom agenta Tomka, zużyto na naświetlanie różnych uwarunkowań patologii w sektorze węglowym i budowlanym. Zapraszano by ekspertów od górnictwa, budownictwa, od procedur inwestycyjnych, od badania i zwalczania korupcji. Mówiono by, jakie straty ponosimy w wyniku słabości procedur przeciwdziałania nadużyciom. Opisano by, jak deformowane są mechanizmy uczciwej konkurencji, zawyżane ceny węgla, kontrakty drogowe i obniżana jakość infrastruktury. Rzucono by nowe światło na falę upadłości firm budowlanych. I jeszcze ktoś mógłby wpaść na pomysł, by z kamerą poszukać odpowiedzialnych marnotrawienia funduszy unijnych i że warto o tym przez cały tydzień podyskutować. Ale media głównego nurtu nie mogą poważnie debatować o tak poważnych sprawach. Ich zadaniem nie jest bowiem odczytywanie faktycznych mechanizmów systemu III RP. Media III RP nie mają odsłaniać mechanizmów korupcji. Mają odsłaniać mechanizmy walki z korupcją.

Czas nagonek

Trzeba przysłonić pogarszanie się sytuacji gospodarczej, zatem nagonek i przykrywkowych operacji będzie przybywało. Wynika to z samej istoty części mediów III RP. Z ich genezy, powiązań, interesów, uzależnień, urazów. To nie są media, dzięki którym Polacy uczą się lepiej rozumieć swój kraj.

Ale oczywiście, to wszystko nie ma żadnego związku z Polską Rzecząpospolitą Ludową. Z ówczesnymi nawykami i mechanizmami. Żadnego. I oczywiście nie można powiedzieć, że media głównego nurtu są dziś tam, gdzie wtedy stało ZOMO. Nie można…

Teraz już wiecie

Drodzy Rodacy – dziennikarki, dziennikarze, eksperci i autorytety – być może do dzisiaj tego nie wiedzieliście, ale teraz czujcie się poinformowani – jesteście częścią systemu propagandy III RP, gdzie wasz czas i energia skierowane są przeciw tym, którzy z patologiami społecznymi walczą; nie ku analizie mechanizmów tych patologii. Od tej chwili nie możecie już się tłumaczyć: „nie wiedzieliśmy”, „nie zdawaliśmy sobie sprawy, w jakim dziele uczestniczymy”.


Wiem, że oprócz analizy propagandy potrzebna jest wam jeszcze analiza ludzkiej psychiki, psychiki żołnierzy i oficerów medialnego frontu. O tym napiszę innym razem.

Andrzej Zybertowicz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Nie 17:58, 30 Gru 2012    Temat postu:

Program telewizji programem narodu

[link widoczny dla zalogowanych]

Dobiega końca rok matki małej Madzi. Nie ma w tym cienia przesady. Ten temat został rozegrany przez media po mistrzowsku. W ogóle media są najlepiej funkcjonującą częścią tego systemu. Jeśli nawet czają się za nimi (w nich) wszechobecne służby, siły diabła, obce wpływy, to na co dzień właśnie one sterują dziś naszym społeczeństwem, Internet dopiero wchodzi na scenę. Walka klasowa tak się zaostrza, że do gry o dusze i umysły Polaków ma dołączyć prawicowa telewizja. To swoją drogą dowód na to, jak neototalitarne jest nasze państwo, skoro dla przywrócenia choćby pozorów równowagi na rynku medialnym, sami dziennikarze powołują stację telewizyjną, gdyż nie ma dla nich miejsca w normalnym, oficjalnym obiegu, nazywanym przez tyranię demokratycznym.

Mówienie o jakimkolwiek pluralizmie na rynku medialnym w Polsce to kompletna bzdura. Oczywiście, trzeba robić swoje, za chwilę będą trzy prawicowe tygodniki opinii, no i wiadomo, że wszystkie trzy nie utrzymają się długo na rynku. Kluczowa jest jednak, niezwykła wprost w polskiej sytuacji, rola mediów elektronicznych.



To one tak naprawdę napędzają kampanię nienawiści między podzielonymi Polakami i pomiędzy partiami politycznymi. Polaryzacja, złość, nienawiść, agresja, to jest to, co utrzymuje je przy życiu. Wymarłyby, gdyby nie było Palikota, Niesiołowskiego, Sikorskiego, Giertycha.

Pamiętajmy, że dziś w telewizjach pracują ludzie dość marnie wykształceni, „plastyczni”, nazwałbym ich ludźmi o prostej instrukcji obsługi, niczym słoiczek pieprzu z zainstalowanym do niego młynkiem. Pokręcisz tylko i pieprzy cały dzień tak jak chcesz, bez szczególnych nacisków, bez cenzury. Mój ulubieniec, Jakub Sobieniowski, można powiedzieć, że jest tu królem pieprzu. No, ale to wszystko nie jest wcale zabawne. Media niszczą dziś społeczeństwo, służą systemowi, prowadzą politykę rozmiękczenia i ogłupiania Polaków, ich całkowitego ubezwłasnowolnienia. Nie ma tu zbyt wielkich rozróżnień na mniej lub bardziej zaangażowane w ten proces. Wszystkie trzy główne stacje telewizyjne (TVP, TVN, Polsat) wkładają w rozwalanie naszego narodu sporo wysiłku, zresztą w każdej dziedzinie życia – od promowania rodzin bezdzietnych po wciskanie nam europejskiego kitu.



Platforma nie ma swoich oficjalnych lektorów, jakich miało KC PZPR (dawny lektor PZPR prof. Kik jednak działa nadal), nie ma swojej „Trybuny Ludu”, no ale, zauważmy, że ma jeszcze więcej, niż miała nieboszczka PZPR.

Ma bowiem szczerze oddanych systemowi dziennikarzy, dokładnie tak samo jak w czasach stalinowskich. Co by nie mówić, to za Gierka część środowiska dziennikarskiego wykonywała pewne brzydkie zadania ze strachu, dziś nie ma już tego problemu. Ludzie tacy jak Lis, Sobieniowski czy Gugała skoczą za Adamem w ogień jak europosłanka Róża Thun. Media w Polsce pełnią dziś dokładnie taką samą rolę jaką pełniła w czasach PRL-u Polska Zjednoczona Partia Robotnicza. Nie mogą, co prawda, wysłać czołgów na ulice, ale mogą zrobić wszystko, by partia je jednak wysłała. Media w żaden sposób nie są poddane jakimkolwiek demokratycznym procedurom, za nic nie odpowiadają (do tego mają polityków), nikt ich nie wybiera, rodzą się po prostu, i bardzo szybko swoje macki wciskają w każdą sferę naszego życia. Czołgi są tu niepotrzebne, bo walka o umysły Polaków jest tym razem bardziej subtelna. Można śmiało powiedzieć, że część społeczeństwa media trzymają już równo za mordę, czyli popularnych lemingów. Większość z nich, ludzi często wykształconych (?), nawet o tym nie wie, że jest trzymana z mordę. Czyż nie jest to piękne?

Za Gomułki ludzie wiedzieli, że są trzymani za mordę, a oni nie wiedzą. Po co więc czołgi?



Dziennikarze funkcjonują w tym systemie zupełnie tak samo jak aparat partyjny w KC PZPR. Jest front ideologiczny, są zadania partyjne, w służbie partii, jest zaangażowanie jak u towarzyszy z lat pięćdziesiątych, oczywiście, są pewne różnice, to różne epoki, ale działa to tak samo, na tej samej zasadzie.

Co robić w tej sytuacji? Odpowiedź na to pytanie to osobny i rozległy temat. I TV Republika, i propozycja podziału wpływów w TVP na rząd i opozycję, to jedynie próby rozmiękczenia systemu, a system trzeba po prostu zniszczyć, zburzyć, po to, by odbudować Polskę, a nade wszystko po to, by zatrzymać proces zniewolenia Polaków. Zacząłem od nazwania roku 2012 rokiem matki Madzi. Kilka lat temu przymierzałem się do realizacji programu o medycynie sądowej. Dowiedziałem się wtedy od wybitnej specjalistki, lekarza psychiatry, do jak potwornych, niewytłumaczalnych wręcz zbrodni dochodzi w Polsce, wszędzie na świecie, o których nikt nic nie mówi, nikt nic nie wie. Jeśli więc był to rok matki Madzi, to dlatego, że tak chciały media. Czyj to był więc rok? Był to kolejny rok mediów.

Think Think d'oh!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Śro 17:50, 02 Sty 2013    Temat postu:

Stefan Bratkowski - honorowy prezesem „Stowarzyszenia Przyzwoity d'oh! d'oh!

[link widoczny dla zalogowanych]

...tych Dziennikarzy Polskich"

„Ale jestem optymistą, mam nadzieję, że ta horda publikująca w "Urze", "Gazecie" Polskiej" czy mediach o. Rydzyka, że oni wszyscy z czasem odzyskają samych siebie i staną się przyzwoitymi dziennikarzami - mówi Stefan Bratkowski, honorowy prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.”

Takim leadem zaczynał się wywiad opublikowany w Gazecie Wyborczej i przeprowadzony przez Agnieszkę Kublik.

Dalej czytamy:

Agnieszka Kublik: - „To są ci, którzy o sobie piszą "autorzy niepokorni"

Stefan Bratkowski- „Jacy oni niepokorni? Oni budują w Polsce atmosferę nieżyczliwości

Przykro mi to mówić, ale Stefan Bratkowski to nie jest naiwniak i opowiadając takie głupoty przedstawia się nam jako wyjątkowy cynik i hipokryta.
On plecie te bzdury w gazecie, której redaktor naczelny Adam Michnik tak wypowiadał się w pierwszą rocznicę tragedii smoleńskiej dla korespondentki Komsomolskiej Prawdy Darii Asłamowej:

„Oczywiście część naszego społeczeństwa jest chora na rusofobię i ksenofobię. Cóż wolność jest dla wszystkich, dla zdolnych, mądrych, głupców i dla swołoczy. Są idioci, którzy twierdzą, że niepodległej Polski nie ma, a jest niemiecko-rosyjski projekt. To ludzie z ogrodu zoologicznego i szaleńczym kompleksem antyrosyjskim."

„Głupcy”, „swołocz”, „idioci”, ludzie-zwierzeta nadający się tylko do zoo no i ta „horda”, to język używany przez dziennikarzy-salonowców, przyjaciół Bratkowskiego łagodzący „atmosferę nieżyczliwości” budowaną przez prawicowe media.

A teraz rzeczowe, i profesjonalne podejście do smoleńskiego śledztwa i kwestii wraku w wykonaniu Wojciecha Maziarskiego opublikowane również na łamach GW gdzie zatrudnieni są tylko i wyłącznie „przyzwoici dziennikarze”:

„Najbardziej bym chciał, żeby go czym prędzej przetopić na żyletki, puszki, czy co tam się robi z samolotowego złomu. Jeśli jednak w tej chwili jest to niemożliwe, to z dwojga złego wolę, żeby ten wrak był jak najdalej od Krakowskiego Przedmieścia. Moskwa jest niezłym miejscem, ale jeszcze lepsze byłyby Władywostok, Bangkok albo Sydney. Gdyby więc dało się przewieźć tego tupolewa gdzieś dalej od Polski, to ja bardzo bym prosił”

I dalej wyraźnie pobudzony ta swoją wrażliwością i przyzwoitością Maziarski kontynuuje:
„To po co teraz jeszcze przywozić wrak? Żeby go dalej skrobać w Warszawie? Żeby znaleźć jeszcze więcej trotylu, nitrogliceryny, helu, cyjanku i sztucznej mgły? W takim razie bardzo proszę go nie przywozić. I przestać skrobać”

A teraz oddajmy głos wrażliwej kobiecie również zatrudnionej na Czerskiej, która zasłynęła przeprowadzeniem „ekskluzywnego wywiadu” z „bohaterem” ataku na krzyż, skazanym dwukrotnie za przestępstwa pospolite, „przyzwoitym” Dominikiem Tarasem.

Dominika Wielowieyska w radiu TOK Fm:

- „Sprawa wraku i to, gdzie on teraz leży, jest kompletnie drugorzędna. Jest mi kompletnie wszystko jedno, gdzie leży wrak

Jak to możliwe, że ci sami znani z „wyjątkowej wrażliwości i przyzwoitości” wiodący polscy dziennikarze obgryzali kiedyś ze zdenerwowania pazury i przestępowali z nogi na nogę czekając na ekspertyzę „zamordowanego” przez Zbigniewa Ziobro służbowego laptopa, a los wraku, kluczowego dowodu dla wyjaśnienia smoleńskiego dziejowego dramatu jest im tak obojętny?

Coś mi się wydaje imć Bratkowski, że waść się jak diabeł w ornat przebrałeś i ogonem na mszę dzwonisz, a po to by nadawać na całą Polskę o przyzwoitości poszedłeś pan pod najgorszy z możliwych adresów.

Jako, że to Stefan Bratkowski lubi opozycję zestawiać z nazizmem i hitleryzmem to ja powiem, że ten cały wywiad i zachowywanie się kwiatu przyzwoitego dziennikarstwa przypominają mi fragment powieści Stanisława Grzesiuka „Pięć lat kacetu” gdzie esesman tłumaczy rodzinie zmarłego w Auschwitz więźnia, że nieborak sam sobie był winien, gdyż nie chciał pić mleka, a zimą ladaco, spał przy otwartym oknie.

Jest to mniej więcej ten sam poziom cynizmu, bezczelności i hipokryzji.

Oni to wszystko mówią i piszą z pełną premedytacją i w poczuciu bezkarności.

Przypomina to do złudzenia działania czujących się nietykalnymi zwyrodnialców walących kijami w klatkę, w której zamknięte jest bogu ducha winne zwierzę.

Uważajcie bo i w ogrodach zoologicznych czasami zdarzają się nieprzewidziane wypadki, a system tak jak klatka w zoo tylko z pozoru wydawać się może dobrze domknięty.


Think d'oh!

Źródła:

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

Artykuł opublikowany w ogólnopolskim Tygodniku Warszawska Gazeta


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Pon 19:21, 14 Sty 2013    Temat postu:

Narodziny Janiny Paradowskiej

[link widoczny dla zalogowanych]

Oczy strzeliste, spojrzenie bystre, ciało sprężone, myśli skłębione. Cała w sobie, pełna poświęcenia, chce tylko jednego: PiS- u zgniecenia. To nie są słowa anonimowego poety o najwybitniejszej polskiej, żyjącej jeszcze dziennikarce, Janinie Paradowskiej, to są słowa płynące z serca o Katarzynie Kolendzie – Zaleskiej. Ona wznosi się już na te wyżyny medialne, wchodzi na Olimp, na którym królowała dotąd, niepodzielnie, baronowa Paradowska. Prof. Józef Czapiński, taki psycholog, mówi do Pani Redaktor, zanim ta zaczęła rozmowę o orkiestrze Owsiaka, że będzie to dysputa do jednej bramki. Ło Matko! Nawet dyżurny komentator spraw społecznych uśmiechniętych lemingów zauważył, że w studiu nie ma nikogo, kto miałby jakieś swoje „ale” do Owsiaka.

No, ale dobra, po co drażnić ludzi. Warto obserwować karierę popularnej Kasi, bo to jest absolutne objawienie po stronie mainstreamu, to są narodziny nowej Janiny Paradowskiej. Jak one to zrobiły, nie wiadomo. Można jedynie przypuszczać, że kiedy redaktor Kolenda przeszła już do pracy w jedynie słusznej stacji telewizyjnej, wtedy Pani Janina przyniosła jej w probówce (jak w serialu „Spadkobiercy”), jakąś niewielką porcję swoich małych neuronów napakowanych zdrowym genetycznie materiałem z lat czterdziestych i pięćdziesiątych. To tylko skojarzenie, oczywiście, żeby nikt nie sądził, że to coś więcej. Tak, jak u Tulei. Na przykład: mam skojarzenie, że on jest podobny do mordercy z Auschwitz. Nic więcej, tylko tak, żeby było zgodnie z wykładnią prawa, zrozumiałe dla wszystkich. No więc, rodzi się nam nowa Paradowska i jest pięknie, i jest fajnie Panie Tomku, tak jak Pan lubi.



Katarzyna Kolenda - Zaleska zasłużyła sobie na przekazanie bezcennych „neuronków” Janiny Paradowskiej, jak mało kto z mainstreamu dziennikarskiego.
Przede wszystkim, za swój obiektywizm. Ponad rok temu, w wywiadzie dla „Wirtualnych Mediów”, powiedziała: „W dziennikarstwie politycznym irytuje mnie absolutna jednostronność, niczym nie wytłumaczalna agresja i mało elegancka złośliwość”. Czy ktoś ma jeszcze wątpliwości, dlaczego mamy do czynienia z narodzinami nowej Paradowskiej? Pani Katarzyna, jak sama mówi, nauczyła się dziennikarstwa z podręczników BBC, bo nie było wzorców. „Nadal obowiązują nas elementarne w dziennikarstwie zasady - w tym ta, że trzeba przedstawiać zawsze racje wszystkich stron sporu. Teraz to oczywistość, na początku lat 90-tych trzeba było podręczników pisanych dla nas przez dziennikarzy BBC, żeby zrozumieć, o co chodzi. Wcześniej była tylko komunistyczna propaganda i pisma podziemne, które siłą rzeczy były głosem opozycji” –mówiła KK-Z portalowi WM. Co ona miała na myśli z tą opozycją, z tą „siłą rzeczy”, co jej nie pasowało? Że niby korzystanie z bibuły byłoby jednostronne?

Dziwne.... O tym, że mamy narodziny nowej gwiazdy o najwyższym stopniu świecenia przekonał mnie dzisiejszy wywiad sympatycznej redaktor z posłem Adamem Hofmanem z PiS-u, w mateczniku prawdy, czyli w TVN 24. W pewnym momencie tej rozmowy, nowa redaktor Paradowska – w kontekście sprawy z Sanoka – powiedziała, że nawet amerykańskim antyterrorystom coś czasami nie wychodzi.

To jest genialne, to przesądziło o tym, że mam pewność co do neuronowej transakcji z Panią Janiną. To jest w ogóle temat na nowy podręcznik dziennikarstwa. Stadiony bankrutują – w Portugalii też się to zdarzyło. Kolejki do lekarzy – w Bangladeszu w ogóle nie ma lekarzy. Korupcja w Polsce? W Nigerii jest dużo gorzej.

Niech redaktor Kolenda zajmie miejsce Janiny Paradowskiej. Należy się jej, a MO, bądźmy szczerzy, jest jednak trochę za agresywna czasami, ma inną ciepłotę ciała. Pani Katarzyna jest za to ciepła i przyjazna.

Głupia Rada Etyki Mediów uznała rok temu, że ona „naruszyła zasady obiektywizmu oraz pierwszeństwa dobra odbiorcy” w wywiadzie z jednym takim detektywem. Włosy rwać, jak się słyszy takich etyków od mediów. Ktoś zapyta o to, a co z Panią Janiną? Nie martwmy się na zapas. Pani Janina założy dziennikarski bank genów, a jej piękną inicjatywę wesprze za rok sam Jurek Owsiak.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Pią 20:42, 18 Sty 2013    Temat postu:

Trudny wyraz łapówka

[link widoczny dla zalogowanych]

Ponieważ sędzia Tuleya wykonał efektowny piruet i góra urodziła mysz, więc etosowcy III RP mają poważny problem z wiarygodnością. Od dawna zresztą mają, lecz teraz wkroczyli w fazę ostrą. Sędzia rzucający od niechcenia oszczerstwa o stalinowskich metodach śledztwa CBA, łącznie z okrutnym „konwejerem”, chyłkiem wycofał się z tromtadrackich zapowiedzi. Już nie mówi o przestępstwach tylko o uchybieniach. A określenie uchybienia w kontekście stalinowskich metod brzmi raczej śmiesznie.

Sędzia pochopnie sądził – jak sam twierdzi - że opinia publiczna skupi się na meritum jego uzasadnienia, czyli korupcji, tymczasem ku jego żalowi skupiła się na konwejerze. Zgrzeszył naiwnością biedaczysko. Po prostu chciał dobrze, jednak wyszło jak zawsze. Znamy skądinąd tę przypadłość. Notoryczna sprzeczność pomiędzy intencjami a rezultatami to już klasyczne dziedzictwo stalinowskie.

W związku z tak przykrym obrotem sprawy gwałtownie wzrosło zapotrzebowanie na zamienniki wyrazu „łapówka”. Przy czym zwraca uwagę fakt, że wyświechtane frazy w rodzaju „wyraz wdzięczności”, słabo spełniają powierzone im zadanie. Zatem elokwentny lekarz, b. dyrektor, b. senator i b. radny Maciej Krzanowski pisze do Gazety Wyborczej, że do procederu doktora G. bardziej pasuje określenie „napiwek”. Jednak chłop zachowuje resztki przytomności umysłu, gdyż jakby trochę wstydliwie dodaje, iż jego wynalazek zrównuje znanego chirurga z anonimowym tragarzem na dworcu. A gość czuje temat, bo przyznał, że sam przyjmował kury od wiejskich pacjentów. Oczywiście jako wyraz wdzięczności.

Ale gdzie tam wiejskiemu lekarzowi do mecenasa Romana Giertycha, który jest już tak biegły w używaniu trudnych wyrazów, że wyrafinowaniem frazy dorównuje premierowi Tuskowi w najlepszej formie, gdy ten zmuszony jest tłumaczyć się publicznie z kolejnej afery.

Giertych opowiada Gazecie Wyborczej o „łapówce następczej”, która jest po prostu śmiechu warta, w odróżnieniu od poważnej łapówki, którą się daje przed świadczeniem usługi.

Otóż łapówka następcza, to są według Giertycha „pieniądze po”, a to nie jest powód do zatrzymania lekarza. Pieniądze po...trudno o bardziej wyraźny nomen omen w kontekście obecnych rządów. Morał jest oczywisty – ludzie nie dawajcie pieniędzy PRZED. PO możecie dawać, ile dusza zapragnie. I brać zresztą też możecie, byle PO.

Swoją drogą Roman Giertych stał się ulubionym komentatorem na Czerskiej od czasu jak stanął po stronie sił postępu wraz z ex pisowcami w rodzaju Michała Kamińskiego i Radosława Sikorskiego. Ciekawa historia, bo nie można wykluczyć, że w redakcji Gazety Wyborczej dogląda mecenasa któryś z tych postępowych licealistów, którzy w 2006 roku skandowali „Giertych do wora, wór do jeziora”. Jak z tego widać, postęp może mieć każdą twarz, w zależności od potrzeby etapu.

Proszę także zauważyć, jak zmienia się znaczenie słów i pojęć podczas kadencji Platformy. Weźmy taką „łapówkę”, która kiedyś była – co tu dużo mówić! - wyrazem ordynarnym i kojarzyła się wyłącznie z jakimiś spoconymi prostakami, nowobogackimi parweniuszami i w ogóle plebejska była ta łapówka do obrzydliwości. Tymczasem dzisiaj, proszę bardzo – minister, senator RP, ordynator, prezes zarządu...cóż za eleganckie towarzystwo!

A jakiego bogactwa znaczeniowego nabrała nieokrzesana łapówka podczas rządów Tuska?! Ileż subtelnych odcieni, emocjonalnych niuansów i prawnych możliwości zawiera dzisiaj: następcza, przedświadczeniowa, napiwek, dowód wdzięczności, wyraz podziękowania...

Albo takie trudne słowo „fotoradar” na przykład. Dawniej było przekleństwem ludzi z prawem jazdy, symbolem opresyjności władzy i zaprzeczeniem przyjaznego państwa. Natomiast pod rządami premiera Tuska fotoradar stał się wręcz błogosławieństwem dla kierowców i w ogóle najlepszym przyjacielem człowieka, a na dodatek dobrodziejstwem dla budżetu państwa. I co najciekawsze, z wypowiedzi ministra Nowaka wynika, że im lepsze mamy drogi, bezpieczniejsze nawierzchnie, im szybciej można po nich jeździć, tym fotoradar jest bardziej potrzebny. Słowa też mają swoje losy.

Słowotwórstwo na rzecz zamienników różnych nieprzyjemnych słów trwa od zarania rządów Donalda Tuska i on sam jest autorem niektórych hitów w tej dziedzinie. Przecież całkiem niedawno mieliśmy nieprzyjemność dowiedzieć się od samego premiera, że istnieją „oszustwa legalne”, wobec których bezradne jest państwo Tuska.

Nie dawniej jak 14 sierpnia ubiegłego roku premier informował nas, że nie każde oszustwo jest przestępstwem, gdyż są oszuści, którzy oszukują legalnie. A już trzy dni później aresztowano prezesa Amber Gold, który przez parę lat był przekonany, iż jest oszustem legalnym i w związku z tym nic mu nie grozi.

W dzisiejszych czasach nawet legalista nie zna dnia ani godziny. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki oszustwo legalne zamieniło się w nielegalne szalbierstwo. Jak tu żyć, kiedy nawet szefowi rządu nie można ufać?! Przy okazji afery Amber Gold minister Rostowski bez fałszywego wstydu skonstatował, że mamy w Polsce „firmy działające bezprawnie”. Minister w imieniu państwa zastrzegł sobie jedynie, że nie może gwarantować depozytów złożonych w tych firmach.

Do historii wszedł także wynalazek ministra Nowaka, który zrewolucjonizował transport w Polsce, a mianowicie „ustawowa przejezdność autostrad”. Dopuścił on między innymi transport publiczny do placów budowy, jakimi są faktycznie nieukończone drogi. Jest to jeden z rzadkich przypadków oryginalnej polskiej myśli, jednak wciąż mało znany w szerokim świecie. Jeśli budżetowe obiecanki premiera Tuska o funduszach na innowacyjność się spełnią, to muszą się znaleźć także środki na promocję patentu na ustawową przejezdność.

Można by jeszcze długo dywagować nad rolą zamienników semantycznych w procesie sprawowania władzy przez partię obywatelską. Ileż kreatorskich możliwości zawierają takie wynalazki Donalda Tuska jak komercjalizacja służby zdrowia albo reformy ciche w kroku? A przecież mamy w wykonaniu Platformy Obywatelskiej także mnóstwo zamienników jednorazowego użytku, jako to - trzecia fala nowoczesności, siedem dźwigni wzrostu, lub cztery płaszczyzny inteligentnego rozwoju. To jest semantyczne eldorado.

Ktoś mi może zarzucić, że skupiając się wyłącznie na nowomowie Platformy Obywatelskiej, dyskryminuję inne partie? Oczywiście, że tak, ale to przecież dyskryminacja pozytywna. Very Happy Think d'oh!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Sob 21:51, 26 Sty 2013    Temat postu:

Żyję w związku partnerskim - i co mi zrobicie?

[link widoczny dla zalogowanych]

Żyję w związku partnerskim, tzn. mam partnera i z nim żyję. Nie posiadam na to odpowiedniego dokumentu, więc musicie wierzyć mi na słowo. Jeśli chodzi o przyszłość moją i mojego konkubenta (notabene uwielbiam to słowo), to mamy przed sobą trzy możliwości – rozstanie, ślub albo zachowanie statusu quo.


Zatrzymajmy się więc na chwilę przy tej ostatniej, najmodniejszej ostatnio alternatywie. Jeśli zdecydujemy się na to, aby żyć w niesformalizowanym związku, to co to właściwie dla nas oznacza? Dyskryminację ze strony państwa? Społeczny ostracyzm? Bycie obywatelem drugiej (albo i trzeciej) kategorii? Chyba nie. „Chyba”, bo może ktoś mnie już jawnie dyskryminuje, a ja jeszcze tego nie zauważyłam. Ale nawet biorąc pod uwagę tę drugą możliwość, nie jest jednak tak tragicznie, skoro ewentualne reperkusje nie są nadto zauważalne.


Tak więc ja i mój chłopak nie znajdujemy się w dużo gorszej sytuacji aniżeli małżeństwa. Może czeka nas co najwyżej wypełnianie więcej świstków papieru, w rodzaju rozmaitych upoważnień et cetera, ale we wszechogarniającej nas biurokracji nie jest to nic nadzwyczajnego. Może mamy również gorszą zdolność kredytową niż małżeństwa, ale czy w tym miejscu ustawa o związkach partnerskich wiele by zmieniła? Dla banku - nie sądzę.


Możemy odwiedzać siebie w szpitalu (po uprzednim wyrażeniu zgody), odbierać listy z poczty, dziedziczyć po sobie po wcześniejszym załatwieniu formalności. Jakbyśmy się uparli i zaparli, że żadnego ślubu nigdy nie będzie, to przecież nie przeszkodzi nam to w codziennej egzystencji. Możemy sobie kupić razem mieszkanie, mieć piątkę dzieci, kota i psa, a nawet mówić do siebie per „mężu” czy „żono”, czy nosić na palcach obrączki. Prawo daje nam tę możliwość. Albo inaczej – na pewno nam jej nie odbiera.


Oczywiście, sytuacja niesformalizowanych związków hetero i homoseksualnych różni się nieco od siebie, bo my możemy wziąć ślub, a oni nie. Ale jeśli dobrze rozumiem, nikt jeszcze nie walczy w Polsce o małżeństwa dla gejów i lesbijek, a „jedynie” o związki partnerskie, w których i tak mogą żyć, i nikt ich za to represjonował nie będzie.


Oczywiście dla młodych, wykształconych z wielkich ośrodków to, że w Polsce nie można jeszcze sformalizować nieformalnego związku (co już samo w sobie stanowi absurd), jest dowodem na polski ciemnogród, rydzykowskie macki oplatające społeczeństwo i polityków, oraz jest potwierdzeniem tego, że Polaczki są zacofane i skrajnie nietolerancyjne, i zaraz poleciałyby bić pedała albo katować bękarta samotnej matki. No cóż, jak ktoś żyje w matriksie, to nie ma takiej siły, żeby go z niego wyciągnąć, pod warunkiem że sam będzie tego chciał.

Ale co jest faktycznie tak straszliwego w tym, że w Polsce nie można (przynajmniej na razie) żyć legalnie na kocią łapę (i znowu oksymoron; że też lewica nie zastanowi się dłużej nad tym co wygaduje)? Chcecie formalizacji to weźcie ślub, choćby tylko cywilny. Jak nie, to przestańcie zawracać ludziom głowy. Najbardziej śmieszą mnie te utyskiwania rzekomo dyskryminowanych i ciemiężonych konkubin i konkubentów, którzy nie wierzą w żadne papierki, bo ich miłości nie da się ubrać w prawnicze ramy, ale jednocześnie tej samą miłością nie mogą się cieszyć bez spisania jej u notariusza (czy kto to tam ma za to odpowiadać).


I tu wracamy do problemu związków homoseksualnych, o ile taki problem faktycznie istnieje. Jak już napisałam – jeśli dwóch gejów lub para lesbijek żyje ze sobą, może nawet wychowuje dzieci, to ten złowrogi, polski zaścianek, choćby i bardzo tego pragnął, im w tym nie przeszkodzi. Natomiast, jeśli geje czy lesbijki chcieliby wziąć ślub, to faktycznie pojawiłby się tutaj problem. Ciekawa jestem tylko, ilu gejów faktycznie zdecydowałoby się na zalegalizowanie swojego związku. Sądzę, że niewielu, bo homoseksualistów żyjących w stabilnych, „długodystansowych” relacjach (dodam jeszcze - monogamicznych), można policzyć na palcach jednej ręki. Jak ktoś mi nie wierzy, to niech wkręci się w „środowisko” i przekona się na własne oczy, jak to naprawdę jest z tą wielką miłością, wiernością i statecznością wśród homoseksualistów. Nie twierdzę oczywiście, że heteroseksualiści są wolni od zdrady, przygodnych związków itp. ale dysproporcje między tymi dwoma grupami są widoczne już na pierwszy rzut oka.


No dobrze, ale póki co, nie ma jeszcze postulatu o ustanowienie homoseksualnych małżeństw, więc o co chodzi z tym całym jazgotem i wstydem na cały świat? Czy takie larum podnosi się nie dlatego, że ktoś jest rzeczywiście dyskryminowany, a dlatego, że ma być to pierwszy stopień do całkowitego zrównania związku kobiety i mężczyzny ze związkiem homoseksualnym? Nikt jeszcze oficjalnie o tym nie mówi, biorąc przykład z dokonań społeczności LGBT na Zachodzie. Najpierw związki partnerskie, żeby ułatwić tym biednym ludziom życie codzienne. Później małżeństwa. Potem adopcje. Na końcu mamy zmuszanie księży do udzielania ślubów homoseksualistom, zamykanie „nietolerancyjnych” w gettach i dyskryminację rodzin heteroseksualnych przy adopcji dzieci, po to właśnie, żeby nie dać sobie przykleić łatki homofoba?


Nie gdzie tam, to przecież w ogóle nie o to chodzi. Przynajmniej na pewno nie w Polsce.
Chyba że komuś znowu się coś uleje, jak np. Palikotowi z koniecznością wyrzekania się polskości.
Ale na wszystko przyjdzie jeszcze czas. Niestety.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Pon 21:43, 04 Lut 2013    Temat postu:

60 dni Ziemkiewicza bez (pieniędzy) Hajdarowicza


[link widoczny dla zalogowanych]

Rafał Ziemkiewicz powrócił na łamy medium Grzegorza Hajdarowicza ledwie 60 dni po swojej głośnej deklaracji. Powyższe skriny mówią same za siebie, ale warto zacytować kluczowy fragment deklaracji RAZa z 3 grudnia:

Nigdy z Hajdarowiczem nie będę w aliansach. Powiedziałem to chyba wystarczająco wyraźnie, ale skoro do niektórych nie dotarło, to powtarzam. Facet jest albo zwyczajnym słupem Tuska, a w takim razie zadawanie się z nim nie ma sensu, albo kompletnym idiotą, co wiedzie do wniosku tego samego. Wiele przesłanek wskazuje na pierwsze, wiele na drugie, trzeba też brać pod uwagę, że oba wiarianty się nie wykluczają.

Warto jeszcze dodać, że ten egzaltowany wpis o Hajdarowiczu był jednym z 9 (słownie: dziewięciu), jakie Ziemkiewcz umieścił w Salonie24 po 1,5 roku przerwy. Od 18 grudnia milczy ponownie, czyli jego blogowanie trwało od 2 grudnia do 18.

No bo po co pisać za darmo, prawda?

Żałosne d'oh! d'oh! d'oh!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚWIATOWID Strona Główna -> A co tam Panie ... w polityce??? Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
Strona 1 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin