Forum ŚWIATOWID Strona Główna ŚWIATOWID
czyli ... obserwator różnych stron życia
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

SZAŁ UNIESIEŃ czyli ....jak patrzeć na dzieło sztuki
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚWIATOWID Strona Główna -> SZAŁ UNIESIEŃ czyli ....jak patrzeć na dzieło sztuki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Sob 16:12, 24 Lis 2007    Temat postu:

Dzisiaj rocznica urodzin genialnego twórcy

Henri de Toulouse-Lautrec

pochodził z arystokratycznej rodziny. Na skutek wrodzonych wad i różnych wypadków przebytych w dzieciństwie przestał rosnąć i został kaleką.rysował od dzieciństwa; bardzo wcześnie rozpoczął naukę u malarza animalisty René Princeteu'a, przyjaciela swego ojca.

[link widoczny dla zalogowanych]

Później odkrył Maneta i jasne malarstwo impresjonistów.

[URL=http://imageshack.us][/


W Paryżu uczył się w pracowniach Léona Bonnata i Ferdinanda Cormona, dwóch słynnych malarzy akademików, a także zaprzyjaźnił się z Bernardem i van Goghiem. U boku van Gogha pracował w latach 1886-1888; jego pełne rozmachu maźnięcia pędzla pozostają bliskie technice przyjaciela. Od 1884 roku Toulouse-Lautrec mieszkał w dzielnicy Montmarte; malował sceny z współczesnego życia paryskiego, świat kabaretów (Moulin Rouge), rozrywki (teatr, cyrk), a także domy publiczne.

[URL=http://imageshack.us][/


Mocno zaznaczony rysunek, ruch, intensywność barw, zielenie i czerwienie, niebieskie cienie wzmocnione przez obcość sztucznego oświetlenia są świadectwem jego podziwu dla Degasa.

[URL=http://imageshack.us][/



Koło 1890 roku oddalił się od impresjonizmu w stronę nabizmu; podobnie jak inni malarze tego ugrupowania był pod silnym wpływem sztuki japońskiej. Lautrec, tak jak Bonnard, zyskał sławę przede wszystkim dzięki swoim plakatom; uwiecznił tancerki (La Goulue, Valentin le Désossé) i śpiewaczkę kabaretową Aristide Bruant. W około 300 litografiach, które pochodzą z lat 1892-1899, widoczna jest jego skłonność do dekoracyjności, prostota detalu i uproszczenie przestrzeni. Był artystą niezwykle płodnym, projektował również scenografię i programy dla paryskich teatrów awangardowych. Stworzył i uwiecznił legendarną wizję Montmartu końca wieku, utrwalił liryczne i rozgorączkowane życie nocne.


Henri de Toulouse-Lautrec, bywalec domów publicznych, lubił malować prostytutki, ponieważ modele "zawsze wyglądają niczym wypchane słomą kukły; te natomiast żyją". Malarz w sposób prosty i z humorem przedstawił życie tych kobiet. Przeniósł na płótno ich intymną codzienność.

Zainteresowany niektórymi aspektami tego intymnego, "pozbawionego wstydu" świata Lautrec rejestrował proste i naturalne gesty, jak na przykład ten Kobiety zakładającej pończochę, który malował na żywo jako zwykłe, ledwo co opracowane i wymodelowane studium (Albi, Muzeum im. Toulouse-Lautreca). Szkic ten, bardzo swobodnie wykonany, przy użyciu farby rozcieńczonej terpentyną i nakładanej na karton, tchnie klasyczną niemal spontanicznością i brakiem skrępowania.

[URL=http://imageshack.us][/

Ponownie wykorzystał tę samą pozę w kompozycji prezentowanej tutaj; dzięki innemu ustawieniu obu sylwetek przekształcił akt w scenę rodzajową. Operując linią ciągłą, unieruchomił modelki w sieci arabesek, które splatają się z ledwo co zasugerowanym, geometrycznym motywem dekoracyjnym.

Cechujące się obfitością farby to ciekawe sam na sam zamyka się antytezą dwóch postaci: jednej nagiej, drugiej ubranej.

[URL=http://imageshack.us][/



Dzielące je różnice zakrawają na karykaturę. Całość kompozycji opiera się na grze kontrastów. Lautrec skonfrontował ze sobą dwie postacie, z których jedna jest ruda, druga zaś ciemniejsza, ostrzejsza, o bardziej drapieżnym profilu. Elegancji gestu Kobiety zakładającej pończochę przeciwstawił sztywną i władczą postawę postaci znajdującej się obok. Harmonii zieleni, raczej chłodnej, pojawiającej się po lewej stronie, odpowiada cieplejsze ujęcie nagiej postaci. Typowym elementem techniki Lautreca jest posługiwanie się pociągnięciami pędzla o zróżnicowanej fakturze. Spod długich, szybkich pociągnięć przebija kartonowe podłoże.

Inicjały podpisu na obrazie zostały dodane w sposób nader niezręczny, gdyż nie figurują na fotografii zrobionej w atelier artysty.


"Szokujące nowatorstwo tematu" wzbudziło szczerą niechęć, gdy na ósmej, ostatniej wystawie impresjonistów w roku 1886 Degas zaprezentował dziesięć pasteli pod zbiorowym tytułem Cykl aktów kobiet, które się kąpią, myją, wycierają, czeszą lub są czesane. Lautrec musiał go cenić, skoro namalował ten właśnie obraz, będący swoistym hołdem złożonym starszemu koledze. W dawnym malarstwie akt pojawiał się jako pretekst do tematu mitologicznego, modele zaś przyjmowały pozy uwzględniające punkt widzenia oglądającego. Odchodząc od takiej właśnie tradycji aktu, Lautrec odrzucił "konwenanse" i, po Courbecie i Degasie, pokazał kobiety "pozbawione kokieterii", oglądane jakby "przez dziurkę od klucza".

Kreśląc długimi, nerwowymi pociągnięciami "schemat" ciała lub pleców, zdaje się znajdować właściwą i wymowną pozę. Siedzącą pośrodku płótna, odwróconą do patrzącego plecami, z lekka apatyczną, przedstawianą z ukosa modelkę cechuje zadziwiająca wprost realność. Obraz ten to przykład dwuznacznej "obecności nieobecnej", o której Paul Valéry pisał a propos postaci malowanych przez Maneta.

W osobliwej harmonii zgranych ze sobą kolorów, zwykły chłód koloru białego i niebieskiego uwypukla bladą jasność ciała. Lautrec wymyślił ten neutralny, mleczny odcień, ożywiając go kilkoma jasnoniebieskimi akcentami. Dzięki grze kolorów wzajem się uzupełniających te niebieskie akcenty podkreślają tylko rdzawą plamę bujnej fryzury zdobiącej głowę modelki.

Artysta wybrał zaskakujący punkt widzenia: z góry i z boku, możliwy na ograniczonej powierzchni jego atelier przy ulicy Caulaincourt, rozpoznanego po kilku wiklinowych krzesłach, które tam się znajdowały.


Prawie wszystkie plansze albumu, adresowanego do mężczyzn, przedstawiają kobiety, które się budzą ze snu, myją, czeszą lub też są obsługiwane. Jedyny akcent męskiej obecności pojawia się w kompozycji Przelotna zdobycz (ważny szkic, podarowany przez hrabinę de Toulouse-Lautrec Musée des Augustins w Tuluzie) oraz w scenie Kobieta zakładająca gorset, w której klient-voyeur obserwuje młodą kobietę. Litografie te, będące dla artysty pretekstem do śmiałych rozwiązań technicznych, poprzedzały studia malowane olejem rozcieńczonym terpentyną na kartonie, a więc techniką zwyczajowo stosowaną przez Lautreca. Spośród wszystkich szkiców Samotna jest z całą pewnością najbardziej zadziwiająca. Opracowana została na potrzeby ostatniej litografii Zmęczenie. Kobieta leżąca w poprzek łóżka, widzianego z ukosa, wydaje się jakby pusta w środku. Uchwycona niespodziewanie w tej pozycji, oglądana wbrew własnej woli, zdaje się nie wiedzieć o obecności malarza.

Użycie rozcieńczanej terpentyną farby olejnej, nakładanej na karton, poprawia szybkość i oszczędność rysowania, co doskonale pasuje do szkicu zrobionego z wirtuozerią, zdecydowanymi pociągnięciami pędzla. Dzieło to, wykonane szybko i swobodnie, nie do końca dopracowane, cechuje kontrast błękitu z brązowym tłem kartonu, czerni - w przypadku pończoch - i rdzawego odcienia włosów modelki, z zaznaczonymi tu i ówdzie akcentami bieli. Rysunkowość i arbitralny koloryt aktu stanowi zapowiedź ekspresjonizmu.

Galeria jego dzieł

[link widoczny dla zalogowanych]

Umarł, zniszczony przez alkohol, mając zaledwie 37 lat; jego matka ofiarowała dzieła syna muzeum w Albi.

Ściąga


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Wto 23:42, 11 Gru 2007    Temat postu:

Artur Grottger w rocznicę urodzin

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]|medium|large|xlarge

Lubię takie ... klimaty
[link widoczny dla zalogowanych] Modlitwa rolnika

Wielcy zapomniani
Artur Grottger - wielki polski artysta


Artur Grottger był znakomitym dziewiętnastowiecznym polskim rysownikiem i malarzem. Swoimi mistrzowskimi dziełami do głębi poruszał uczucia Polaków, budząc w nich świadomość narodową i ucząc patriotyzmu kolejne pokolenia uciskanego i prześladowanego przez rosyjskiego zaborcę społeczeństwa.
Urodził się 11 grudnia 1837 roku w Ottyniowicach. Jego ojciec, Jan Józef Grottger, walczył w Powstaniu Listopadowym jako oficer 5. Pułku Ułanów "Warszawskie Dzieci". Z zamiłowaniem uprawiał malarstwo, w wolnej chwili ucząc jego tajników Artura. Był również znakomitym gawędziarzem. Patriotyczne opowieści i powstańcze wspomnienia ojca głęboko zapadały w serce przyszłego artysty. "Dom Grottgerów był więc najszczerzej i najserdeczniej polski, czego bezspornych dowodów dostarczył w swym krótkim życiu także sam Artur, nie tylko zresztą w postaci stworzonych przez siebie wspaniałych i przejmujących swą patriotyczną treścią dzieł, lecz również gorącym przywiązaniem do swojego polskiego w przeważającej mierze rodowodu i jego tradycji" - pisze Witold Szolginia w "Tamtym Lwowie".
Kiedy ojciec Artura zauważył, że jego syn jest obdarzony przez Boga talentem artystycznym, wysłał go w wieku 11 lat na naukę malarstwa do pracowni lwowskiego malarza Jana Maszkowskiego. Artur uczył się u niego w latach 1848-1852. Przez krótki okres uczył go malować również Juliusz Kossak. W 1852 r. młody Grottger udał się do Szkoły Sztuk Pięknych w Krakowie, gdzie doskonalił swój warsztat artystyczny. Pobierał tam nauki u takich malarzy i pedagogów, jak prof. Władysław Łuszczkiewicz i prof. Wojciech Stattler. Na studiach Grottger przyjaźnił się z Janem Matejką i Aleksandrem Kotsisem. W latach 1855-1858 kształcił się dodatkowo w Akademii Sztuk Pięknych w Wiedniu pod kierunkiem Karla Blaasa, Karla Mayera, Karla Wurzingera, Petera Geigera i Christiana Rubena. W stolicy austro-węgierskiej monarchii mieszkał do 1865 roku. W tym czasie odbył kilka podróży: do Monachium (1858 r.), Wenecji (1864 r.) i na Węgry (1856 r., 1860 r., 1862 r.), gdzie gościł w posiadłościach hr. Aleksandra Pappenheima, swego wieloletniego patrona, mecenasa i przyjaciela. W 1865 r. wyjechał z Austrii. Już wtedy miał opinię świetnego grafika i malarza.

Niezwykły talent

Rysował i malował akwarelą sceny batalistyczne, konie, zaprzęgi, polowania, sceny rodzajowe, portrety. Jako ilustrator współpracował z kilkoma wiedeńskimi czasopismami. Niestety, choć malował i rysował wiele, wciąż brakowało mu środków do życia. Biograf Grottgera - poetka Maryla Wolska - tak opisuje tę kwestię: "A nad Arturem, oprócz rozpaczy po zmarłym, ukochanym ojcu, znęcać się zaczyna zabójcza, dozgonna troska o środki na życie dla pozostałych najbliższych... Wszystko, co dotąd zarobi, o czym zamarzy, rozpadać się będzie doraźnie na garść okruszyn, z których na niego samego przypadnie najczęściej ledwie znikoma ostatnia...". Mimo ciężkiej, wytrwałej pracy przez swoje krótkie dorosłe życie znajdował się w trudnej sytuacji finansowej. Korzystał więc często z pomocy przyjaciół i znajomych. "Wędrował od dworu do dworu i od pałacu do pałacu, przebywając w nich krócej lub dłużej na łaskawym utrzymaniu swych gospodarzy. Nierzadko też otrzymywał finansowe wsparcie od zasobniejszych przyjaciół i znajomych" - dodaje Szolginia. Grottger odwiedzał ziemskie majątki Erazma i Emmy Larysz-Niedzielskich w Śledziejowicach pod Wieliczką (1855 r.) i Jana Maszkowskiego w Barszczowicach (1860 r.). Mieszkał ponadto w Śniatynce k. Drohobycza należącej do Stanisława Tarnowskiego (1865 r., 1866 r.), Pieniakach, Grybowie, Krynicy, Porębie i Dyniskach. Mimo przeciwności, w tym niesprzyjającym wydawałoby się dla artysty czasie, tworzy on swoje największe dzieła. Są to przejmujące swoim ideowym przesłaniem rysunki, wykonane czarną i białą kredką na kartonach. Mowa tu o cyklach "Warszawa I" (1861 r.) i "Warszawa II" (1862 r.) ukazujących terror polityczny i krwawe stłumienie patriotycznej manifestacji przez rosyjskiego zaborcę. Pod wpływem wybuchu Powstania Styczniowego powstały wstrząsające rysunki, tj. "Polonia" (1863 r.) i "Lituania" (1864-1866 r.). Obrazowały one w sposób bardzo sugestywny tragedię i równocześnie wielkie bohaterstwo uciskanego przez zaborcę Narodu Polskiego.

Wanda Monné - wielka miłość Artura

Po opuszczeniu Wiednia w 1865 r. Artur Grottger znalazł się ponownie we Lwowie. To właśnie tam w 1866 r. spotkał swoją prawdziwą, wielką miłość - pannę Wandę Monné.

[link widoczny dla zalogowanych]



Miał wówczas 28 lat, a ona 16. Stanisław Wasylewski w książce "Lwów" tak ją wspomina, kreśląc jednocześnie w skrócie życiorys Grottgera: "Trzy karty jego życia pisały się we Lwowie. Najpierw tęskniło do wielkiej stolicy dziecko, bawiące się w 'Moskala i Polaka' w ogrodzie w Ottyniowicach, o osiem mil drogi, dalekich osiem mil drogi od rogatki Zielonej. Potem szumiał młodzieniec wśród hulaszczej młodzieży szlacheckiej i cesarsko-królewskich kawaleryjskich entuzjastów jego wielkiego talentu. Lump był wtedy i pustak lekkomyślny, co tu ukrywać. Lecz nie utonął w austriackim powidle. Wydobywa go z topieli lwowianka. Wiadomo. Za sprawą poznanej na balu na Strzelnicy Wandy, najpiękniejszej z panien, zmienia się birbant szalony w zakonnika obowiązku. Rusza przebojem po nowe, wielkie zdobycze swej sztuki. Tę lwowiankę znacie dobrze: każda twarz kobieca jej twarzą się staje pod ołówkiem Grottgera. Muza Artura z gwiazdką nad czołem żyje na kartonach 'Wojny'. I wszędzie indziej". Wanda była gorącą polską patriotką, czego wiele dowodów dała w swym życiu. We Lwowie uczestniczyła w różnych działaniach konspiracyjnych. "W okresie Powstania Styczniowego - wspomina Szolginia - odziana zgodnie z narodowym obyczajem tamtego okresu w żałobną sukienkę z żelaznym krzyżykiem u szyi, była uosobieniem postaci, którą po latach Stanisław Wasylewski nazwie 'dziewczątkiem z orłem białym'". Zakochany w niej Grottger cały czas przesiadywał w jej domu, rozmawiał z nią i ciągle ją malował. Kiedy wyjeżdżał z miasta do dworów i pałaców przyjaciół, gdzie powstawały jego słynne dzieła, prowadził z Wandą bardzo ożywioną korespondencję. Choć wielu sprzeciwiało się ich związkowi, zwracając uwagę na różnicę wieku między młodymi, a także na chorobę Artura i permanentny brak dochodów, ich miłość się rozwijała. Wczesną zimą 1866 r. Artur wyjechał do Paryża, mając nadzieję, że zarobi tam więcej pieniędzy na sprzedaży swoich prac niż w Polsce. Niestety, tam również, tak jak wcześniej w Wiedniu, żył z dnia na dzień, praktycznie w nędzy. Mimo że był ciężko chory na gruźlicę, która mu bardzo przeszkadzała w pracy twórczej, to właśnie w Paryżu kończył swój słynny cykl "Wojna", rozpoczęty w Porębie i przeznaczony do eksponowania na paryskiej Wystawie Powszechnej w 1867 r. Obrazował on nieszczęścia sprowadzane na ludzkość przez wojnę oraz moralną degradację człowieka jako nieuniknioną konsekwencję wojny w uniwersalnym, powszechnym wymiarze. W stolicy Francji nawiązał kontakty z polską kolonią skupioną wokół Hotelu Lambert. Tam wybitny paryski akademik Jean Léon Gérôme udzielał mu rad przy realizacji kartonów "Wojny".

Choroba i śmierć

Artur Grottger wyczerpany gruźlicą, częstymi krwotokami płucnymi został przez lekarzy skierowany do uzdrowiska Amélies-les-Bains we francuskich Pirenejach, gdzie 13 grudnia 1867 r. zmarł. Jego zwłoki sprowadziła do Lwowa 4 lipca 1868 r. jego narzeczona Wanda, z którą nie zdążył się ożenić. W swoim pamiętniku zapisała przeżycia po śmierci ukochanego: "Byłam jak obłąkana. Już długo przedtem całymi tygodniami nie spałam z trwogi nieopisanej, nieokreślonej, bo ani chwili nie wierzyłam, że choroba ta tak się może zakończyć. Cios ten zastał mnie zupełnie nie przygotowaną. Zachwiał moimi zmysłami. (...) Postanowiłam sama sprowadzić do Lwowa trumnę. (...) Trumnę mi złożyli u Bernardynów w korytarzu, tam, gdzie stacje Męki Pańskiej na ścianach. Każdą sercem przebolałam. Odjęto wieko. (...) Naokoło stali: Filippi z gipsem dla zdjęcia odlewu z ręki, który mieć pragnęłam, Kornel Ujejski, Karol Maszkowski, Oleś Grottger i Karol Młodnicki. Ale gdy się Filippi nachylił, aby zdjąć batyst osłaniający twarz, zabrakło mi sił, nie byłam w stanie popatrzeć. Bezwładna osunęłam się na kolana. Nie widziałam go. Nie zdołałam. Oleś Grottger przyniósł mi po chwili mój pierścionek z opalem. Gdy Filippi robił odlew, pierścionek pozostał w formie. Popatrzyłam i kazałam założyć na powrót. Także listy moje, tak przezeń ukochane, włożył mu Ujejski do trumny. I krzyżyk na piersi ode mnie i bukiet róż". Artur Grottger został pochowany we Lwowie na cmentarzu Łyczakowskim. Sześć lat po pogrzebie artysty stanął na grobie Grottgera pomnik wykonany przez jego przyjaciela, lwowskiego rzeźbiarza Parysa Filippiego. Oddajmy tutaj głos znawcy dawnego Lwowa Witoldowi Szolgini, który w swojej książce zamieścił na temat tego pięknego pomnika następujący zapis: "Na jego kamiennej tumbie nagrobnej stanął ów pomnik, składający się z kilku rzeźbiarskich elementów. Głównym wśród nich był posąg młodej, głęboko zasmuconej kobiety o twarzy przypominającej oblicze Wandy, klęczącej na wielkim głazie, obok której przysiadł kamienny sokół o rozpostartych skrzydłach, symbolizujący miłość i wierność. Pod tymi dwiema rzeźbami, na wspomnianym głazie widnieje owalny medalion z płaskorzeźbionym wizerunkiem Grottgera (wymodelowany przez samą Wandę, która stała się uzdolnioną rzeźbiarką), lira o pękniętych strunach i złamana paleta malarska - symbole przerwanej przez śmierć twórczości i talentu artysty, oraz trupia czaszka - symbol pamięci o owej śmierci. Po lewej stronie medalionu umieszczono kamienne wyobrażenie wielkiej teki rysunków, na okładce której znalazły się tytuły głównych rysunkowych cyklów Grottgera: 'Warszawa', 'Polonia', 'Lituania', 'Wieczory zimowe' i 'Wojna'. Na epitafijnej tablicy grobowej tumby znalazło się imię i nazwisko zmarłego artysty oraz ułożona przez Wandę inskrypcja: 'Niech Cię przyjmie Chrystus, który Cię wezwał, a do chwały Jego niech Cię prowadzą aniołowie'. Nad górną zaś płytą tumby znalazł się jeszcze jeden napis: 'Świętej Jego pamięci pomnik ten postawiła Wanda'".

Wielkość dzieł mistrza

Artur Grottger to jeden z czołowych przedstawicieli romantyzmu w malarstwie polskim. Zapisał się w historii polskiej sztuki przede wszystkim jako twórca patriotycznych cyklów rysunkowych, które reprodukowane po wielekroć, stały się częścią kanonu sztuki narodowej. Stworzyły one topos martyrologicznej ikonografii, utrwaliły w pamięci i wyobraźni wielu pokoleń Polaków sceny powstańczych walk, agonii i męczeństwa, a także kluczową dla wymowy grottgerowskich dzieł ideę solidaryzmu narodowego. Jego twórczość zyskała ogromną popularność dzięki swojej głęboko patriotycznej wymowie. O wartości jego prac, które znalazły się w wielu prywatnych kolekcjach, niech świadczy fragment z "Quodlibeta" Maryli Wolskiej. Poetka wspomina tam: "Kult ojca dla pamięci Grottgera był też czymś głęboko wzruszającym. Pamiętam, gdy kartony z albumu mamy szły na wystawę którąkolwiek, ojciec sam wkładał je pod szkło i nigdy żaden introligator nie tknął ram z nimi. Sam na gumowanych paseczkach kitajki przytwierdzał je do paspartusów, sam zaklejał tekturę na plecach obrazu. Gdy ciężkie położenie materialne i niedomaganie ojca skłoniło mamę do rozstania się z szeregiem tych rysunków w roku 1894, odczuł to ojciec jako moralną katastrofę, której nie przebolał nigdy. Zwłaszcza gdy w roku 1893 Karol Lanckoroński z Rozdołu przybył wybrać któryś z Grottgerowskich rysunków, pamiętam wrażenie tej chwili w domu... Nad kanapą w salonie wisiała wstępna karta 'Wojny', ów widmowy hufiec klęsk otaczających jadącą konno niewieścią postać o zasuniętej na profil przyłbicy. Na pierwszym planie postacie Artysty i Muzy. Na tym jedynym rysunku pozostawił Grottger własne swoje rysy Artyście... Pamiętam ten obraz od chwili, gdym zaczęła patrzeć i spostrzegać... W jego szybie odbijały się wszystkie świeczki naszych choinek... Nie był nigdy przeznaczony na sprzedaż. Nic w ogóle z tego, co wisiało na naszych ścianach... Przyszedł Lanckoroński. Oczywiście mama nie była obecna, tylko sam ojciec go przyjmował. Wyjęte już naprzód kartony albumu zostały mu pokazane jako te jedyne, które były do nabycia. Pamiętam wysoki głos mecenasa i w niezbyt pewnej polszczyźnie wygłaszane zachwyty. Byłyśmy obie z mamą w przyległym do salonu pokoju i serce ściskała nam żałość okrutna. Czas jakiś trwało oglądanie, po czym wynikła rozmowa, w której nie od razu wyznałyśmy się. Wreszcie nie było wątpliwości. Pamiętam oczy mamy, gdy na mnie popatrzyła, rozszerzone strachem. Lanckoroński, obejrzawszy wszystko, co było do nabycia, oświadczył ojcu, że nabyć gotów tylko ów pierwszy karton do 'Wojny', ten ze ściany, który do kupienia nie był... Tatko tłumaczył, przedstawiał (bez mamy oczywiście decydować nie mógł). Magnat, znawca i zbieracz, uparł się jednak. Wyszedł tatko z salonu. Miał na twarzy wypieki i oczy strwożone, bezradne... Niedomagał już wtedy często na serce. Prawie bez słów wydała mama wyrok na obraz kochany. Gdy znikł ze ściany, było w domu jak po pogrzebie".

Piotr Czartoryski-Sziler


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez w51 dnia Śro 8:59, 12 Gru 2007, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Śro 21:34, 09 Sty 2008    Temat postu:

Jakoś mi brakuje prawdziwej ... zimy tego roku

[link widoczny dla zalogowanych]

Widok na Cyhrlę

Jan Stanisławski - (1893–1973), anglista, leksykograf; lektor języka angielskiego na Uniwersytecie Jagiellońskim, podczas okupacji więzień obozu Sachsenhausen i niestety tylko tyle

Tyle Wikipedia ale dalej ..... [link widoczny dla zalogowanych]

Warto otworzyć ... piekne malarstwo Anxious


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Śro 11:14, 30 Sty 2008    Temat postu:

Podobne wizerunki, podobne konwencje, różne epoki i … i ............... ewolujące wzorce piękna kobiecego ciała ? Think


[link widoczny dla zalogowanych]

Wenus z Urbino, Tycjan, 1538

[link widoczny dla zalogowanych]

Olimpia, Manet, 1863

[link widoczny dla zalogowanych]

Olimpia, Katarzyna Kozyra, 1996


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez w51 dnia Pią 15:52, 01 Lut 2008, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ahron



Dołączył: 17 Sty 2008
Posty: 157
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Śro 22:44, 30 Sty 2008    Temat postu:

Cóż fajnie być miliarderem i mieć kolekcje obrazów -gdybym był ,napewno byłbym kolekcjonerem .Lubie piekne rzeczy .Jestem fanem Van Goga i Dalego -obu widziałem w orginałach.Van Gog to pieprzony genniusz żadna reprodukcja nie oddaje jego obrazów -jeżeli ktoś nie widział orginału nie wie o czym mówię -to chyba jedyny malarz gdzie reprodukcje tak róznią się od dzieła malarza.
Dali -to też geniusz -nie szaleniec ,bardzo pracowity ,widziałem jego szkice ile było tam przemyslenia,prób ,dochodzenia do perfekcji .

Z Polskich malarzy lubię Bachanka (może W51 coś jego wkleisz ja nie umiem) malarz wystawiający w Kazimierzu ,ale nie Kazimierski w tym znaczeniu że maluje studnie i rynek -jego obrazy to muzyka, zabawa ,radośc ,sex i intensywne kolory ,reprodukcje wydaje jakby za mgłą (nie wiem dla czego ) gdyż obrazy są żywe i intensywne .Ma swoją galerie na Lubelskiej ,wkleje później linka do strony ,pochwalę się mam dwa jego obrazy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Czw 10:00, 31 Sty 2008    Temat postu:

Masz rację Ahronie względem tego Bochanka. Anxious

Fajne malarstwo zwłaszcza, że lubię kolor … czerwony, i dlatego mam pomalowany fragment jednej ze ścian w moim pokoju dziennym aby nie powiedzieć …saloonie.
A co najważniejsze, że nie trzeba wysilać …. mózgownicy, aby domyślić się co autor miał … na myśli malując dziełko. Very Happy
Skojarzenia są jednoznacznie … zabawowe, Dancing aczkolwiek wydaje mi się, że stylistyka poszczególnych obrazów jest … cóśniecóś monotonna. Think
Nie sądzisz ?


[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

Pozdrawiam Łapka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ahron



Dołączył: 17 Sty 2008
Posty: 157
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Czw 23:04, 31 Sty 2008    Temat postu:

Nie wiem ,czy można stawiać taki zarzut ,zobacz Degas i jego baletnice ,a wzasadzie całe wariacje na ten temat ,mam jego dwa obrazy ,kupie może jeszcze jeden -co innego w galeri jak się widzi kilka obok siebie -taki jego charakter pisma.
Może i tak ,ale zareczam Ci że błyszczy on posród innych obrazów ,malarzy nie jest wtórny-przynajmniej ja nie spotkałem czegoś czym by się inspirował .Może On maluje jedną imprezę na której był lub o której kazdy marzy by być :)

Zobacz Rafała Olbińskiego -choć jego reprodukcje też nie oddają orginałów ,maluje akrylem,znany jest z plakatów -kilka lat temu był bardzo modny w Polsce w dobrym tonie było mieć "coś "jego ,poznałem go osobiście choć niczego od niego nie kupiłem ,zrobiły na mnie wrażenie jego czerwone buty i był taki okres w zyciu że chodziłem w takich :).
Olbiński jest taki troche psychodeliczny -w reprodukcjach zimny , w orginale ciepły ,ale też szalony -jako Facet jest normalny.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Pią 10:08, 01 Lut 2008    Temat postu:

To nie był zarzut Ahronie, ale zwyczajne spostrzeżenie ... profana. Very Happy a jedyny wniosek, który mi się nasuwa po "analizie" dzieł Razz

Degasa [link widoczny dla zalogowanych]

Bachanka [link widoczny dla zalogowanych]

i Olbińskiego [link widoczny dla zalogowanych]


to taki, że oni po prostu kochali i kochają ... kobiety Dancing

Ale jeśli chodzi o Olbińskiego widać u niego trochę większy obszar tematyki stylistyki i zainteresowań ale może to po prostu wynikać z jego działań czysto komercyjnych jako ... plakacisty.

I masz rację .... obrazy należy oglądać w oryginale aby uniknąć sytuacji jak w powiedzeniu:

"Trudno z głupim rozmawiać o koronkach, skoro on twierdzi, że to same ...dziury " Cool


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ahron



Dołączył: 17 Sty 2008
Posty: 157
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Sob 17:23, 02 Lut 2008    Temat postu:

Nie zawsze mamy możliwość jednak ogladania dzieł w orginale,chodziło mi oto że niektórych malarzy ciężko sfotografować Van Gog jest tego doskonałym przykładem-dopuki nie nie zobaczyłem orginałów za cholere nie wiedziałem co w nim takiego widzą :).Pojechalem do krakowa na wystawe impesjonistów kilka lat temu -dla tego teraz moge sie mądrzyć :),ale warto pojechać i do paryża muzeum d"Orse blisko Luwru-dawny dworzec kolejowy .

Co do muzeów typu Luwr -mam mieszane uczucia -widzisz tysiace obrazów i wzasadzie żadnego ,może warto chodzić ogladać jeden obraz .
Lautreka też lubię potrafi być taki wyuzadny aż wulgarny.

Ja lubię Tych malarzy co kochają kobiety :).


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ahron



Dołączył: 17 Sty 2008
Posty: 157
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Sob 17:31, 02 Lut 2008    Temat postu:

Rozczarowaniem była dla mnie wizyta na monmartrze -tyle sie naczytałem ,tak chciałem zobaczyć to miejsce w efekcie wypiłem kawę ,ale wyborę się drugi raz .Francuzi są mistrzami reklamy swego Paryża .

To tak a propo malarstwa :)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Nie 9:49, 03 Lut 2008    Temat postu:

Ahron napisał:

Co do muzeów typu Luwr -mam mieszane uczucia -widzisz tysiace obrazów i wzasadzie żadnego ,może warto chodzić ogladać jeden obraz .
Lautreka też lubię potrafi być taki wyuzadny aż wulgarny.
Ja lubię Tych malarzy co kochają kobiety :).


Moja pierwsza prawdziwa galeria miedzy innymi obrazów, to był enerdowski drezdeński Zwinger na początku lat 70. Za wyjatkiem Sukiennic w Krakowie oczywiście. Cool
Faktycznie tysiące obrazów, takiż tłum i ...zero przeżyć artystycznych.
Rózne formaty, różna tematyka, pomieszanie stylów i epok. Wyszedłem z lekka ... otumaniony i to chyba zaważyło, że dosyć niechętnie bywam w renomowanych galeriach. Co innego jeśli chodzi o wystawy tematyczne bądź autorskie. Ale to rzecz raczej rzecz przypadku bo w małych aglomeracjach nie wystawia się wielkich dzieł, wielkich twórców a to co ogladam to dzieła autorów, którzy się nie wybili .... jeszcze Very Happy

Co zaś do Monmartru to może byłeś o niewłaściwej porze, w niewłaściwym towarzystwie i na dodatek.... świeżutki jak ogórek. Very Happy
Świat inaczej wygląda .... ciepłą wieczorową porą z ... boską dziewczyną i w stanie po ... użyciu dobrego trunku ... rzecz jasna. Razz
A piewcy Montmartru zapewne go w takim stanie go postrzegali Dancing

Pozdrawiam Łapka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ltd



Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 205
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: mój świat

PostWysłany: Nie 13:40, 03 Lut 2008    Temat postu:

I tu muszę się z panami zgodzić tak Luwr zrobił na mnie wrażenie i owszem,ale o kontemplacji sztuki nie mogło być mowy.Jeszcze gorzej było w Ermitażu.Może miałoby to sens,gdybym mogła poświęcić kilka tygodni na ich zwiedzanie?
Natomiast Monmartr późnym wieczorem,pełen porozstawianych sztalug, "chodnikowych mini-galerii",wesołych,rozkrzyczanych artystów ujął mnie swoją atmosferą.Było to jedyne miejsce w Paryżu,które naprawdę mi się podobało.Niestety Moulin Rouge miałam okazję obejrzeć tylko z zewnątrz,za to w całej krasie krzykliwego oświetlenia.
I jeszcze jedno.Nie wiem,gdzie Ty,Ahronie, dostrzegasz wulgaryzm w pracach Lautreca?Wyuzdanie-owszem,w końcu malował panie parające się taką,a nie inną profesją.Ale dla niego były to zwykłe kobiety,w żaden sposób nie bardziej wulgarne niż cała reszta,tylko inne z racji wykonywanego zawodu.Ale kochał je takimi,jakimi były.I takimi je malował.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ahron



Dołączył: 17 Sty 2008
Posty: 157
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Pon 0:37, 04 Lut 2008    Temat postu:

Ltd- właśnie o ten dreszczyk chodzi -po tych kobietach czesto widać czym sie zajmują ,dokładnie napisałem wyuzdany aż wulgarny -to nie był zarzut -mi sie to podobało ,może zamiast wulgarny powinno być i nieprzyzwoity ,chodziło mi o nadani słowu "wyuzdany " wiekszego ładunku emocji.NIC TAK NIE PRZYCIĄGA MĘŻCZYZNY JAK ZEPSUTA KOBIETA :)

Co do Monmartu to wynika że byłem o niewłasciwej porze i z nie własciwym towarzystwie -poprawię się -tz spróbuję jeszcze raz :).


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ltd



Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 205
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: mój świat

PostWysłany: Wto 20:17, 05 Lut 2008    Temat postu:

Ahron napisał:
chodziło mi o nadanie słowu "wyuzdany " większego ładunku emocji.

No to Ci się udało,choć ja bym jego prac nie nazwała wulgarnymi.
Ahron napisał:
Co do Monmartu to wynika że byłem o niewłasciwej porze i z nie własciwym towarzystwie -poprawię się -tz spróbuję jeszcze raz :).

A ja już chyba nie.Generalnie Paryż mnie rozczarował Think


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Nie 13:05, 06 Kwi 2008    Temat postu:

Tamara Łempicka /wg Wikipedii/


[URL=http://imageshack.us][/


(ur. 11 maja 1895 lub 1898 r. w Moskwie, zm. 18 marca 1980 w Cuernavaca, Meksyk), znana też jako Tamara de Lempicka, właściwie Maria Górska, polska malarka epoki art déco.
Tamara przyszła na świat jako Tamara Rosalia Gurwik-Gorska,11 maja 1895r. w Moskwie, jako córka Polki i zamożnego rosyjskiego Żyda. Ojciec zniknął z jej życia bardzo szybko- jeszcze kiedy miała 5 lat, dlatego też całe życie fałszowała swoje miejsce urodzin, by zdystansować się do swojego pochodzenia, oraz podkreślić to, że czuje się Polką, gdyż opiekująca się nią rodzina matki wychowała ją w duchu patriotycznym. Od 1907 zaczęła symulować problemy zdrowotne i szantażem wymuszała coroczne wakacje we Włoszech oraz przeniesienie do szkoły w Lozannie. W trakcie owych wakacji, na które jeździła z babcią, zapoznała się ze sztuką renesansowych mistrzów, których obrazy oglądała we Florencji, Rzymie i Wenecji. Wpływ tych dzieł jest bardzo widoczny w dwóch pierwszych okresach twórczości Łempickiej. Przejawia się on w używanych przez nią czystych kolorach, dokładnym rysunku oraz "dopieszczonych" draperiach oraz cieniach. 1916 w Petersburgu poślubiła prawnika Tadeusza Łempickiego, który był synem bratanicy Cypriana Kamila Norwida. W tymże roku Tamara urodziła córkę Marię Krystynę (Kizette). Podczas rewolucji październikowej, jej mąż został aresztowany przez bolszewików. Żeby uwolnić męża Tamara musiała spędzić noc ze szwedzkim konsulem, który następnie pomógł jej uciec z Rosji. Małżonkowie spotkali się ponownie w Kopenhadze.
Małżeństwo zamieszkało w Paryżu, jednak Tadeusz Łempicki nie mógł się otrząsnąć ze wspomnień z pobytu w więzieniu i nie był w stanie początkowo utrzymać rodziny, która żyła głównie z pomocy krewnych i uratowanych przed rewolucją dóbr. Aby móc się utrzymać Tamara zaczęła malować. Paryż lat dwudziestych był ku temu sprzyjającym miejscem: na ulicach pełno było malujących kobiet, w mieście emigrantów, którzy uciekli przed wojną, a emancypacja zdołała już przetrzeć kobietom pierwsze szlaki ku karierze, choć ich malarstwo wciąż traktowane było z dystansem.
Alfred Stieglitz- agitator modernizmu- wypowiadał się w następujący sposób:
"(...)Kobieta odbiera świat przez Macicę. Jest to siedziba jej najgłębszych uczuć. Umysł znajduje się na drugim miejscu"
To podejście było dominujące, dlatego też, za malarstwo "kobiece" uważano malarstwo sentymentalne i "przestarzałe" malarstwo figuratywne. Pomimo twierdzeń Tamary, iż w kwestii warsztatu jest samoukiem, przez pewien czas chodziła do pracowni André Lhote'a, kubisty o dość jednak konserwatywnym podejściu. Zrezygnowała dość szybko, z obawy, że się zmanieruje. Pierwszy raz jej prace zostały wystawione przez Salon d'Automne, w 1922, dzięki siostrze artystki Adriannie, która zasiadała w komisji dopuszczającej obrazy na wystawę. Malarstwo Tamary zostało jednak od razu zauważone i miało swój oddźwięk w prasie (min. w "Le Figaro" i "Le Seine et Marnais") Wkrótce też stała się sławna jako portrecistka Tamara de Lempicka. W tym czasie słynna była ze swoich romansów (była biseksualna [1]) co było niejako obowiązkiem paryskiej bohemy lat dwudziestych. Wpływ tych przeżyć w jej malarstwie jest bardzo widoczny- choćby w obrazie "Cztery akty". Jest to najbardziej kojarzony z Tamarą okres jej twórczości- wyidealizowane portrety i akty o lekko kubicznych formach, o nasyconej gamie barwne, zamknięte w sobie i bardzo estetyczne. Z tego okresu tę pochodzi jej autoportret "Tamara w zielonym Bugatti" przeznaczony na okładkę czasopisma "Die Dame" i uważany za jeden z typowych obrazów art deco. Wobec rozwiązłego życia Tamary Tadeusz Łempicki w 1927 roku powrócił do Warszawy i zamieszkał z Ireną Spiess, z którą się później ożenił. Mimo błagań Tamary, która trzykrotnie przyjeżdżała do Polski by powstrzymać męża, rozwód został ostatecznie zasądzony w 1931r. Od tego momentu Tamara zaczyna chorować na depresję, a okresy jej szalonej aktywności twórczej przeplatają się z miesiącami podczas których nie wychodziła z łóżka. Na dodatek zaczynają się lata trzydzieste- czyli okres, gdy do władzy dochodzili w Europie kolejni nacjonaliści. Wyczulona po swoich przeżyciach z Rosji Tamara zaczęła wyczuwać zagrożenie, czego odbicie od razu dało się wyczuć w jej malarstwie. Dalej wysoko dopieszczone, stało sie jednak bardziej naturalistyczne. Pojawiają się zmarszczki, brodawki i sękate dłonie o mocno zaznaczonych stawach- wynik jej narastającej fascynacji Dürerem. W tym czasie ponownie wychodzi za mąż i wyjeżdża do Ameryki.
Na początku II wojny światowej przeniosła się do Beverly Hills w Kalifornii z drugim mężem, austriackim baronem Raoulem Kuffnerem. W 1943 przeprowadzili się do Nowego Jorku, gdzie malarka kontynuowała twórczość artystyczną w swoim charakterystycznym stylu. Prasa amerykańska nie traktowała jej jednak poważnie- skupiając się głównie na tworzonej przez nią samą wokół siebie historii - i przylepiła jej łatkę malującej pani domu. Jest to czas jej licznych eksperymentów, m.in z abstrakcją geometryczną, był to jednak niewiele znaczony epizod w jej twórczości. Wyznacznikiem trzeciego etapu jej malarstwa stała się szpachla- narzędzie przed impresjonizmem zupełnie pogardzane i używane co najwyżej do mieszania farb. Tamara- porzucając swój wypracowany warsztat zaczęła tworzyć monochromatyczne obrazy w odcieniach beżu lub brązach. Były to obrazy o rozmytych konturach i bezpretensjonalnych tematach np. Praczka, Gołębie.
Po śmierci barona Kuffnera w 1962 przeniosła się do Houston w Teksasie. Jej nowe dzieła nie zostały dobrze przyjęte, toteż Tamara przyrzekła iż nigdy więcej nie wystawi swoich prac.
W 1978 przeniosła się do Cuevernaca w Meksyku. Zmarła tam podczas snu 19 marca 1980. Na własne życzenie jej ciało zostało skremowane, a prochy rozrzucone z helikoptera nad wulkanem Popocatepetl.
W Polsce znajduje się kilkanaście jej obrazów, jednak nie są prezentowane publiczności.

Tamara o swoim malarstwie: "Na moich obrazach jest niewiele tła. Chcę widzieć postać, to ona jest ważna"
"Ludzie myślą, ze popełniłam błąd, że odcięłam im kawałek głowy. Lecz ja chciałam, aby wyglądało, ze ludzie nie siedzą w miejscu, tylko są cały czas w ruchu, gonią za swoimi sprawami"

a tutaj inne prace autorki Anxious
[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Wto 19:00, 08 Kwi 2008    Temat postu:

Stanisław Zagajewski /wg Wikipedii/

Pieta
[link widoczny dla zalogowanych]

Stanisław Zagajewski (ur. ok. 1927, zm. 4 kwietnia 2008 we Włocławku) - polski rzeźbiarz samouk, artysta z nurtu Art Brut, sztuki prymitywnej, surowej, intuicyjnej.

Data i miejsce jego urodzin są nieznane. Został znaleziony zimą 1929 roku na stopniach kościoła św. Barbary w Warszawie. Znalezionemu dziecku przypisano imię i nazwisko i wpisano fikcyjną datę i miejsce urodzenia: (Warszawa, 27 września 1927). Dzieciństwo spędził w klasztornych zakładach opiekuńczych. Zarabiał na życie wykonując wiele różnych zawodów: kucharza, ogrodnika, introligatora, krawca, był także stróżem nocnym i konwojentem. Wykonywał też sztukaterie na warszawskiej Starówce, pracował przy budowie MDM-u w Warszawie i Trasie W-Z.
Rzeźbienie w glinie było od najmłodszych lat jego wielką pasją i namiętnością. Jego zdolności zostały odkryte dość wcześnie, jednak do średniej szkoły plastycznej nie mógł zostać przyjęty, gdyż nie ukończył szkoły podstawowej, a do szkoły budowlanej - z powodu zbyt wątłego zdrowia.
Sztuki wypalania glinianych form nauczono go w "Cepelii" dla której robił gliniane ptaszki. Dzięki osobistym staraniom prof. Aleksandra Jackowskiego z Instytutu Sztuki PAN, otrzymał we Włocławku niewielki domek, gdzie żył i pracował do końca życia.
Najpełniejszy zbiór (stała ekspozycja - ponad 120 rzeźb; w tym kilka ołtarzy) jest własnością Muzeum Ziemi Kujawskiej i Dobrzyńskiej we Włocławku. Rzeźby Zagajewskiego mają także w swojej kolekcji m.in. Muzeum Etnograficzne w Warszawie, Muzeum Śląskie w Katowicach, Muzeum Etnograficzne w Toruniu i Collection de l'Art Brut w Lozannie. Jego prace są pokazywane na wszystkich ważnych wystawach twórców z kręgu tzw. Art Brut.
Zmarł 4 kwietnia 2008 roku około godziny 16:00 w szpitalu, w którym był hospitalizowany od trzech tygodni. Przyczyną śmierci były prawdopodobnie komplikacje związane z zapaleniem płuc i wylewem.



Warto otworzyć poniższe linki. Wspaniałe prace w tym zdjęcie artysty na tle fantastycznej płaskorzeźby Anxious

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez w51 dnia Wto 19:02, 08 Kwi 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Nie 9:02, 27 Kwi 2008    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]

TEODOR AXENTOWICZ

polski Malarz, rysownik i grafik, jeden z czołowych reprezentantów młodopolskiej sztuki inspirowanej rodzimym folklorem, twórca salonowych portretów. Urodzony w 1859 w Braszowie, Rumunia, zmarł w 1938 w Krakowie.

Kształcił się w latach 1879-1882 w monachijskiej Akademii Sztuk Pięknych w pracowni G. Hackla, S. Wagnera i G. Benczura. W okresie 1882-1895 kontynuował studia artystyczne w Paryżu pod kierunkiem E. A. Carolusa-Durana. Współpracował też jako ilustrator z poczytnymi paryskimi czasopismami "Le Monde Illustré", "L'Illustration" i "Figaro". Ponadto zarobkował wykonując kopie obrazów dawnych mistrzów, m.in. Botticellego, Tycjana i Halsa. W 1891 r. został przyjęty w poczet członków Société Nationale des Beaux-Arts. W okresie 1890-1899 odbył szereg podróży artystycznych do Londynu i Rzymu; w Londynie malował na zamówienie portrety członków establishmentu studiując jednocześnie tradycyjne i współczesne angielskie malarstwo portretowe, m.in. dzieła T. Gainsborough, J. McNeill Whistlera i prerafaelitów. W Paryżu obracał się w kręgu intelektualnych i artystycznych elit, których reprezentantów chętnie uwieczniał na swych płótnach; członków polskiej kolonii artystycznej spotykał w pracowni Józefa Chełmońskiego, odwiedzał Hôtel Lambert oraz dom Władysława Mickiewicza będący "oazą polskości". Powstałe wówczas wizerunki znanych osobistości życia polityczno-kulturalnego, m.in. Wiktora Osławskiego (1890), księcia Władysława Czartoryskiego (ok. 1892-1893), Cypriana Godebskiego (1893), Sary Bernhard i Henrietty Fouquier, zapewniły mu reputację salonowego portrecisty. W 1894 współpracował z Wojciechem Kossakiem i Janem Styką przy realizacji PANORAMY RACŁAWICKIEJ.

W 1895 osiadł na stałe w Krakowie, gdzie objął stanowisko profesora w Szkole Sztuk Pięknych, które piastował do 1934. W 1897 założył szkołę malarstwa dla kobiet, w której wykładali m.in. L. Wyczółkowski i J. Stanisławski. Należał do grona członków-założycieli Towarzystwa Artystów Polskich "Sztuka" ukonstytuowanego w 1897 i reprezentującego polską sztukę w ramach międzynarodowego ruchu wystawienniczego. Był blisko związany z wiedeńskim środowiskiem twórczym jako członek Vereinigung Bildender K�nstler �sterreichs-Wiener Secession i współpracownik czasopisma "Ver Sacrum". W 1910 został pierwszym powołanym w wyborach rektorem krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. Indywidualne prezentacje twórczości Axentowicza odbyły się w Krakowie (1924, 1926, 1938 - pośmiertna), Warszawie (1930) i Łodzi (1930). Artysta eksponował swe prace niemal na wszystkich krajowych i zagranicznych wystawach "Sztuki", m.in. w St. Louis (1904), Monachium (1905), Londynie (1906), Wiedniu (1908), Berlinie (1913), Wenecji (1926) i Pradze (1927). Ponadto wziął udział w międzynarodowych wystawach w Berlinie (1896), Monachium (1935), Rzymie (1911), Wenecji (1914), Paryżu (1921) i Chicago (1927). W 1909 został odznaczony przez cesarza Franciszka Józefa orderem Żelaznej Korony III klasy; w 1923 uhonorowano go Krzyżem Komandorskim Odrodzonej Polski I klasy; w 1929 otrzymał Medal Dziesięciolecia Odrodzonej Polski, zaś w 1936 - Krzyż Komandorski z Gwiazdą i Wielką Wstęgą Orderu Odrodzonej Polski. Na Powszechnej Wystawie Krajowej w Poznaniu w 1929 został nagrodzony Wielkim Złotym Medalem. Twórczość Axentowicza rozwijała się dwutorowo: artysta zdobył uznanie jako portrecista i zarazem jako autor scen rodzajowych. Rodzajowy nurt jego sztuki sięgał swymi początkami okresu monachijskich studiów, kiedy to Axentowicz malował w realistycznej konwencji epizody z życia wsi (POGRZEB NA RUSI, 1882; KWIACIARKA WŁOSKA, 1882; GĘSIARKA, 1883). Podejmował też - uwarunkowane akademickim nauczaniem - próby w zakresie malarstwa historycznego (W�RZBURG W 1811 R., 1884) i ilustrował dzieje Słowian z IV w. (POGRZEB WODZA SŁOWIAŃSKIEGO; POCHÓD WOJOWNIKÓW; WIEC STAROSŁOWIAŃSKI). Ludową tematykę rozwijał - w oparciu o przywiezione z Huculszczyzny szkice - doskonaląc realistyczny warsztat malarski w paryskiej pracowni Carolusa-Durana. Powstały wówczas najbardziej znane i najlepsze obrazy rodzajowe Axentowicza, ŚWIĘTO JORDANU (1893) i KOŁOMYJKA (1895), których warianty artysta będzie później wielokrotnie opracowywał w technice olejnej, pastelowej i akwarelowej. Dynamikę żywiołowego tańca i wirowy ruch par sugestywnie oddaje w KOŁOMYJCE szybki, spontaniczny dukt pędzla szkicowo wydobywający formy o zatartych konturach, podporządkowane kolorystycznemu trójdźwiękowi bieli, brązów i czerwieni. Po powrocie do kraju zafascynowany rodzimym folklorem Axentowicz współtworzył nurt młodopolskiej chłopomanii utrwalając malownicze obrzędy i surowe obyczaje Hucułów. Barwność ludowych strojów wraz z podniosłym nastrojem religijnych rytuałów znalazła przejaw we wciąż powracających i kompozycyjnie modyfikowanych tematach: ŚWIĘCONE, NA GROMNICZNĄ, ŚMIGUS. Sceny święcenia gromnic, wody i pokarmu cechuje dosadna charakterystyka chłopskich postaci i wierne odtworzenie obyczajowych realiów. Szereg wersji plastycznych zyskały też motywy DZIEWCZYNA Z GROMNICĄ, DZIEWCZYNA Z DZBANKIEM, DZIEWCZYNA Z MISĄ. Huculskie pogrzeby i procesje, długie, uroczyste pochody zdobne w chorągwie i migocące światełkami gromnic, suną na obrazach Axentowicza przez pokryty śniegiem karpacki pejzaż, ewokując nastrój melancholii.

Refleksję nad przemijaniem pobudzają też kompozycje z dojrzałego okresu twórczości Axentowicza: STAROŚĆ I MŁODOŚĆ, STARZEC I DZIEWCZYNA, WIZJA - WSPOMNIENIE. Wanitatywny temat przybrał tu kształt alegorii upostaciowanej przez starca o werystycznie ujętej twarzy i młodą wieśniaczkę o rysach odpowiadających akademickim kanonom piękna; wspomnienie młodości przywołuje także wizyjna, kobieca twarz-maska. Symbolikę przedstawienia dopowiada ponura aura jesiennego dnia; złociste liście akcentują nietrwałość bytu i zarazem wprowadzają do wąskiej gamy zgaszonych brązów, zieleni i szarości mocniejszy akcent kolorystyczny. Symboliczne treści przekazują również namalowane w 1917 obrazy GWIAZDA WOLNOŚCI - BETLEJEMSKA, MODLITWA DZIECKA, POJEDNANIE, MARZENIE; nadzieja na odzyskanie przez Polskę niepodległości wiąże się w sztuce Axentowicza z bolesnym odczuciem wojennego dramatu i ekspresją osobistej tragedii po starcie syna (MATKA NAD GROBEM SYNA, 1915; POGRZEB LEGIONISTY, ŻAŁOBA, RANNY LEGIONISTA, ŁZY POLSKI). Nawiązując do współczesnych wydarzeń Axentowicz powracał do rozbudzonych w okresie studiów zainteresowań malarstwem historycznym. W latach 1911-1912 wykonał - według olejnego szkicu z 1900 - kompozycję POSELSTWO POLSKIE U HENRYKA WALEZEGO. Świadectwem fascynacji historią i kulturą Ormian, która przejawiła się wstąpieniem artysty do Towarzystwa Ormiańskiego "Haiasdan", był obraz CHRZEST ARMENII (1900) i olejne szkice ORMIANIE U KRÓLA JANA KAZIMIERZA (1912, 1919) poprzedzające namalowaną ok. 1930 kompozycję ORMIANIE W POLSCE.

Axentowicz zasłynął jednak przede wszystkim jako autor kobiecych portretów perfekcyjnie wykonywanych w technice pastelu. Malował wizerunki dam z arystokratycznych sfer, artystycznych kręgów i mieszczańskich salonów czerpiąc inspiracje z malarstwa J. Whistlera, J. Sargenta i G. Boldiniego (PORTRET DAMY W CZARNEJ SUKNI, 1906). Umiejętnie wykorzystując atrybuty kobiecości - suknie balowe, eleganckie kapelusze, kosztowną biżuterię i karnawałowe maski - nasycał swe obrazy subtelnym erotyzmem. Wąską gamę barw opierał na wyrafinowanych akordach czerni, różu, srebrzystych bieli i błękitów; rysy subtelnie modelowanych twarzy poddawał idealizacji. Wielką popularnością cieszyły się portretowe "główki" Axentowicza - sentymentalne w wyrazie, popadające z czasem w schematyzm i manierę wizerunki kobiet noszące tytuły ZACZYTANA, RUDOWŁOSA, Z RÓŻĄ WE WŁOSACH, MARZENIE, DZIEWCZYNA Z NIEBIESKIM DZBANEM. Do portretów pozowały Axentowiczowi także dzieci (PORTRET DZIEWCZYNKI. RÓŻA STRZYŻOWSKA, ok. 1905), najczęściej własne, wielokrotnie rysowane w Zakopanem, gdzie artysta wraz z liczną rodziną mieszkał we własnej willi (RODZINA ARTYSTY, 1907). Repertuar tematyczny Axentowicza obejmował ponadto portrety reprezentacyjne wykonane techniką olejną, głównie wizerunki polskiej arystokracji, m.in. Władysława Czartoryskiego (1892-1893), Romana i Józefa Potockich (ok. 1900), Elżbiety i Augustyna Czartoryskich, Radziwiłłów, arcyksięcia Karola Stefana Habsburga.

Marginalne miejsce w twórczości Axentowicza zajmowały dekoracyjnie przestylizowane martwe natury z kwiatami i pejzaże (SZAŁAS W DOLINIE STRĄŻYSKIEJ, WIECZÓR W ZAKOPANEM, MOTYW Z WENECJI). Artysta uprawiał też grafikę ilustracyjną, zajmował się projektowaniem plakatów wystaw Towarzystwa Artystów Polskich "Sztuka" (1898, 1900, 1903, 1912, 1937); dla krakowskiego czasopisma literacko-artystycznego "Życie" rysował winiety. Był ponadto autorem niezrealizowanego projektu witraża dla katedry ormiańskiej we Lwowie (1895). W wykonanych przez niego w 1912 projektach polichromii przejawiła się secesyjna stylizacja (ZŁOTY ANIOŁ GRAJĄCY NA SKRZYPCACH, ANIOŁ Z WIELKIMI SKRZYDŁAMI, BŁĘKITNY ANIOŁ GRAJĄCY NA FLECIE).
Irena Kossowska


Inne prace autora Anxious

[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Pią 20:03, 28 Lis 2008    Temat postu:

I jeszcze raz Axentowicz

Piękna "Wiosna " ..... jesienią

[link widoczny dla zalogowanych][/URL


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez w51 dnia Pią 20:05, 28 Lis 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Wto 10:22, 02 Gru 2008    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]

"Witraż istnieje dzięki światłu-
ono jest jego materią na równi z kolorowym szkłem i ciemnymi kreskami ołowiu-
one też rysują –
podkreślają
jak te smugi cienia w nas –
są potrzebne by wydobyć kształt.
podkreślić go i zaznaczyć."


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Czw 19:16, 11 Gru 2008    Temat postu:

Szał uniesień ????

[link widoczny dla zalogowanych]

Tak, pod ..... każdym względem. Anxious


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez w51 dnia Czw 19:18, 11 Gru 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Pon 13:08, 15 Gru 2008    Temat postu:

Jest taka anegdota o pewnym krakowskim malarzu z poprzedniego przełomu wieków nazwiskiem Jan Styka.

Właściwie anegdot o nim jest wiele, prześmiewczych wierszyków takoż, ale chciałabym przytoczyć jedną. Otóż Styka, który specjalizował się w malarstwie monumentalnym jakby żywcem wyjętym z XIX w. i historyzmu, szczególnie ukochał sceny religijne lub okołoreligijne, przy których Pochodnie Nerona Siemiradzkiego to skromny pod każdym względem obrazek, nie mówiąc już o tym, że arcydzieło. A pewnego razu, kiedy Styka postanowił namalować na podłodze ogromne płótno wizerunkiem Matki Boskiej, ta pojawiła mu się i powiedziała "ty mnie nie maluj na kolanach, ty mnie maluj dobrze". kupa smiechu

Ale nie tylko malował ... Matkę Boską, inne też Very Happy

[link widoczny dla zalogowanych]

Inne prace autora [link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Śro 22:05, 14 Sty 2009    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]

- Organiczne - tak ocenił ulokowane na przedmieściach Poczdamu obserwatorium astronomiczne swego imienia Albert Einstein. Twórcą tego arcydzieła ekspresjonistycznej architektury jest Erich Mendelsohn, Niemiec żydowskiego pochodzenia. Obserwatorium zaprojektował dla współpracownika Einsteina astronoma Erwina Finlaya-Freundlicha, który miał w nim prowadzić obserwacje związane z weryfikowaniem teorii względności. Wieżę zbudowano w latach 1920-21, a obserwatorium zaczęło pracę w 1924 r. Od końca drugiej wojny światowej było w stanie ruiny. Wyremontowano je dopiero w 1999 r.

Ślicznusia Anxious


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Pon 12:47, 19 Sty 2009    Temat postu:

Umierający Gal

to jedna z najbardziej znanych rzeźb okresu hellenistycznego. Była częścią monumentalnej grupy figur, która zdobiła pomnik zwycięstwa ustawiony w Pergamonie. Upamiętniał on triumf króla Attalosa I nad żyjącymi w Azji Mniejszej celtyckimi Galatami.

[link widoczny dla zalogowanych]

Podobnie jak w przypadku większości greckich i hellenistycznych rzeźb, wykonany z brązu oryginał nie dotrwał do naszych czasów. Znamy tylko rzymską kopię z marmuru. Wystarcza ona jednak w zupełności, by docenić kunszt twórcy tego przedstawienia.

[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Czw 19:55, 22 Sty 2009    Temat postu:

Dzieła sztuki ... natury ale i również rąk ludzkich

[link widoczny dla zalogowanych]

Koh-i-noor

jeden z największych znanych diamentów na świecie, pochodzi z Indii. Waży 105 karatów (21,6 g). Obecnie znajduje się w koronie królowej matki Queen Mum i zdobi przód krzyża nad obręczą tego insygnium.

Nie jest dokładnie znane miejsce jego znalezienia ani jego najwcześniejsze dzieje. Pierwsza informacja o diamencie będącym własnością radży Malwy znalazła się w kronikach dopiero w 1304 roku. Później przez 200 lat panowało milczenie, aż pojawił się w skarbcu Babura, założyciela dynastii Wielkich Mogołów w 1526 roku.
Wiadomo, że był w posiadaniu różnych radżów i książąt indyjskich. Jako zdobycz wojenna dostał się do Delhi i stał się własnością szacha Nadira, który w 1739 roku zawładnął tym miastem. W kontrybucji wojennej zabrakło jednak legendarnego diamentu (pokonany ukrył go w zwojach swojego turbanu). Dzięki obyczajowi, który nakazywał zwycięzcy zaprosić pokonanego na ucztę, podczas której na znak pokoju dokonywano wymiany turbanów, Nadir Szach zdobył podstępem cenny kamień. Po zamordowaniu Nadir Szacha (1747) jego syn wolał umrzeć niż oddać diament. Następnie kamień przeszedł w ręce Afgańczyków.

W 1813 dostał się do skarbca władcy Lahaur. Po powstaniu sipajów w 1850 roku wraz z innymi klejnotami koronnymi został skonfiskowany przez angielskie oddziały Kompanii Wschodnioindyjskiej i ofiarowany królowej Wiktorii z okazji 250 rocznicy utworzenia Kompanii Wschodnioindyjskiej. Od tego czasu znajduje się w angielskim skarbcu koronnym. W 1911 roku Koh-i-noor został umieszczony w koronie królowej Marii, babki królowej Elżbiety II. Od 1937 roku zdobi koronę królewską Elżbiety, Królowej-Matki, która jest przechowywana w Tower w Londynie.

Pierwotny kształt nieregularnej rozety bogatego w ścianki szlifu, zwanego Hindu, został unowocześniony w 1852 przez słynnego szlifierza Voorsangera z firmy jubilerskiej Coster. Ze stratą ponad 40% pierwotnej masy (181,1 kr.) kamień ten został przeszlifowany w Holandii na owalny, płaski brylant o masie 108,9 kr.

Koh-i-noor nie jest największym diamentem, lecz z racji swej niezwykłej historii jest obok Hope'a jednym z najsłynniejszych kamieni szlachetnych świata. W Indiach krąży opowieść, że Koh-i-noor został odkryty na czole chłopca porzuconego nad brzegiem rzeki Jamuna i że noworodka zaniesiono wraz z diamentem na dwór władcy. Dziecko okazało się Karną, synem Bog
Słońca. Kamień (o wadze 600 karatów) został osadzony w posągu boga Sziwy na miejscu trzeciego oka, oka olśnienia. Prawdopodobnie wydobyto go w kopalniach Bindżapuru, w środkowych Indiach. W kraju, który do XVIII wieku był wyłącznym producentem diamentów.


[link widoczny dla zalogowanych]

Diament Hope

pochodzący z Golkondy w Indiach.
Został zakupiony w kopalni Kollur i przywieziony w 1668 do Francji przez Jeana Baptistę Taverniera z jego szóstej podróży. Kupił go (wraz z innymi kamieniami) król Francji Ludwik XIV. Był to wtedy błękitny diament o masie 112 karatów. Podróżnik nadał mu imię „Niebieski Tavernier”, a na francuskim dworze przez długie lata zwano go „Wielkim Niebieskim Diamentem”.

Kamień został oszlifowany, co zmniejszyło jego masę do 67 karatów. Ludwik XIV miał go na sobie tylko raz, Ludwik XV pożyczył go Jeanne Becu, a Ludwik XVI dał klejnot do noszenia Marii Antoninie do czasu wprawienia go w Złote Runo. Do rewolucji francuskiej znajdował się w skarbcu.

Diament został ukradziony w 1792 r. w czasie włamania. Pojawił się w Londynie w roku 1830 i został kupiony przez bankiera Henry’ego Philippa Hope’a, który nazwał go swoim nazwiskiem.

Później kamień trafił do sejfu nowojorskiego jubilera, a następnie do sejfu rosyjskiego księcia. Był również w skarbcu osmańskiego sułtana i w 1911 roku został sprzedany przez Pierre’a Cartiera amerykańskiemu miliarderowi Edwardowi B. McLean'owi (właścicielowi Washington Post) za sumę 15 000 dolarów.

Nieszczęśliwe losy kolejnych jego właścicieli spowodowały, że zaczęto przypisywać mu moc przynoszenia nieszczęścia. W 1958 roku jego obecnie ostatnim nabywcą został Harry Winston (słynny amerykański jubiler), który podarował go waszyngtońskiej Smithsonian Institution. Dzisiaj kamień - po oszlifowaniu - waży 44,4 karata i jest oprawiony w wisior.

Najsłynnjesze diamenty świata: 1. Stormogul, 2. i 11. Regent, 3. i 5. Diament florencki, 4. i 12. Gwiazda Południa, 6. Sancy, 7. Drezdeński zielony diament, 8. i 10. Koh-i-noor ze starym i nowym szlifem, 9.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
skrzydlata



Dołączył: 29 Wrz 2007
Posty: 350
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 21:26, 22 Sty 2009    Temat postu:

Niesamowicie piękne! Móc zobaczyć je na własne oczy....... tak
Szlif brylantowy..?

Pozostałe diamenty wymienione na końcu też mogłyby się tu "pokazać" (skoro ich nazwy wraz z numerkami się tu znalazły)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Wto 10:43, 27 Sty 2009    Temat postu:

Szałowy koszmarek …czyli szalony sen architekta

[URL=http://imageshack.us][/


Sagrada Familia
katedra w Barcelonie, jest na ukończeniu. Oczywiście zależy, co uważa się za bliski koniec. Ale po ponad wieku budowy jest do niego bliżej niż dalej.

Co roku katedrę Sagrada Familia w Barcelonie odwiedzają dwa miliony osób. Dzięki nieustającym pielgrzymkom świątynia co roku wzbogaca się o 20 mln euro ze sprzedaży biletów wstępu. To jednak wciąż za mało, by doprowadzić do końca "szalony sen", najwybitniejsze dzieło Antonia Gaudiego.

Niewiele brakowało, a Sagrada Familia wcale by nie powstała. Pomysłodawca projektu (nie był nim wcale Gaudi, lecz księgarz José Maria Bocabella, założyciel Duchowego Stowarzyszenia Wyznawców Świętego Józefa) postanowił, że ze składek publicznych zostanie zbudowana świątynia podobna do katedry we włoskim Loreto. Miała stanąć w centrum miasta, ale niespodziewanie zmarła hrabina, która obiecała przekazać na ten cel odpowiednią działkę. Nową lokalizację znaleziono na ówczesnych obrzeżach Barcelony.

Bocabella oświadczył wtedy, że rezygnuje z budowania kościoła. Pałeczkę przejął Gaudi, który rozpoczął prace w 1884 r. Postawił jeden warunek: nikt nie będzie mu narzucał pomysłów. Sagrada Familia ma być zbudowana według jego projektu. Architekt, który z czasem zdobył światową sławę, poświęcił swemu największemu dziełu 40 lat życia. Nie brał za to żadnych honorariów. Krytycy uznali projekt za szalony i superawangardowy. Gaudi rzeczywiście wyprzedził swoją epokę, tworząc eklektyczne budowle niedające się przypisać do żadnego stylu. Dominuje w nich bogata i barwna secesyjna ornamentyka, ale w każdej odnaleźć można elementy barokowe, klasycystyczne, a nawet gotyckie. Właśnie w projekcie katedry Sagrada Familia artysta puścił wodze fantazji, irytując przy tym nie rozumiejących jego sztuki współczesnych.

Nic dziwnego, że jeszcze w 1926 r., po tragicznej śmierci Gaudiego (architekt zginął pod kołami tramwaju), gazety krzyczały: czas zakończyć tę kompromitującą inwestycję. Ona nie ma nic wspólnego z prawdziwą architekturą. Dzisiaj nikomu do głowy nie przyszłoby krytykować dzieło Gaudiego. Wręcz przeciwnie - jest ono jednogłośnie uznawane za jeden ze sztandarowych przykładów europejskiej architektury przełomu XIX i XX wieku. Barcelończycy działający na rzecz wspierania budowy stworzyli wielki ruch społeczny i są coraz ofiarniejsi. Ostatnio 3,5 tys. rodzin dobrowolnie opodatkowało się na rzecz fundacji - miesięcznie wpłacają na rzecz świątyni 36 euro. W zamian przyznano im symboliczne prawo do odwiedzania świątyni bez biletu wstępu.

Wiele osób decyduje się na zapisanie Fundacji Sagrada Familia całych - nieraz pokaźnych - majątków (od 1979 r. wszystkie darowizny na rzecz świątyni zwolnione są z podatku). Fabia Matas i Subietas, dyrektor fundacji, przejmuje zapisane na jej rzecz kamienice, domy, całe biblioteki. Największy kłopot ma z grobami. Bezradnie rozkłada ręce: - Co można zrobić z grobowcem, który dostajemy w spadku?

Oprócz rodowitych barcelończyków największymi ofiarodawcami są turyści. Bilet wstępu do katedry kosztuje niemało, bo osiem euro. Zwiedzanie trwa co najmniej dwie godziny, a na trasie turystów kusi pamiątkowa ceramika a` la Gaudi, książki i koszulki. Z wnętrza świątyni można wysłać kartkę pocztową z ozdobnym stemplem, zjeść lody, kanapkę albo się czegoś napić. Jest też winda, którą można wjechać na wysokość ósmego piętra za 1,5 euro.

- Każdy turysta zostawia podczas zwiedzania co najmniej 10 euro - mówi Fabia Matas i Subietas.

To także dzięki tym pieniądzom budowa w ciągu ostatnich lat nabrała tempa. A postęp prac widać gołym okiem.

- Od roku po raz pierwszy w historii wznoszenia świątyni prace trwają równocześnie na wszystkich możliwych odcinkach. Szybciej już się nie da - mówi z dumą Jordi Bonet, główny architekt Sagrady.

Dzięki wpływającym od ponad wieku datkom podziwiać można już osiem z planowanych dwunastu ponadstumetrowych dzwonnic katedry. Trwają prace wykończeniowe przy drugiej fasadzie, a równolegle budowane są kolejne kaplice. Zaawansowanie robót wykończeniowych szacuje się na 55 proc. Na budowę czekają jednak najtrudniejsze elementy: centralna, 170-metrowa wieża Honoru Jezusa, 125-metrowa wieża Marii Panny oraz wieże czterech ewangelistów. Zdaniem konstruktorów pierwsza msza w całkowicie już zadaszonej Sagradzie odprawiona zostanie w 2007 r. Nie oznacza to jednak zakończenia budowy - na to trzeba jeszcze będzie poczekać co najmniej dwie dekady. Na początku XX wieku, kiedy prace nadzorował sam Gaudi, budowa Sagrady niczym nie różniła się od budowy średniowiecznych świątyń. Kamienne bloki były ciągnięte przez woły. Kamienie rozbijano ręcznie.

Dzisiaj na placu budowy króluje nowoczesna technika. Po dwóch latach prób oddano do użytku unikatową maszynę wycinającą w kamieniu wymyślne zwieńczenia kolumn i wież. Urządzenie kontrolowane jest przez komputer, w którym najpierw jest tworzony trójwymiarowy projekt elementów. Diamentowe piły tną kamień z zegarmistrzowską dokładnością. Opracowano też metodę wstawiania na szczyty wież charakterystycznych kolorowych zwieńczeń, z których każde ma 3,5 metra wysokości.

Teraz najważniejsze jest szczegółowe zaprojektowanie najwyższej, 170-metrowej wieży, bo Gaudi zostawił tylko jej ogólne szkice. Wszystkie plany tworzył na gorąco, a co gorsza większość szkiców spłonęła podczas hiszpańskiej wojny domowej. Dzisiaj architekci za pomocą programów komputerowych rekonstruują plany wieży.

Zapewniają, że będzie wyglądać tak, jakby wymyślono je 121 lat temu.

Oczywiście mają na myśli wygląd zewnętrzny. Bo w środku znajdą się urządzenia, o jakich katalońskiemu mistrzowi architektury nawet się nie śniło: szybka winda, nowoczesny system grzewczy i wentylacyjny. Wszystko oczywiście w zgodzie z obowiązującymi dziś standardami bezpieczeństwa.

Gaudi popędzany przez rządzących miastem w pierwszej połowie XX wieku ripostował: "Gospodarz tego miejsca może spokojnie czekać. Jemu nigdzie się nie spieszy". Teraz spoglądając na wieże i coraz większe, wykończone już fragmenty wymarzonej przez siebie katedry, mógłby powiedzieć: dzięki Bogu, już prawie koniec.

A ja dodam ... no i bardzo dobrze Think


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez w51 dnia Wto 10:47, 27 Sty 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Czw 20:36, 05 Lut 2009    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]

Antyczne złote ... greckie ... klipsy 300 r pne

Twarzowe co nie????? Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Nie 20:39, 08 Lut 2009    Temat postu:

Wprawdzie na kluczyk ale niezły damski ...zegareczek tak

[link widoczny dla zalogowanych]

Złoto, srebro, brylanty.... na długości 15 cm Dancing
Wykonany w Londynie na początku XVIII w


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Pon 19:37, 09 Lut 2009    Temat postu:

Jaka piękna ...sztuka choć ... niemiecka poł . 17 w

[link widoczny dla zalogowanych]

Drewno, stal, macica perłowa, kość słoniowa


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Czw 14:48, 12 Lut 2009    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]

Niezły XVIII w. ... rosyjski. ... bukiecik Very Happy

Złoto, srebro, parę ... brylancików, rubinów, szmaragdów i ... śkła Dancing


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚWIATOWID Strona Główna -> SZAŁ UNIESIEŃ czyli ....jak patrzeć na dzieło sztuki Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
Strona 2 z 5

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin